Zamknąć zamknięte osiedla
W Warszawie pojawiła się tajemnicza grupa, która wydała wojnę zamkniętym osiedlom.
Mieszkańcy czterech zamkniętych osiedli na Kabatach nie mogli w sobotę rano wydostać się z ich terenu. Na bramach wejściowych pojawiły się łańcuchy. Podobny los dotknął tydzień temu zamknięte osiedla przy ul. Książęcej i Inflanckiej. Wszędzie tam na bramach zawisły ostrzeżenia przed wyjściem na zewnątrz: "Teren nie-prywatny (publiczny niestrzeżony). Zakaz wstępu. Grozi spotkaniem z biednym, chorym lub brudnym".
Jak dowiedział się "Metropol", w ten sposób swój protest wyrażają młodzi ludzie, którym nie podoba się wydzielanie z miasta zamkniętych enklaw.
"To jest niszczenie publicznej przestrzeni" – przekonują autorzy akcji w swoim manifeście. Ich zdaniem, im bardziej mieszkańcy zamkniętych osiedli odgradzają się od świata, tym bardziej wydaje im się on niebezpieczny i przerażający, bez względu na realny poziom zagrożenia.
"Gdzie się nie spojrzy – parkingi za płotem, budki strażnicze, siatki i kolejne obozy dla mieszkańców" – można przeczytać w naklejanych na murach ulotkach.
Dzielenie miasta krytykuje też psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński. To nie jest naturalny podział na dobre i złe dzielnice, jaki jest w Paryżu czy Londynie. U nas robi się zamknięte enklawy w tej samej dzielnicy i na tej samej ulicy. To jest dzielenie miasta w sposób, który nie został sprawdzony – twierdzi Czapiński.
Policja ani straż miejska nie otrzymały żadnych zgłoszeń w tej sprawie.
W takich przypadkach istotna jest kwestia złapania kogoś na gorącym uczynku. Poza tym możemy pomóc wydostać się uwięzionym osobom, ale straż miejska generalnie nie ma uprawnień do wchodzenia na tereny prywatne. Za każdym razem potrzebna jest zgoda właściciela – wyjaśnia Marek Kulesza z biura prasowego straży miejskiej. Rzecznik stołecznej policji Mariusz Sokołowski również nie słyszał o tego rodzaju sprawach.
Jak zapewniono nas w firmie ochroniarskiej pilnującej jednego z "zaatakowanych" osiedli, całą sprawę potraktowano jako incydent.
Będziemy na przyszłość zwracać większą uwagę na wszystkie wejścia – zapewnił nas pracownik agencji ochrony.
Prof. Czapiński uważa, że niewiele można zrobić w kwestii mody na zamknięte osiedla, ponieważ w końcu ludzie grodzą się na własnym terenie i za własne pieniądze.
Sytuacja robi się jednak paranoidalna, gdy miasto powoli zamienia się w częściowo zamknięte enklawy – uważa Czapiński podkreślając, że nawet w trakcie prowadzonych przez niego badań społecznych ankieterzy mają problemy z dostaniem się do osób wylosowanych do badań, mieszkających na terenie zamkniętych osiedli.
Autorzy akcji zapewniają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Będą dalej zamykać łańcuchami strzeżone osiedla, aż miasto znowu odzyska egalitarny charakter.
Zbigniew Modrzewski