X Jubileuszowe Dyktando: najlepsi w ortografii
Organizatorka "Dyktanda"
Krystyna Bochenek
Fot: Roman Koszowski (PAP)
Piotr Sobczyński z TVP i Jacek Piekoszewski z redakcji "Sportu" zdobyli złoty medal Igrzysk Ortograficznych podczas X Jubileuszowego Dyktanda, które odbyło się w niedzielę w Katowicach.
W Igrzyskach brali udział znani sportowcy i komentatorzy sportowi. Srebrny medal zdobyli zapaśnik Andrzej Supron i Jacek Laskowski z Canal+.
Pisał wszystko tak, jak mu powiedziałem. Ale mówiąc serio - to partnerowi zawdzięczamy sukces - powiedział Supron.
Brązowe medale zdobyli: sprinter Marcin Urbaś i Henryk Urbaś z Programu I Polskiego Radia oraz szermierz Rafał Sznajder i Dariusz Postolski z Polskiego Radia Łódź.
Chciałem wygrać, ale nie udało się - było za trudno. Miejsce medalowe - myślę, że bardzo dobre i bardzo dla mnie znaczące, oby tak było w sporcie - powiedział Marcin Urbaś.
Swoje siły podczas dyktanda zdecydowało się sprawdzić ponad trzy tysiące osób. Na specjalną prośbę Radia Katowice dyktando napisali także Adam Małysz i oraz komentator sportowy Krzysztof Miklas. Cenzorem prac był trener Apoloniusz Tajner.
Do redakcji radia przyszedł faks prosto z fińskiego Kuopio potwierdzający, że skoczek poddał się testowi. Nic jednak nie wiadomo na temat ewentualnej ilości pełnionych przez tę sportową parę błędów.
Za Informacyjną Agencją Radiową podajemy pełny tekst katowickiego dyktanda Polskiego Radia:
_ Ze sczerniałych łanów pszenżyta, hycając, wychynął zając szarak. Nieopodal rozległ się krzyk kszyka, z chaszczy wynurzył się nurzyk, w okamgnieniu przeleciała upierzona popielato białorzytka. Nad ośrodkiem sportowym Fundacji na rzecz Walki z Dopingiem w Rucianem-Nidzie rozjarzyło się słońce. Sprinter wszech czasów, ponadtrzydziestodwuipółletni pół Polak, pół Irlandczyk, przybysz z Kalifornii, cierpiący co niemiara na nużycę, z której nie umiał go wyleczyć nowo kreowany doktor wszech nauk, zszedł po spróchniałych schodach w skos na antresolę. Na myśl o tym chłopku-roztropku, pseudospecjaliście od siedmiu boleści, mruknął pod nosem: "Bodajbyś sczezł, półinteligencie!". Od rana Kalifornijczyk miał zły humor. Wczoraj w drink-barze wypił za dużo beaujolais i chianti, czym przysporzył sobie wrogów wśród zszokowanych współmieszkańców ośrodka. Wszechogarniające znużenie odebrało mu apetyt. Spożył tylko cornfleksy, cheeseburgera, sczerstwiałą bułkę i wypił łyk herbaty marki "Samowar". Jego przyprószony siwizną
quasi-opiekun z college'u, skądinąd istny quasimodo, potępiał w czambuł takie figle-migle. "Lepiej by zatańczył jive'a albo boogie-woogie alboby zagrał w scrabble'a" - pomyślał trener. Ale ten nicpotem zhardział i nic a nic nie słuchał jego wskazówek. Co bądź by rzekł, wszystko na nic. "Azaliż po to mknęliśmy w przestworzach boeingiem, by przegrać sromotnie z tym niby-mistrzem, półzawodowcem z Buska Zdroju albo pseudo-Rosjaninem z abchaskiego klubu, który przywlókł się do ośrodka rzężącym rzęchem" - żachnął się. Tymczasem supermistrz, popatrzywszy na rozżarzone słońce, zamarzył - czyżby poniewczasie - o udanym come backu na bieżnię._
(an, mp)