PolskaZiobro w spódnicy perłą PiS-u

Ziobro w spódnicy perłą PiS‑u

Beata Kempa uwierzyła, że jest perłą PiS. Chce błyszczeć. Dlatego została członkiem komisji badającej śmierć Barbary Blidy

Ziobro w spódnicy perłą PiS-u
Źródło zdjęć: © wp.pl

17.01.2008 | aktual.: 17.01.2008 10:26

Popularność zdobyła niemal z dnia na dzień: wraz z powołaniem komisji śledczej mającej zbadać okoliczności śmierci Barbary Blidy. To właśnie wtedy, 6 grudnia ubiegłego roku, z sejmowej mównicy oskarżyła SLD, że jest moralnie odpowiedzialny za śmierć Blidy. „Za rządów SLD wiele osób popełniło samobójstwo. Nie wytrzymują presji osoby, które dopuszczają się przestępstw” – mówiła.

Nim umilkło oburzenie wywołane tą wypowiedzią, posłanka Kempa znów wypaliła w Sejmie: „Jestem poddawana takim samym atakom jak nieżyjąca Barbara Blida. Z tą różnicą, Lewico i Demokraci, że ja się nie poddam i nie złamię”. Zapytana, czy żałuje tych słów, za które została usunięta- z poselskiej komisji etyki, odpowiada: „Nie cofnę ich, bo to jest ocena polityczna i moralna. Jeśli trzeba byłoby je powtórzyć, zrobiłabym to”.

PiS wystawiło Kempę jako swoją przedstawicielkę do komisji śledczej w sprawie Blidy, która w miniony piątek rozpoczęła prace. Można przypuszczać, że Kempa zrobi wszystko, by pokładanych w niej nadziei nie zawieść.

Postrach Sycowa

W Sycowie, 10‑tysięcznym miasteczku na Dolnym Śląsku, skąd pochodzi Beata Kempa, ludzie mówią, że woda sodowa uderzyła jej do głowy w 2005 roku, gdy po raz pierwszy została wybrana- na posła. Po wyborach partyjni koledzy zgotowali jej królewskie przyjęcie. Na zamku w pobliskiej Oleśnicy zorganizowano wieczór powitalny. „To jest kobieta skazana na sukces. Idzie jak burza. Ty jesteś dla mnie perłą Sycowa” – witał Kempę działacz PiS Wiktor Bąk. – Chciałabym, aby pan Wiktor uznał mnie za perłę powiatu oleśnickiego – odparła niby żartem Kempa. Niby, bo żart krył prawdę o ambicjach sycowianki. Udowodniła, kto w regionie ma siłę przebicia. Była jedynym posłem z okolicy.

Na ten moment czekała 15 lat, od chwili ukończenia studiów prawniczych na Uniwersytecie Wrocławskim. Trudno to wyczytać w oficjalnym życiorysie Beaty Kempy, bo z niego wynika, że po studiach podjęła pracę kuratora sądowego. To prawda, ale wcześniej, jak wspomina Stanisław Czajka z PSL, który w 1990 roku wygrał wybory na burmistrza Sycowa, zgłosiła się do niego świeżo upieczona absolwentka prawa z propozycją zostania jego rzecznikiem prasowym. Nazywała się Beata Kempa. – Odmówiłem, bo nie było potrzeby tworzenia takiego stanowiska. Nie ma go zresztą w urzędzie do dziś – mówi Czajka i przyznaje, że nie spodziewał się, iż tamto zdarzenie rozpocznie konflikt, który trwa do dziś.

Na burmistrza był wybierany jeszcze trzy razy. W 2002 roku jego rywalką była Kempa. Wyścig o fotel burmistrza przegrała minimalnie, bo miała za sobą czteroletnią kadencję radnej, w czasie której budowała opozycję przeciw Czajce. Już wtedy mówiła o układzie. Dziś dodaje: „Dopóki się nie pojawiłam, żyli w błogim nastroju, pewni, że mogą robić, co chcą”.

Klika nie tylko kabaretowa

Zanim jednak Kempa trafiła do Sejmu, musiała po przegranych w 2002 roku wyborach na burmistrza udowodnić, że jest warta większego poparcia i wyborczego zwycięstwa. Rzuciła się w wir działań społecznikowskich.

