OtwieraMY. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie otwarcia lokalu w Legnicy. Właściciele stworzyli zagrożenie epidemiologiczne
Właściciele Ministerstwa Śledzia i Wódki w Legnicy otworzyli swój lokal 29 stycznia, mimo obowiązującego zakazu. Sprawa trafiła do prokuratury. Wszczęto śledztwo o czyn z artykułu 165 paragraf 1 punkt 1 Kodeksu Karnego. Chodzi o stworzenie zagrożenia epidemiologicznego.
Prokurator Rejonowy w Legnicy wszczął śledztwo w sprawie otwarcia Ministerstwa Śledzia i Wódki. Właściciele lokalu zdecydowali się na przyjęcie gości 29 stycznia bieżącego roku, łamiąc tym samym obowiązujące zakazy. Wraz z klientami na miejscu pojawili się policjanci i przedstawiciele sanepidu. To był dopiero początek problemów ministerstwa.
OtwieraMY. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie otwarcia lokalu w Legnicy. Właściciele stworzyli zagrożenie epidemiologiczne
Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna wydała decyzję o bezzwłocznym wstrzymaniu działalności lokalu. Policja wszczęła oficjalne postępowanie w sprawie otwarcia lokalu. Sprawa trafiła do prokuratury.
- Bezpośrednią podstawą do wszczęcia śledztwa były materiały nadesłane przez Komendę Miejską Policji w Legnicy i okoliczności tego zdarzenia - informuje w rozmowie z portalem lca.pl Radosław Wrębiak, Prokurator Rejonowy w Legnicy.
Szymon Hołownia o Jarosławie Gowinie. "Jarosław Kaczyński się zemści"
- Duża liczba osób znajdujących się w lokalu, przebywało ich tam około 50 osób, niezachowanie obowiązku noszenia maseczek przez niektórych z gości, brak dystansu, co nie spotkało się z reakcją obsługi, ale też prowokacyjny sposób zachowania niektórych z osób wobec policjantów, czyli skracanie dystansu, co skłoniło nas do stwierdzenia, że w tej sprawie mamy do czynienia z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przestępstwa - dodaje Wrębiak.
Właściciele lokalu mogą mieć poważne problemy. - Czyn zagrożony jest karą do 8 lat pozbawienia wolności i odpowiedzialność może dotyczyć zarówno właściciela, obsługi jak i klientów. Wszystkie te osoby mogą spodziewać się wezwań na policję lub do prokuratury - podsumowuje Radosław Wrębiak.
źródło: lca.pl