"Zbieranie przez ABW danych z listów to łamanie prawa"
W opinii Janusza Zemkego (Lewica) z
sejmowej speckomisji, gdyby było prawdą, że dzięki systemowi
skanującemu na poczcie ABW zbiera dane na temat nadawców i
odbiorców przesyłek, byłoby to złamaniem prawa. Według posła,
sprawą powinna zająć się speckomisja i Generalny Inspektor Ochrony
Danych Osobowych.
12.11.2008 | aktual.: 12.11.2008 15:23
"Dziennik" napisał w środę, że dzięki systemowi skanującemu Poczty Polskiej do bazy danych ABW trafiają informacje o adresatach i nadawcach. System umożliwia ponadto analizę grafologiczną pisma.
W opinii posła, poczta powinna mieć system, który pozwalałby na kontrolę korespondencji. - Polskie prawo pozwala, by poczta i inne podmioty miały systemy umożliwiające kontrolę korespondencji. Polskie prawo stanowi, że te systemy powinny być kupowane i montowane na koszt poczty - podkreślił poseł Lewicy na środowej konferencji prasowej.
Jak tłumaczył, kontrola przesyłek pocztowych polega na tym, że na system ich sortowania nakłada się dodatkowy system elektroniczny, który umożliwia wybieranie określonych przesyłek oraz identyfikację ich nadawców i odbiorców.
Według Zemkego, sprawy takie jak kontrola korespondencji reguluje polskie prawo. Przywołał przy tym artykuły: 218 Kodeksu postępowania karnego oraz 27 ustawy o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu.
- Zarówno w Kodeksie postępowania karnego jak i w ustawie o ABW wyraźnie jest zapisane, że w przypadku, gdyby była konieczna kontrola operacyjna, to decyzję podejmuje się wobec osoby podejrzanej lub oskarżonego - polityk Lewicy. Jak dodał, decyzję taką może wydać sąd.
- Gdyby zatem było prawdą, że korzysta z tego systemu jakaś służba i jacyś funkcjonariusze mają pokusę tworzenia bazy danych, która obejmowałaby przykładowo wszystkich nadawców i odbiorców, zawierała charakterystyki pisma każdego z polskich obywateli, to - moim zdaniem - mielibyśmy do czynienia z ewidentnym złamaniem prawa - ocenił Zemke.
Jak dodał, taka praktyka byłaby ponadto "niebywale niebezpieczna i polegałaby na tym, że każdy obywatel byłby traktowany jako potencjalny podejrzany" - zaznaczył poseł. Zastrzegł jednak, że "nie chce mu się wierzyć", aby to, co napisał "Dziennik", było prawdą.