Zaciemnienie



Ciemność ogarnęła ostatnio kilkaset tysięcy, a może nawet milion polskich mieszkań. Silny wiatr i niewielki śnieg rywały linie energetyczne i łamały słupy. Straty szacuje się na wiele milionów złotych. Czy w XXI wieku naprawdę jesteśmy na to skazani?

Zaciemnienie
Źródło zdjęć: © Gość Niedzielny | Henryk Przondziono

29.10.2009 | aktual.: 02.11.2009 10:59

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Odpowiedź brzmi – tak. Pogoda zawsze będzie górą i nie ma żadnego sposobu, żeby się przed ekstremami za oknem obronić. W Polskich warunkach sprawa jest jednak bardziej złożona. Mamy bowiem przestarzałe elektrownie (z których część w ogóle nie powinna pracować), poważne braki w połączeniach energetycznych, a tam, gdzie sieć jest, powinna już dawno być połatana i wymieniona. W takich warunkach nie trzeba ekstremalnej pogody, by poważnie zakłócić dostawy prądu.

Bezpieczny Śląsk

Z dużych aglomeracji w Polsce bezpieczny pod względem dostaw prądu jest właściwie tylko Śląsk. W takich miastach, jak: Kraków, Wrocław, Warszawa, Poznań, Trójmiasto, Szczecin, zagrożenie wyłączeniem prądu jest naprawdę spore. Cały północno-wschodni skrawek kraju jest poważnie zagrożony w całości. Tam praktycznie w ogóle nie ma linii wysokiego (do 220 kV) i najwyższego (400 kV) napięcia. Eksperci od lat biją na alarm, ale w zasadzie to niczego nie zmienia. Bo problem budowy nowych połączeń czy przebudowy czy konserwacji starych nie leży tylko w pieniądzach, ale przede wszystkim w prawie i procedurach. Podobnie zresztą jak problem budowy autostrad.

Eksperci z państwowej firmy PSE Operator, zajmującej się przesyłem prądu, wyliczają, że budowa kilometra linii przesyłowej to koszt około 4 mln złotych. To w przypadku, gdy linia ma przechodzić przez tereny niezabudowane. Na terenach miejskich koszt wzrasta do 6 mln złotych. Rzecznik PSE Operator Dariusz Chomka twierdzi, że aż połowa tej kwoty to koszty pozyskania terenu. A z tym jest naprawdę duży problem. Właściciele dwóch działek w okolicach Trójmiasta zablokowali na cztery lata budowę 700-metrowego odcinka linii przesyłowej. Nie zgodzili się na ustawienie jednego słupa. Ośmiokilometrowy odcinek linii przesyłowej w okolicach Elektrowni Łagisza powstawał przez 3 lata, bo z 355 działek, nad którymi przechodził, właściciele trzech nie zgodzili się na zaproponowane odszkodowania. Gdy w końcu sądownie spór został załatwiony, inwestycję dokończono w trzy miesiące. Przykłady można mnożyć.

