Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Wrocławiu, a boicie się zapytać
Wśród ponad 140 tysięcy wrocławskich studentów zaczynających dziś rok akademicki są tacy, którzy Wrocław zobaczą po raz pierwszy i wiele spraw wyda im się skomplikowanych, a samo miasto tajemnicze. Dla tych wszystkich, ale także dla żaków, którzy chcieliby czegoś więcej dowiedzieć się o życiu studenckim, "Polska Gazeta Wrocławska" przygotowała sporo wskazówek.
01.10.2009 | aktual.: 01.10.2009 14:44
Co trzeba wiedzieć o komunikacji pisze Łukasz Maślanka, student dziennikarstwa
Rozkład jazdy komunikacji miejskiej we Wrocławiu przypomina dżunglę. Jak się w niej nie zgubić? Nazwa, którą trzeba schować do najgłębszej szufladki w głowie, brzmi: rondo Reagana. Ten przystanek to studenckie centrum strategiczne. Stąd dojechać można autobusem lub tramwajem na wszystkie uczelnie. W pobliżu mieszczą się też uczelniane akademiki, blisko stąd do gmachów większości uczelni.
A za kilka miesięcy studenci jadący na uczelnię z ronda Reagana nie będą musieli pić porannej kawy. Dlaczego? Bo poszukiwania właściwego przystanku w okolicy na pewno dobudzą każdego. Okolice ronda znów idą do remontu. A to we Wrocławiu oznacza slalomy i nerwy. I dla pieszych, i dla kierowców.
Drugie ważne miejsce to Dworzec PKS przy ul. Suchej. Tam krzyżują się trasy wszystkich autobusów nocnych. Gdy zapamiętamy godziny odjazdów, będziemy mogli bawić się bez obaw, że po imprezie zabłądzimy w drodze do domu.
Kłopoty czekają za to studentów Uniwersytetu Ekonomicznego. Do niedawna pod jego kampus dojeżdżały tramwaje 3, 9 i 16, ale teraz została tylko dziewiątka. Studenci tej uczelni dokonują codziennie rano skomplikowanych obliczeń, o której wyjechać z domu, by nie spóźnić się na wykłady.
Na koniec najważniejsze - bilety. Dla studentów władze Wrocławia przygotowały nowe, semestralne. Kosztują od 80 do 185 zł i są ważne - w zależności od ceny - cztery lub pięć miesięcy. Przysługują studentom dziennym, zaocznym i wieczorowym.
O modnych wśród żaków miejscach opowiada Małgorzata Kaczmar, studentka prawa
Studia to nie tylko nauka. Nic dziwnego, że najmodniejsze miejsca wśród studentów to te, gdzie można spotkać się ze znajomymi, zabawić i napić piwa. W okolicy pl. Grunwaldzkiego polecam klub Grawitacja w pod-ziemiach pawilonu naprzeciwko akademików Kredka i Ołówek. Piwo kosztuje 6 zł. Ale można je wypić, bujając się na huśtawce przy barze. Trzeba jednak pilnować, by po wypiciu kilku szklanek grawitacji nam nie zabrakło.
Studentom uniwersytetu bliżej będzie do Kalambura, niewielkiej, choć kultowej knajpy przy ul. Kuźniczej, gdzie można spotkać artystów i poetów. Albo do Kalogródka, ulubionego miejsca studentów prawa, gdzie w ostatnie ciepłe dni posiedzimy na zewnątrz pod parasolem, wśród drewnianych dekoracji.
Wielbiciele muzyki funky z pewnością odnajdą się w klubie Kamfora, ukrytym w bramie nieopodal Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości przy ul. Antoniego 24c. Nigdzie nie ma lepszego drinka o smaku sernika. A ci, którzy lubią egzotyczne smaki, pokochają Salvador przy ul. Szajnochy, gdzie porcja tequili kosztuje 6 zł.
Choć nadeszła jesień, ciepłych dni ma nie zabraknąć. Ci, którzy zamiast siedzieć w knajpie, wolą odpocząć pod chmur-ką, powinni wybrać się na Wyspę Słodową. Położona między pl. Bema, ul. Grodzką i Dubois przyciąga setki studentów. Można się tam położyć na trawie, posiedzieć nad brzegiem Odry i zaspokoić pragnienie. Ale uwaga na straż miejską. Za picie piwa pod chmurką grozi mandat - najczęściej od 50 do 100 zł.
