Polska"Wprost": Wielka czystka

"Wprost": Wielka czystka

Kreml urządza pokazowe procesy i skazuje swoich oponentów na wiele lat łagru. Ale im mocniej pręży muskuły, tym bardziej boi się ujawnienia tajemnic i tym częściej giną poddani Putina - pisze Tatiana Kolesnyczenko w nowym numerze tygodnika "Wprost".

"Wprost": Wielka czystka
Źródło zdjęć: © AFP | Aleksey Nikolsky

31.03.2016 10:04

Rosyjski sąd orzekł w ubiegłym tygodniu, że ukraińska lotniczka Nadija Sawczenko jest winna zabójstwa dwóch rosyjskich dziennikarzy, i skazał ją na 22 lata kolonii karnej. Już nie wiadomo, co bardziej oburza w tym procesie: kompletnie absurdalne argumenty śledztwa czy to, że Władimir Putin demonstracyjnie lekceważy apele całego świata o zakończenie tego kiepskiego teatrzyku.

Sawczenko nie jest jedynym więźniem Putina. Oprócz kilkudziesięciu opozycjonistów w rosyjskich więzieniach przebywa co najmniej sześciu Ukraińców, których porwano w Donbasie lub zatrzymano pod byle jakim pretekstem w Rosji. Bez sądu, bez prawa do kontaktu z bliskimi, a nawet adwokatami i oczywiście bez szans na sprawiedliwość.

Wszystkie te sprawy są fabrykowane po to, aby zapewnić ogłupionemu przez propagandę elektoratowi rozrywkę i pokazać całemu Zachodowi, gdzie Rosja ma jego zdanie. Ale im głębiej Kreml pogrąża się w absurdzie, im bardziej wywołuje nową zimną wojnę, im mocniej pręży muskuły, tym bardziej się boi. Ostatnie afery dopingowe pokazujące olbrzymią skalę oszustw w rosyjskim sporcie, śledztwo BBC o midasowym majątku Putina i raport brytyjskich śledczych, z którego wynika, że rosyjski prezydent w 2008 r. osobiście zaaprobował zabójstwo Aleksandra Litwinienki – to tylko wierzchołek góry lodowej. Kreml panicznie się boi, że na jaw wyjdzie więcej informacji pokazujących, że Rosja to nie militarne mocarstwo, lecz państwo mafijne, rządzone przez grupę przestępców. Dlatego w pośpiechu pozbywa się tych, którzy jeszcze wczoraj pomagali Putinowi budować reżim. Tajemnicze śmierci Michaiła Lesina, ojca rosyjskiej propagandy, wojskowych, którzy dowodzili aneksją Krymu, szefów rosyjskiej agencji antydopingowej, miliarderów, którzy
wzbogacili się z pozwolenia Kremla, i wielu innych mówią tylko o tym, że w Rosji idzie „wielka czystka”.

Zdrajcy Putina

Najbardziej pogardzaną przez Kreml kategorią są „zdrajcy”, którzy – jak niejednokrotnie mówił Putin – „zawsze źle kończą”. Takim właśnie zdrajcą w opinii Kremla był Aleksandr Litwinienko, były oficer FSB, który po objęciu władzy przez Putina uciekł do Wielkiej Brytanii, gdzie został otruty herbatą z polonem. Do tej samej kategorii można zaliczyć Michaiła Lesina. Jeszcze parę lat temu Lesin uchodził za jednego z najbliższych współpracowników Putina. Podobno to właśnie on przekonał prezydenta do inwestowania w wizerunek Rosji za granicą. – Inaczej zawsze będziemy postrzegani jak niedźwiedzie z lasu – mawiał. W efekcie powstała telewizja Russia Today, która prezentuje punkt widzenia rosyjskich władz w 100 krajach na świecie.

W samej Rosji Lesin zasłużył na przydomek „największego wroga dziennikarstwa”, bo złamał opór ostatnich niezależnych mediów, czyniąc z nich propagandowe tuby. To właśnie on położył podwaliny pod machinę propagandową, która dziś robi z Sawczenko „zbrodniarza wojennego” i ponosi pełną winę za eskalację wojny na Ukrainie. Po odejściu z ministerstwa druku potocznie nazywanego resortem cenzury Lesin dostał nie mniej lukratywną posadę, zostając szefem spółki Gazprom Media. Ale w 2014 r. nagłe złożył rezygnację, tłumacząc się sprawami rodzinnymi, i wkrótce wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Prawdziwym powodem rezygnacji Lesina był dociekliwy amerykański senator Roger Wicker, który dwa tygodnie wcześniej zażądał od ministerstwa sprawiedliwości USA sprawdzenia, w jaki sposób rosyjski urzędnik uzbierał 30 mln dolarów na kupno trzech luksusowych willi w Los Angeles. Sprawa została przekazana do FBI.

