ŚwiatZ miłości do Bayernu. Zakulisowe tajemnice, także Lewandowskiego

Z miłości do Bayernu. Zakulisowe tajemnice, także Lewandowskiego

- W dniu meczu Robert Lewandowski zjada na śniadanie tatar, a w jego domu zawsze stoi na kuchence garnek zupy - zdradza Christian Falk, autor książki o tajemnicach Bayernu Monachium.

 Z miłości do Bayernu. Widok szatni przez dziurkę od klucza
Z miłości do Bayernu. Widok szatni przez dziurkę od klucza
Źródło zdjęć: © FC Bayern via Getty Images | M. Donato

11.07.2021 11:42

DW: Od ponad 20 lat jest pan blisko mistrzów i rekordzistów świata w piłce nożnej. Pana książka "FC Bayern. Nieopowiedziane historie piłkarskiej superpotęgi" daje czytelnikom intymny wgląd w świat klubu piłkarskiego. Jak tropi pan ciekawe historie i zakulisowe tajemnice?

Christian Falk: Sekretem dobrego reportera tabloidowego jest bezpośredni kontakt z bohaterami. Budowanie prawdziwej relacji opartej na zaufaniu zajmuje lata. Posiadanie numerów telefonów komórkowych to dopiero początek. Gdy pojawiają się gorące tematy wymagające natychmiastowej odpowiedzi, powinieneś być reporterem, do którego to gracz dzwoni. Ostatnio na przykład bardzo ucieszyło mnie to, że Toni Kroos (zawodnik Realu Madyt - red.) w ekskluzywnym wywiadzie zdradził mi powody swojej rezygnacji z gry w narodowej reprezentacji Niemiec.

Jakie nowiny kryje w sobie książka o gwiazdach piłki nożnej?

- Kibice często poznają piłkarzy tylko z telewizji. W mojej książce pokazuję czytelnikowi, jacy są gracze, gdy kamery są wyłączone. Opisy obcowania w towarzystwie gwiazd futbolu dają kibicowi odczuć, jak to jest pić czerwone wino z Louisem van Gaalem, jeść tatara z Anną i Robertem Lewandowskimi lub zostać wrzuconym do hotelowego basenu przez Lukasa Podolskiego.

Mówi się, że relacje między trenerami a dziennikarzami są z natury trudne, a co dopiero między dziennikarzami a trenerem Bayernu. Jak budował pan zaufanie w kontakcie z trenerami FC Bayernu?

- Każdy trener jest inny i dlatego wymaga innego podejścia. Ottmar Hitzfeld, Jupp Heynckes i Hansi Flick od początku rozumieli, że reporterzy są po to, aby kibice mogli zdobyć informacje o swoim ulubionym klubie. Od samego początku istniał między nami wzajemny szacunek. W relacji z Louisem van Gaalem najpierw trzeba było zasłużyć na szacunek. Dopiero gdy mogłem mu pokazać, że rozumiem jego taktyczne środki, odbierał mnie jako poważnego partnera rozmowy. Pep Guardiola nigdy nie był zainteresowany wzajemnym zrozumieniem. Każdy, kto wyrażał w swoich tekstach odmienne zdanie niż on, automatycznie był poza kręgiem zaufania.

Jednym z głównych bohaterów książki jest mistrz świata o polskich korzeniach Lukas Podolski. Towarzyszył mu pan podczas występów w kadrze narodowej przez 12 lat. Jako debiutujący reporter po raz pierwszy przeprowadził z nim pan wywiad dla "Sport Bild". Jak rozwijała się pana relacja z Poldim?

- Słowo "przyjaciel" to wielkie słowo w relacji gracz-reporter. Ale gdybym miał wymienić od jednego do trzech graczy, których mógłbym nazwać przyjaciółmi, jednym z nich byłby Poldi. Byłem jednym z dwóch reporterów zaproszonych na jego 30. urodziny. Przez te wszystkie lata zawsze mogłem polegać na Lukasie. Zabrał mnie nawet do szatni w Interze Mediolan, co wcale nie było takie proste. A w Londynie, po oficjalnych spotkaniach, poświęcił swój prywatny czas na wyjście ze mną do restauracji. Gdy go potrzebowałem, był dla mnie dostępny. Nawet jeśli doniesienia medialne nie stawiały go w najlepszym świetle, nigdy nie brał ich do siebie. To właśnie charakteryzuje dobrą relację między zawodnikiem a reporterem. Już nie mogę się doczekać, gdy odwiedzę go w Polsce.

Podolski świętujący swoje 30. urodziny podobno wrzucił pana do hotelowego basenu. Czy to był tylko żart pod wpływem alkoholu?

- Poldi wrzucił mnie do basenu w hotelu położonym w Południowym Tyrolu, w którym zakwaterowano reprezentację narodową Niemiec przed Mistrzostwami Świata 2014. Był to dowcip, którego prawdopodobnie Lukas nie zrobiłby każdemu dziennikarzowi. Byłem w ubraniu. Wiedział jednak, że znam się na żartach i będę śmiał się z tej akcji. Później Poldi mi oznajmił: "Dzięki mnie będziesz teraz także widoczny w naszym filmie o Mistrzostwach Świata - to będzie Cię trochę kosztować!". Często jadłem kolację z Poldim, ale nawet w "Hummer Spaghetti" w Londynie sam piłem wino. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby pił alkohol. I jest w tym niezwykle konsekwentny.

