Afera żywnościowa w schronisku dla bezdomnych. Podawano przeterminowane jedzenie?
Prokuratura Rejonowa w Świdnicy wszczęła postępowanie sprawdzające w sprawie zawiadomień dotyczących podawania przeterminowanego jedzenia osobom bezdomnym. Chodzi o podopiecznych świdnickiego schroniska.
14.09.2021 09:30
Do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy trafiły dwa zawiadomienia dotyczące podawania podopiecznym świdnickiego schroniska dla bezdomnych przeterminowanej żywności. Śledczy zajęli się już sprawą.
Afera żywnościowa w schronisku dla bezdomnych. Podawano przeterminowane jedzenie?
Schronisko prowadzi Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. Nieprawidłowości mają dotyczyć funkcjonowania placówki przy ul. Westerplatte. Kilka miesięcy temu sprawę opisała "Gazeta Wyborcza". Podczas styczniowej kontroli sanepidu ujawniono ok. 50 kg produktów spożywczych, m.in. mięs, po terminie ważności.
W ostatnim czasie do świdnickiej prokuratury trafiły dwa zawiadomienia dotyczące możliwości narażenia podopiecznych schroniska. - Pierwsze wpłynęło do nas 26 sierpnia. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Świdnicy złożył zawiadomienie, wedle którego mieszkańcom schroniska podawano do spożycia żywności i produktów spożywczych, których termin ważności upłynął - mówi portalowi swidnica24.pl Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.
Protest medyków. Ekspert komentuje: Cały sektor powinien więcej zarabiać
- Pracownicy ośrodka podczas rutynowej kontroli ujawnili produkty takie jak śmietany, jogurty, które miały utracić przydatność do spożycia. Doszli do wniosku, że skoro są tam takie produkty, to zachodzi prawdopodobieństwo, że mogą one być podawane do spożycia - dodaje prokurator Rusin.
9 września do prokuratury wpłynęło zawiadomienie z Rady Miejskiej w Świdnicy, że "zachodzi podejrzenie narażenia podopiecznych w związku z podawaniem do spożycia żywności, której termin ważności już upłynął". W schronisku znaleziono bowiem mięsa bez etykiety, przez co niemożliwa była jego identyfikacja. W związku z tym ruszyła m.in. kontrola sanepidu. Dzięki niej ustalono, że w placówce faktycznie znajdują się terminy po upływie daty trwałości. Nie było też faktur, które umożliwiałaby dotarcie do dostawców żywności.
Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta uważa, że wszystko to wina osoby zarządzającej wówczas schroniskiem. - Mieliśmy takiego nieudacznego kierownika, któremu było wszystko jedno. To on kładł świeżą żywność na wierzch, a pod spodem zalegała w ogromnych ilościach żywność pozyskana wcześniej. Okazało się, że z tego powodu aż ponad pół tony trzeba było wyrzucić - mówi Gabriela Kowalczyk ze świdnickiego schroniska.
źródło: Gazeta Wyborcza, swidnica24.pl