W listopadzie ubiegłego roku Lesina znaleziono martwego w hotelu w Waszyngtonie. Dziwne, że osobę, która tak wiele wniosła w stworzenie Putinowskiego reżimu, Kreml pożegnał jedynie skromnym nekrologiem. W ubiegłym tygodniu – dopiero cztery miesiące od śmierci Lesina – amerykańscy lekarze medycyny sądowej opublikowali wyniki sekcji zwłok. Okazuje się, że zmarł nie na zawał, jak od początku przekonywały rosyjskie media, lecz na skutek urazów głowy, które otrzymał tępym narzędziem, na ciele znaleziono też siniaki. W mediach zaczęły się mnożyć spekulacje, ale prawdziwa bomba wybuchła, gdy Aleksiej Nawalny poinformował o „zmartwychwstaniu” Lesina. Opozycjonista opublikował zdjęcie paszportu ze stemplem świadczącym o tym, że równo 40 dni po śmierci Lesin opuścił USA. Amerykańskie władze tłumaczyły tę sytuację „urzędniczą koniecznością”, bez której zmarły trafiłby do rejestru nielegalnych emigrantów.

Cała ta historia nie trzyma się kupy – pisały amerykańskie media, stawiając kolejne pytania. Po pierwsze, dlaczego Lesin mimo szykujących się problemów z amerykańską Temidą zdecydował się wyjechać do Stanów Zjednoczonych? Po drugie, co milioner robił w poślednim hotelu, który w dodatku znajduje się rzut beretem od siedziby FBI i Departamentu Sprawiedliwości i gdzie zazwyczaj zatrzymują się osoby zapraszane przez te instytucje? Pozostało mnóstwo pytań bez odpowiedzi, ale zarówno w USA, jak i wśród rosyjskiej opozycji dominuje ta sama wersja zdarzeń: Lesin stracił życie, bo zaczął współpracować z Amerykanami. Mogły go do tego skłonić choćby warte miliony nieruchomości, którym groziła konfiskata. Jako bliski współpracownik Putina, znający całą kremlowską kuchnię od wewnątrz, był bardzo cennym źródłem. Niewykluczone, że to właśnie na bazie jego informacji powstał głośny film BBC o bajecznym majątku rosyjskiego prezydenta.

Czystka wśród generałów

Także rosyjscy wojskowi często giną w niewyjaśnionych okolicznościach. Przyjrzała się temu grupa wolontariuszy i dziennikarzy (głównie ukraińskich i gruzińskich) działających pod szyldem InformNapalm. Ustalili oni, że po każdym konflikcie zbrojnym, w którym uczestniczy Rosja, wśród wojskowych dochodzi do plagi samobójstw, śmiertelnych wypadków drogowych i zawałów serca. Pierwszy skok śmiertelności zarejestrowano w 1995 r. – po pierwszej wojnie czeczeńskiej. Drugi po 1999 r. – gdy Rosja już na czele z Putinem stoczyła drugą wojnę czeczeńską. Później był rok 2008 i wojna w Gruzji. Jednak najwięcej rosyjskich dowódców zmarło w latach 2013-2016 – odkąd zaczęła się wojna na Ukrainie, a potem Rosja zaangażowała się w Syrii. Tylko w tym okresie dziewięciu dowódców popełniło samobójstwo. Dwóch kolejnych, którzy kierowali aneksją Krymu, zmarło na serce. W grudniu 2015 r. media poinformowały o śmierci Aleksandra Szuszukina, wiceszefa sztabu rosyjskich wojsk powietrznodesantowych. 52-letni generał-major miał umrzeć na
zawał. – Szuszukin dowodził kontyngentem desantowym podczas operacji na Krymie. Wcześniej sprawował podobną funkcję w Osetii – mówi ukraiński dziennikarz Stanisław Reczinskyj.

Kilka dni później, też na zawał, zmarł Igor Siergun, szef wojskowego wywiadu, który w 2014 r. został objęty sankcjami UE za udział w aneksji Krymu i planowaniu ataku na wschód Ukrainy. Wkrótce amerykański ośrodek analityczny Stratfor poinformował, że Siergun zmarł 1 stycznia, a nie 3, i nie pod Moskwą, jak podawały rosyjskie media, tylko w Libanie. Według źródeł „Financial Times” sercowe przypadłości generała zapewne wzięły się z tego, że przed śmiercią został oddelegowany do „delikatnej misji”. Miał w imieniu Putina przekonać Baszara al-Asada do rezygnacji z fotela prezydenta Syrii. Podobno Asad ze złością odrzucił propozycję. Tydzień później Siergun już nie żył. – Mamy wszelkie podstawy, by stwierdzić, że po każdej ważnej operacji Kreml przeprowadza serię czystek w najwyższym dowództwie. Rozmach wojskowych zbrodni Rosji w Syrii i na Ukrainie każe przypuszczać, że kolejny "generałopad" dopiero się zaczyna - podkreślają dziennikarze InformNapalm.

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (157)