– Organizowała koncert charytatywny dla trójki osieroconego rodzeństwa z Sycowa, rajdy rowerowe, walczyła o miejscowy szpital. Wszędzie było jej pełno – wspomina Marek Laryś, radny i szef miejscowego ośrodka sportu, wówczas jej dobry znajomy i częsty bywalec w domu u Kempów. Na fali tych działań wypłynęła. Dostrzegł ją lider PiS na Dolnym Śląsku Kazimierz Michał Ujazdowski.

Postanowił promować Kempę w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Był rok 2004. Niestety, znów przegrała, ale tym razem zdobyła już sześć tysięcy głosów, co pozwoliło jej uwierzyć, że z poparciem PiS możliwe jest w końcu zwycięstwo. Wstąpiła do partii i rok później droga na Wiejską stała przed nią otworem. Dostała 5378 głosów.

Nie oznacza to jednak, że zostając posłem, zrezygnowała z budowy wpływów w regionie. Gdy podczas dożynek w 2006 roku występujący w rodzinnym miasteczku kabaret Klika zaczął żartować z Ziobry i Gosiewskiego, Kempa wskoczyła na scenę i krzyknęła do mikrofonu: „Jeszcze dzisiaj możecie się bawić, jeszcze dzisiaj burmistrzem jest mój przeciwnik polityczny, który wam wypłaci honorarium. Bawcie się, bo już jutro może być za późno”. I miała rację. W wyborach samorządowych w 2006 roku burmistrzem został lansowany przez Kempę Wojciech Kociński. Pokonał odwiecznego rywala Kempy Stanisława Czajkę.

Kempa specjalnie przyjechała na posiedzenie rady miejskiej, na której Kociński składał przysięgę. Niestety, popełnił ten sam błąd co warszawska prezydent Hanna Gronkiewicz‑Waltz, spóźnił się z oświadczeniem majątkowym – i radni odwołali go w ciągu jednego dnia. W liście do ministra spraw wewnętrznych napisali, że podczas zaledwie dwóch miesięcy urzędowania zdążył skłócić ze sobą wszystkich. W Sycowie rozpisano nowe wybory, nim Trybunał Konstytucyjny uznał, że brak oświadczenia majątkowego nie jest po temu wystarczającym powodem. Gronkiewicz‑Waltz w Warszawie się upiekło, Kocińskiemu w Sycowie nie. Pracę znalazł u Beaty Kempy jako szef jej biura poselskiego.

Ziobro w spódnicy

Tymczasem Kempa była już w stolicy znaną personą. Podczas prac nad ustawą o CBA wołała z sejmowej mównicy: „Budowa IV Rzeczypospolitej wymaga rozliczania republiki kolesiów. To koniec dyktatury przestępców w białych kołnierzykach”. Tą wypowiedzią udowodniła, że ma cięty język i nie będzie się bała używać go w obronie partyjnych interesów. A to od razu przypadło do gustu ówczesnemu szefowi klubu parlamentarnego, następnie wicepremierowi Przemysławowi Gosiewskiemu. W nagrodę ulokował ją w podkomisji do spraw CBA. Wkrótce potem, w maju 2006 roku, została wiceministrem sprawiedliwości. Zaczęto ją nazywać „Ziobro w spódnicy”. Podlegały jej więzienia. Była zwolenniczką sądów 24‑godzinnych, elektronicznych bransoletek dla skazańców i budowy prywatnego więzienia, które chciała zlokalizować na rodzinnym Dolnym Śląsku. Przede wszystkim jednak lubiła wizytować zakłady karne. Były to gospodarskie wizyty, w których obchodziła więzienie od piwnicy po strych. Towarzyszył jej dyrektor generalny Służby Więziennej Jacek
Pomiankiewicz mianowany na to stanowisko za urzędowania Kempy oraz czasami poseł Arkadiusz Mularczyk, prywatnie przyjaciel Zbigniewa Ziobry.

O wizytach skrupulatnie pisał portal internetowy Służba Więzienna, a ton tych relacji przypominał propagandę PRL: „W bogatej, 150‑letniej historii więzienia w Nowym Sączu po raz pierwszy zdarzyło się, aby tak liczna plejada VIP‑ów – w tym wiceminister sprawiedliwości – przekroczyła jego bramy”. Albo: „Wizytę wiceminister sprawiedliwości [w zakładzie karnym – red.] w Krakowie Podgórzu przyjęto jako wydarzenie niezwykłe i wyróżnienie dla jednostki”.

