Zamiast leczyć wypełnia dokumenty. "Pacjenci zbierają je jak pokemony"
- Przez pół dnia nie leczę pacjentów, tylko wypełniam papiery - mówi WP Jakub Kosikowski. Lekarz dodaje, że biurokracja w opiece zdrowotnej osiągnęła apogeum. Problem najbardziej dotyka osoby starsze i niepełnosprawne. - Zbierają te papierki jak pokemony, by otrzymać pomoc. Urzędnicy serca nie mają - wyznaje.
27.11.2018 17:56
Jakub Kosikowski, były przewodniczący Porozumienia Rezydentów, a teraz lekarz pracujący w szpitalach i poradniach, wypełnia dziennie setki dokumentów. - Dla mnie to nie jest problem, czy wypełnię setny, czy sto pierwszy papier. Tylko tego pacjenta, starszego, schorowanego, niepełnosprawnego szkoda… - wyznaje Kosikowski.
Zaznacza, że w opiece zdrowotnej właśnie starsi i niepełnosprawni toczą największą walkę z systemem. - Młodsze rodziny dzięki świadczeniom socjalnym typu 500+ odbiły się od biedy. A emeryci? Oni mają po tysiąc złotych emerytur. Kiedy wypisuję im lek, biorą go co drugi dzień, bo ich po prostu na niego nie stać - mówi Kosikowski.
W związku z tym większość z nich występuje o dodatkowe świadczenia. Niestety przez biurokrację trwa to miesiącami.
Druk za drukiem, od lekarza do lekarza
Schorowana staruszka poruszająca się o kulach to jedna z pacjentek Kosikowskiego. Stara się o uzyskanie grupy inwalidzkiej. - To wiąże się ze złożeniem w Powiatowym Zespole ds. Orzekania o Niepełnosprawności obszernej dokumentacji. Część mogła wypełnić sama, ale musiała też uzyskać zaświadczenie o stanie zdrowia, które w tym przypadku wystawiałem ja jako lekarz pierwszego kontaktu. Abym mógł to zrobić, potrzebowałem dokumentacji od wszystkich specjalistów, u których ta pani się leczyła. Przychodzi więc do mnie pacjentka, która wcześniej była u okulisty w swoim mieście, u kardiologa w miejscowości 30 km dalej, a jeszcze dalej musiała jechać do ortopedy - opowiada Kosikowski.
I dodaje, że sam druk z PZOON, na którym wystawiane jest zaświadczenie, jest "bez sensu". - Jego fragment brzmi: "Pacjentka nie może uczestniczyć w posiedzeniu składu orzekającego z powodu długotrwałej i nierokującej poprawy choroby, uniemożliwiającej osobiste stawiennictwo. Tak/Nie (niepotrzebne skreślić)". Czyli: Tak, nie może/Nie, nie może. Czyli zawsze nie może, kto to pisał. I to jest oficjalny urzędowy druk, od którego zależy, czy dostanie grupę inwalidzką, czy nie - wyznaje lekarz.
Kosikowski druk wypełnił. - I co? Urząd ją odesłał znów do mnie. Po co? Żebym wystawił jeszcze jedno takie samo zaświadczenie, tylko na moim druku - opowiada. Lekarz dokument wypisał dopisując w post scriptum: "Czy wy serca nie macie, że gnacie tak schorowaną osobę o kulach po kolejne zaświadczenia?"
Rehabilitacja "bez limitu", którą trzeba odnawiać
Kosikowski wskazuje, że kolejnym problemem jest kwestia nielimitowanej rehabilitacji. - Pacjent z niepełnosprawnością według ustawy PiS ma prawo do nielimitowanej rehabilitacji w domu, ale wniosek na "bez limitu" jest odrzucany. Dostają wnioski na maksymalnie 20 zabiegów - opowiada lekarz. Wczoraj wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński poinformował go, że można o taki wniosek poprosić dyrektora NFZ danego regionu. - Tylko że żaden lekarz o tym nie wie, a w związku z tym nie wiedzą też pacjenci. Ministerstwo powinno zareklamować tę rehabilitację bez limitu. W efekcie co miesiąc pacjent albo jego rodzina muszą iść po kwit - dodaje Kosikowski.
W związku z tym z biurokracją walczyć muszą także opiekunowie osób schorowanych i niepełnosprawnych. - Wielu moich pacjentów to rodzice dorosłych osób niepełnosprawnych. Mają po 70 lat, sami są już mocno schorowani. Oni są jak pielęgniarka na dwudziestoczterogodzinnym dyżurze przez całe życie. Przychodzą po świadczenia pielęgnacyjne, do jakiegoś domu dziennej opieki, zakładu leczniczego, ale też po skierowania dla siebie. Potrafią być u mnie raz w tygodniu, cały czas czegoś potrzebują i potrzebują na to papierka - mówi Kosikowski.
- Kiedy potrzebują pojechać do lekarza, a nie mają samochodu, zlecam im transport karetką. Muszą przyjść po skierowanie, po zaświadczenie na transport. Jakby nie można było rozwiązać tego tak, żeby taka osoba mogła z tego z automatu skorzystać, skoro ma grupę inwalidzką. Nie, ona musi jeszcze przyjść po skierowanie na karetkę. Oni chodzą i zbierają papiery. To nie jest biurokratycznie proste, żeby otrzymać jakieś wsparcie - wyznaje lekarz.
Pytany, jak można rozwiązać problem i czy Ministerstwo Zdrowia jakoś w tym pomaga, odpowiada: - Z ministerstwem jestem cały czas na łączach, ale to nie jest kwestia samego ministerstwa. To cała biurokratyczna machina, której minister jednym dekretem nie rozwiąże. To problem systemowy - podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl