Zdjęcia z pornoczatów narzędziem szantażystów
W Internecie pojawili się hakerzy, którzy za
pomocą specjalnych programów komputerowych wykradają zdjęcia osób
uprawiających seks na tzw. pornoczatach. Za ich zwrot żądają
pieniędzy - ostrzega "Express Ilustrowany".
15.03.2007 00:10
Niedawno zgłosiła się do mnie szantażowana 45-letnia kobieta, która za pośrednictwem Internetu nawiązała romans z 30-letnim mężczyzną. W podobną sprawę uwikłana była również żona prawnika oraz pewien Amerykanin z Chicago, który korespondował ze studentką z Łodzi - mówi detektyw Waldemar Czerwiński.
45-letnia atrakcyjna łodzianka pracuje na eksponowanym stanowisku w jednej z łódzkich firm. Jest mężatką i matką dwójki dzieci. Kobieta opowiada, że znajomość z 30-latkiem nawiązała kilka miesięcy temu. Początkowo tylko do niego pisała. Później znajomy zaproponował, żeby do komputera podłączyła kamerę. Mówi, że nie wie, jak to się stało, kiedy pierwszy raz na jego prośbę rozebrała się do naga. On zrobił to samo. Zabawa z nieznajomym pochłonęła ją bez reszty. Korespondowała z nim przeważnie w nocy, gdy mąż i dzieci już spały.
Któregoś dnia na domowy telefon kobiety zadzwonił mężczyzna, który powiedział, że ma jej zdjęcia z Internetu. Zaproponował ich zwrot za 4 tys. zł. Groził, że jeśli nie otrzyma pieniędzy, prześle je jej mężowi. Detektyw urządził zasadzkę. Haker jednak się nie pojawił.
W znacznie większe tarapaty popadł Amerykanin, który za pośrednictwem Internetu uprawiał seks ze studentką. Szantażysta, który skontaktował się z nim telefonicznie zażądał od niego 10 tys. dolarów. Groził, że jeśli nie prześle gotówki na podany adres w Polsce, jego najbardziej pikantne zdjęcia zamieści w Internecie. Amerykanin poprosił o pomoc prywatnego detektywa. Ten ustalił, że pod adresem, na który mają być przesłane pieniądze, jest zameldowana polska przyjaciółka żądnego wrażeń internauty zza oceanu. (PAP)