Gdzie można kupić tanio i z pomysłem pisze Aleksandra Szumska, studentka politologii
Studiowanie nie musi oznaczać głodowania, jedzenia najtańszych zupek chińskich i chodzenia przez 5 lat w jednych, wytartych spodniach. Troszkę wysiłku, a możemy żyć tanio i wygodnie.
Coraz częściej w sklepach, zwłaszcza w marketach, znaleźć możemy bardziej wykwintne jedzonko za przystępną cenę. W Biedronce kupimy krewetki za 10 zł, a w Tesco kalmary za 6 zł - to na kolacje przy świecach. Warto zaglądać do sklepów Lidl. Co tydzień są tam promocje na wybrane towary. Czasami można kupić za bezcen: od owoców, przez pieczywo, po gotowe dania typu makaron, ryż z dodatkami czy pizze.
Niedrogie ciuchy znajdziemy oczywiście w lumpeksie. Chociaż trudno tam wyszukać coś tańszego niż bluza, koszulka czy spodnie za 4 zł , to warto przespacerować się po galeriach handlowych w czasie posezonowych przecen (czyli po Bożym Narodzeniu i w czasie wakacji) albo odwiedzić wrocławskie outlety. Największy jest przy ul. Granicznej. Popularne i dobrze zaopatrzone są także: Vabbi (ul. Słubicka 18, TGG) i WC (ul. Ruska 47/48).
W razie choroby leki taniej kupimy w aptekach: Twoja Apteka Rodzinna (Galeria Dominikańska, Pasaż Grunwaldzki, ul. Jedności Narodowej 102), Zielony Bluszcz (ul. Oławska 6), Cedrus (ul. Kilińskiego 26), Euroapteka (ul. Kazimierza Wlk. 25).
Warto wybrać się też na wrocławskie bazary. Najpopularniejszy jest ten przy ulicy Zielińskiego. Kupimy tu spodnie, koszulki, kurtki, buty, ale też kosmetyki i perfumy. Są też stoiska z żywnością. W niedzielę warto zajrzeć na bazar na Dworcu Świebodzkim. Znajdziemy tu wszystko: perfumy, ubrania, a nawet meble.
Gdzie zjeść tanio i bez towarzystwa much radzi Michał Sałkowski, student dziennikarstwa
Wrocław ma kilka ciekawych barów mlecznych i knajp. Choćby Jacek i Agatka (pl. Nowy Targ 27, niedaleko Galerii Dominikańskiej), gdzie według anegdoty wycofano metalowe noże, bo nadchodziła godzina "W" i miejscowi koczownicy walczyli za ich pomocą o najlepsze kąski. Jest tanio i smacznie (studencki obiad do 5 zł).
Jest też Cegielnia (Więzienna 21), którą prócz znakomitych sałatek, tostów czy zapiekanych makaronów wyróżnia dystans czasowy, bo zjeść tam można smacznie i do północy. A suty obiad można zaliczyć za 10-12 zł. I popić na dokładkę. Czy grzańcem, czy koktajlem, czy nawet strzelić procentami (piwo w różnych wariantach, wino). Uwaga, ciasno!
Swój klimat ma bar mleczny Mewa (ul. Pomorska). Ludzie ciekawi, a jedzenie, choć niezbyt smaczne, to wybitnie tanie. Prócz mięsiwa, ale to normalka. Bukiet sałatek za 2-3 zł. Względnie dobre naleśniki.
STP przy Kuźniczej 10. Szybko-tanio-pysznie. Jedzenie na własną rękę - nakładamy sami, ważymy, płacimy. Płacimy, jak na kieszeń żaka, sporo, bo cena dochodzi do 25 zł. Niezły kurczak z warzywami, klasowy szpinak. Misz-masz (Nożownicza 14/16). Telegraficznie: knajpa gigantycznych porcji i dobrych surówek. Stosunkowo mały wybór, ale kusząca cena: 7-10 zł za obiad.
Kultowe miejsce dla akademików przy placu Grunwaldzkim. Buda z knyszami. 8 zł za gyros. Kotlet za szóstkę. Smak naprawdę znośny. Strzeżcie się tylko nadwyżek kapusty i krążących w około much. Mimo tych dwóch mankamentów jest to oblegane miejsce. W porywach kolejki przy okienku rodem z poprzedniego systemu.
