Zarzut dla mężczyzny, który zaatakował Leszka Millera
Zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego postawili sieradzcy policjanci 55-letniemu mężczyźnie, który w Sieradzu zaatakował lidera SLD Leszka Millera torebką foliową napełnioną nieznaną cieczą. Mężczyźnie grozi kara do trzech lat więzienia.
02.02.2014 | aktual.: 02.02.2014 12:12
Jak poinformował Radosław Gwis z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, podejrzany przebywa obecnie w policyjnym areszcie. W poniedziałek jego sprawą ma się zająć sieradzka prokuratura.
Do incydentu doszło w piątek wieczorem w Sieradzu, gdzie Miller, wraz z innymi politykami SLD, uczestniczył w koncercie muzyki poważnej. Jak ustalono, po zakończeniu koncertu, kiedy lider Sojuszu rozmawiał z grupą gości, podszedł do niego mężczyzna i rzucił w głowę Millera torebką foliową wypełnioną nieznaną cieczą, wykrzykując przy tym coś niezrozumiałego.
Polityk nie odniósł żadnych obrażeń, zniszczeniu uległo jego ubranie. Po zdarzeniu były premier wrócił do domu, a jego partyjni koledzy złożyli w sieradzkiej policji doniesienie o naruszeniu nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego.
Jak informuje Gwis, dzięki zeznaniom świadków sieradzcy policjanci wytypowali prawdopodobnego sprawcę tego czynu. Był nim 55-latek, znany policji z wcześniejszych nietypowych zachowań. W sobotę mężczyzna został zatrzymany w jednym z mieszkań na terenie Sieradza. Wcześniej próbował uciec. W rozmowie z policjantami nie wypierał się swojego związku z incydentem, a jako motyw podawał wzburzenie i swoją niechęć do lidera SLD.
Gwis dodał, że substancja, którą został oblany Miller, zostanie poddana analizie, która ma odpowiedzieć na pytanie, czy stanowiła zagrożenie dla życia i zdrowia ludzkiego.
W związku z piątkowym atakiem na b. premiera SLD chce rozmawiać z szefem MSW o systemowych uregulowaniach ws. ochrony dla byłych szefów rządu. Premier Donald Tusk zadeklarował wcześniej, że MSW rozważy ewentualny wniosek o ochronę Millera.
Sam Miller zapowiada, że nie zamierza występować o ochronę dla siebie. - To na instytucjach polskiego państwa spoczywa obowiązek, aby one oceniały, czy ktoś jest zagrożony, czy nie jest zagrożony. Jeżeli uznają, że jest zagrożony - niech reagują - powiedział b. premier w TVP Info. Według niego jest czas na debatę nad tym, czy byli premierzy, podobnie jak prezydenci, nie powinni mieć zapewnionej dożywotnio ochrony BOR.
Zgodnie z ustawą o BOR ochrona przysługuje najważniejszym osobom w państwie. Objęty jest nią prezydent i jego najbliższa rodzina, marszałkowie sejmu i senatu, premier, wicepremierzy, szefowie MSZ i MSW oraz byli prezydenci RP (ale nie ich rodziny).
W wyjątkowych sytuacjach szef MSW może, ze względu "na dobro państwa", zdecydować o objęciu taką ochroną innych ministrów lub polityków.