W więzieniu wadowickim z kolei dzięki przychylności- minister Kempy udało się wygospodarować pieniądze na utworzenie więziennej kaplicy. Rozwijającą się karierę Beaty Kempy przerwały przedterminowe wybory parlamentarne w 2007 roku. Zanim PiS oddało władzę, zdążyła zadbać o wiernych podopiecznych. Pułkownik Pomiankiewicz, towarzysz więziennych inspekcji, otrzymał od prezydenta Kaczyńskiego stopień generalski na dzień przed nominacją nowego premiera Donalda Tuska.

Córka piekarza

Przeprowadzka z ministerialnego gabinetu do poselskiej ławy była dla Beaty Kempy jak zimny prysznic. By się z niego otrząsnąć, musiała podgrzać wokół siebie atmosferę. Stąd ostre i krzywdzące słowa podczas debaty o komisji w sprawie śmierci Blidy. Nawet ojciec posłanki przyznał wówczas, że byłby bardziej zadowolony, gdyby wypowiedzi córki były bardziej stonowane.

W Sycowie ludzie odsuwają się od Kempów. Ojciec prowadzący lokalną piekarnię jest szanowanym człowiekiem, społecznikiem udzielającym się w liceum, gdzie uczyła się Beata, a dziś maturę robi jej córka. – Szkoda mi tej rodziny, kiedyś byli dumni z Beaty, dzisiaj chyba się jej wstydzą – mówi jeden z sąsiadów.

Sypie się też lokalna struktura PiS skupiona wokół sycowskiej posłanki. Dawny przyjaciel Kempy Marek Laryś na ostatniej sesji rady miejskiej opuścił partyjne szeregi, jak tłumaczy: „Na znak solidarności z Ujazdowskim, Wróblewskim i Mutorem, znanymi na Dolnym Śląsku pisowcami, którzy odeszli z partii”. O Larysiu w Sycowie ludzie mówią dziś z uznaniem. O gardłującej w Warszawie Kempie wolą nie mówić wcale.

Mieszkańców miasteczka razi przemiana, jaką przeszła. Głównie to, że uchodząca za osobę głęboko wierzącą (publiczne wyznała, że w przeddzień wyborów była u księdza po błogosławieństwo) potrafi bez skrupułów rzucać w innych słowami jak kamieniami. I czyni to wyłącznie w imię partyjnego interesu. – Ten ton wypowiedzi mam wrodzony. Pracuję nad tym, ale to się chyba nie zmieni – komentuje Kempa.

– Beatę znam niemal od początku jej pracy zawodowej. Ja walczyłem o reaktywację sądu w Ostrzeszowie, a ona organizowała w nim wydział kuratorów. Nie bała się iść na melinę, nie uchylała się od brania trudnych przypadków. Miała temperament, a do tego potrafiła identyfikować się ze sprawą, o którą walczyła – wspomina Andrzej Grzyb, dziś poseł PSL.

Te cechy sprawiły, że PiS dostrzegło Kempę w terenie i zaczęło ją premiować: szybka kariera w zamian za lojalność. Jeśli więc teraz partia wystawia ją do komisji śledczej, to właśnie dlatego, że uznaje ją za osobę, która w obronie dobrego imienia PiS nie zawaha się przed niczym. W pracach tej komisji chodzi przecież o działania władzy i jej służb, które znaną Ślązaczkę Barbarę Blidę pchnęły do samobójstwa. Pod lupę idzie IV RP. Bronienie jej honoru to właśnie wyzwanie stojące przed Kempą, z czego, jak przyznaje, zdaje sobie sprawę.

Jednocześnie to dla Kempy wielka szansa, by przerosnąć mistrza, czyli Zbigniewa Ziobrę jako śledczego w sprawie Rywina. Już dziś mówi się o niej w sejmowych kuluarach, że będzie postacią numer jeden wśród śledczych, jeśli idzie o zapewnianie medialnego show. Takie oczekiwania rozbudziła dotychczasowymi występami w Sejmie. Tylko czy to jest rzeczywiście ta sława, o jaką jej chodziło?

Aleksandra Pawlicka

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)