Poldi zapytał kiedyś trenera Felixa Magatha, co powinien zmienić, aby częściej wchodzić na boisko. Magath odpowiedział: "Źle biegasz". Czy 36-latek naprawdę biegał aż tak źle, że wrócił do Polski, do Górnika Zabrze?

- Felix Magath zdecydowanie nie należał do ulubionych trenerów Lukasa. Problem polegał na tym, że Magath nigdy nie wyjaśnił młodemu Podolskiemu, co musi zmienić ani jak powinien biegać. Z pewnością Podolski doceniłby tego typu uwagi i sugestie. Ale Magath chciał, żeby gracz sam się nad tym zastanowił, co oczywiście wpłynęło na ich wzajemną komunikację. Inaczej było z Juppem Heynckesem, który absolutnie chciał zatrzymać Podolskiego w Bayernie. Ale wtedy powrót do Kolonii był już nieunikniony. Cieszę się, że Poldi wraca teraz do Zabrza, bo to pokazuje, że nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach. To świetny sposób na zakończenie niesamowitej kariery!

W swojej książce napisał pan, że relacja między zawodnikami a reporterem jest jak taniec na linie. "Nawet jeśli dążysz do bliskości, zawsze musisz zachować dziennikarski dystans". Jest to możliwe?

- To, że nie zawsze jest to możliwe, pokazuje moja relacja z Bastianem Schweinsteigerem. Po latach utrzymywania ze sobą kontaktu tak bardzo się pokłóciliśmy, że przez długi czas nie rozmawialiśmy ze sobą. Tym bardziej cieszę się, że pogodziliśmy się pod koniec jego kariery. Dobrym przykładem na to, że to może zadziałać, jest Lukas Podolski – zawodnik i reporter zawsze muszą być pewni, że oboje wykonują swoją pracę najlepiej, jak potrafią. Tak jak napastnik atakuje bramkę bez względu na obrońcę z przeciwnej drużyny, tak też reporter "traktuje" gracza w swojej relacji. Ważne jest, aby pod względem sportowym wszystko było fair.

A jak zaczęła się wspólna historia Bayernu i jego najlepszego napastnika Roberta Lewandowskiego?

- Przejście Roberta do klubu FC Bayern stało się jasne w 2012 roku podczas bawarskiej kolacji z białą kiełbasą w Monachium z udziałem doradcy Lewandowskiego i Christiana Nerlingera, ówczesnego dyrektora sportowego Bayernu. W ciągu kolejnych dwóch lat Dortmund włożył wiele wysiłku w to, aby Robert nie trafił do bezpośredniego konkurenta z Monachium, ale raczej wyjechał za granicę. Rozmawiali z nim szef BVB Hans-Joachim Watzke i trener Juergen Klopp. Najlepsi trenerzy zagraniczni, tacy jak Carlo Ancelotti czy José Mouirnho, próbowali zwerbować go do Realu Madryt. Wszystko na nic. Bayern Monachium przypomniał Lewandowskiemu o jego obietnicy, której Robert dotrzymał.

Zapewne poznał pan kulinarne sekrety Anny Lewandowskiej, dzięki którym jej mąż nie jest głodny podczas klubowych występów, a jednocześnie ma dużo energii. Czy niektóre z nich mógłby pan zdradzić?

- Rano, w dniu meczu, Anna Lewandowska mieli przez maszynkę dla Roberta świeży kawałek fileta wołowego: tatar to czyste białko. Dzięki temu Robert przez długi czas nie czuje się głodny. Ponadto otrzymuje dodatkową porcję energii, ponieważ podczas wysiłku zużywa jej dużo więcej. Po takim śniadaniu, dwie, trzy godziny później Robert pije smoothie, zmiksowany napój na bazie awokado, banana, kokosa i żółtka. Białka i węglowodany są ściśle rozdzielone. Przed samą grą Anna daje mu dodatkowego kopa: własnoręcznie wykonane z daktyli "kule mocy". Lewandowscy zawsze mają na kuchence duży garnek zupy. Zawarte w niej elektrolity są dobre m.in. na regenerację. Kości wołowe lub kurczaka gotuje się w garnku przez co najmniej siedem godzin. W domu Lewandowscy piją taki wywar jak herbatę.

Słyszałam, że ​​Lewandowski zaczyna swój posiłek od deseru? Więc może to ten cukier wznosi go na wyżyny?

Tak, to prawda. Dzięki temu deser lepiej się trawi i przyswaja. Anna jest dietetyczką i nie pozwala przypadkowi kierować karierą Roberta. W tym celu napastnik musiał najpierw przejść czteroetapowe badanie. Najpierw przeprowadzono u niego testy na nietolerancje pokarmowe. Na podstawie danych Anna przygotowała dla Roberta plan żywienia. Jednak dokładne wyniki Roberta jego żona trzyma w tajemnicy. Oceny pokazują, że w ten sposób zmniejsza się również podatność zawodnika na urazy. Test przeprowadzony przez eksperta potwierdził, że wartości ciała Roberta są typowe dla młodszej osoby. Można więc śmiało powiedzieć: Anna nie tylko wznosi Roberta na wyżyny, ale także przedłuża jego karierę piłkarską.

Rozmawiała Monika Skarżyńska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)