Gdzie lepiej się nie zapuszczać ostrzega Jakub Guder, student dziennikarstwa
Jeśli chcesz chodzić po Wrocławiu z szalikami Arki Gdynia, Legii Warszawa czy Lecha Poznań, lepiej zostań w akademiku albo na stancji. Nie ma sensu próbować, bo to zawsze Ty będziesz pragnieniem, a gorliwi sympatycy Śląska Wrocław znanym napojem z reklamy.
Po zmroku lepiej samotnie nie spacerować ulicami Pomorską, Bajana, Paulińską. Zrezygnujcie też ze zwiedzania blokowisk. Nic dobrego z tego nie wyniknie, a sam wiem, że moje blokowisko z małego, dolnośląskiego miasteczka ma się nijak do Kozanowa czy Nowego Dworu.
Unikaj też tak zwanego Trójkąta Bermudzkiego. To teren rozciągający się między ulicami Traugutta, Pułaskiego i Kościuszki. "Trójkąt" podobno rządzi się swoimi prawami. Wciąga ludzi, jak jego prawdziwy odpowiednik statki. Jeśli zatem wysiądziesz w tych okolicach z tramwaju, staraj się szybko zawrócić, a już na pewno nie wchodź do bram i kamienic. Licho nie śpi.
Klubów we Wrocławiu jest multum. Niezależnie jakiej szukasz muzyki, jakiego towarzystwa i jakich cen, zawsze znajdziesz coś dla siebie. Żadnego odradzać nie mogę. Warto jednak wiedzieć, że w Orthopedii (ul. Piotra Skargi 18) czy H2O (ul. Zelwerowicza 16/18) pary gejowskie nie dziwią tak bardzo, jak w innych miejscach, a w klubie WZ (pl. Wolności 7) średnia wieku bardzo często spada poniżej lat osiemnastu.
D jak Dwudziestolatka
To kultowy akademik Uniwersytetu Wrocławskiego przy ul. Piastowskiej. Rok temu budynek wyremontowano. To miejsce niezapomnianych imprez.
F jak Fredro
"Pod Fredrą" oznacza okolice pomnika hrabiego Aleksandra Fredry na wrocławskim Rynku. To popularne miejsce spotkań studentów. Często słyszy się więc: "Pod Fredrą o dwudziestej".
G jak Grunwald
To okolice placu Grunwaldzkiego. Tu mieszczą się budynki i akademiki wielu wrocławskich uczelni.
K jak Koszmarowa, zwana też Koszmarami.
Czyli ul. Koszarowa, siedziba Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, położona na obrzeżach miasta.
K jak knysza
To bułka z warzywami i sosem w środku. Można dodać do niej ser, parówkę czy tuńczyka. W innych regionach Polski mówi się na nią pita.
M jak Manhattan lub sedesowce.
Żacy chętnie nazywają tak wieżowce stojące przy pl. Grunwaldzkim.
N jak Niepolda
"Iść do Niepolda", oznacza spotkanie we wrocławskim zagłębiu dyskotek i pubów przy ul. Ruskiej. Trzeba uważać, bo wieczorami kręcą się tam ludzie, którzy nie zawsze rozumieją studenckie żarty.
O jak ogórek
Tak we Wrocławiu nazywa się stare tramwaje typu 102N. Rzeczywiście, przypominają wielkie ogórki. Żacy lubią się pokręcić na kole w przegubie popularnego tramwaju.
P jak Pola Marsowe
To tereny obok Stadionu Olimpijskiego przy ul. Mickiewicza. W roku akademickim studenci chętnie chodzą tam biegać i grać w piłkę. A w maju bawią się na Juwenaliach.
S jak serowiec
To najnowszy budynek Politechniki Wrocławskiej przy Wybrzeżu Wyspiańskiego, mający charakterystyczne, okrągłe okna. Wyglądają jak dziury w serze. Oficjalna nazwa to Zintegrowane Centrum Nauki, ale nie przyjęła się wśród studentów.
T jak Teki, zwane także Wittigowem.
To kampus akademików Politechniki przy ul. Wittiga na Dąbiu. Kto nie był tam na imprezie, ten nie jest prawdziwym studentem.
W jak wielkie grillowanie
To majowy, studencki piknik obok akademików Politechniki przy ul. Wittiga.
WIĘCEJ CZYTAJ w NIEZBĘDNIKU STUDENTA