Nadchodzą kłopoty

Kilka tygodni temu Najwyższa Izba Kontroli (NIK) opublikowała raport, z którego wynika, że w remontach czy budowie nowych linii najbardziej przeszkadzają procedury biurokratyczne. Pieniędzy mogłoby być więcej, ale to nie one stanowią główne źródło przyszłych kłopotów. A o tym, że kłopoty nadchodzą, kontrolerzy NIK są przekonani. NIK twierdzi, że sytuacja jest tak dramatyczna, że spółki elektroenergetyczne mogą mieć problemy z zapewnieniem ciągłości i niezawodności dostaw prądu. Nowych linii się nie buduje, bo skutecznie utrudniają to przepisy. A te już istniejące bardzo szybko się starzeją. W 2008 r. tylko nieco ponad połowa wszystkich linii wysokiego napięcia (220 kV) było w wieku dopuszczalnym dla ich eksploatacji, czyli nie starszych niż 40 lat. Aż jedna trzecia miała od 40 do 50 lat, a prawie 12 proc. powyżej pół wieku. Średni czas używania linii najwyższego napięcia (400 kV) wynosi w Polsce prawie 30 lat. W PGE Dystrybucja Warszawa-Teren Sp. z o.o. na początku 2008 roku niecałe 40 proc majątku stanowiły
urządzenia, które przekroczyły okres technicznego użytkowania. Kłopotem są bowiem nie tylko linie przesyłowe, ale także same elektrownie. Średni wiek bloków energetycznych w 2008 roku wynosił w Polsce 35 lat! Stare elektrownie, stare linie przesyłowe, ogromne tereny bez podstawowej infrastruktury. Taki jest obraz polskiej elektroenergetyki. Lawinowo rośnie ilość mocy objętej remontami awaryjnymi. I tak jak w 2004 roku – według raportu z funkcjonowania Krajowego Systemu Elektroenergetycznego – awaryjnym remontem były objęte urządzenia o łącznej mocy wytwórczej 420 MW, tak już w 2007 roku o mocy 1057 MW. Wskaźnik awaryjności w kontrolowanych przez NIK spółkach w 2005 roku wyniósł 2,08 proc., a w 2007 roku wzrósł do 11,4 proc. * Prąd gospodarka*

Polskie Towarzystwo Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej wydało raport, z którego wynika, że już trzeba zmodernizować przynajmniej 50 tys. kilometrów linii średniego napięcia (do 30 kV) i aż 153 tys. km linii niskiego napięcia. Energetycy zwracają uwagę na to, że „nowoczesna infrastruktura energetyczna jest ważnym czynnikiem konkurencyjności gospodarki”. Jak tzw. ściana wschodnia ma przyciągać inwestorów, skoro tam nie ma sieci energetycznej? Przecież dostęp do energii ma „znaczący wpływ na decyzje inwestorów oraz ekonomiczną i społeczną atrakcyjność lokalizacji inwestycji w regionach”. Jak zmniejszyć bezrobocie na północy Polski, skoro występuje tam – to znowu cytat z raportu NIK – „strukturalne zagrożenia utraty stabilności napięciowej”. Na północy nie ma praktycznie żadnej elektrowni. Te są na południu i w centrum. Z tych elektrowni, na północ kraju prowadzi zbyt mała ilość linii. Kilka lat temu w Szczecinie zdarzyła się duża awaria elektryczna. Oblodzone przewody były tak ciężkie, że pod własnym
ciężarem zaczęły się urywać. Gdy w ten sposób uszkodzona zostanie jedna lub dwie linie, reszta „pada” z przeciążenia. Rozwiązaniem byłyby tzw. energetyczne obwodnice. Tych jednak wokół polskich miast nie ma.

Każdy procent wzrostu PKB (produktu krajowego brutto) powoduje wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną o 0,7 proc. To oznacza, że co roku Polsce potrzeba o kilka procent więcej prądu. Tymczasem polskie elektrownie, z których duża część w ogóle już nie powinna pracować, prądu w najlepszym wypadku dostarczają tyle samo. Gdy jakieś zakłady są w remoncie (czy planowanym, czy z powodu awarii), bardzo niebezpiecznie zbliżamy się do granicy rezerwy. W 2002 roku rezerwy mocy wytwórczych wynosiły w Polsce około 45 proc. Polska eksportowała wtedy energię. W 2006 roku – w czasie zaledwie 4 lat – te rezerwy spadły o 14 proc. Latem 2006 roku rezerwa spadła do zaledwie 6 proc! W Polsce wzrasta popyt na energię. Nasza gospodarka jest bardzo energetycznie rozrzutna, ale nawet zmienienie tego spowoduje raczej odwleczenie problemu niż jego rozwiązanie. Popyt będzie rósł, bo się rozwijamy. Żeby go zaspokoić, powinniśmy zwiększać moce produkcyjne o 1 GW rocznie. Nigdy nie osiągnęliśmy takiego tempa. A co z zastępowaniem
starych urządzeń? Co z modernizacją sypiących się linii przesyłowych? W końcu, co się stanie, gdy w Polsce prądu zacznie brakować? Proste – przestaniemy się rozwijać. Zegar cały czas tyka.

Jan Cichy

Komentarze (0)