Wolność od kuchni
– Nie mam marzeń. Chciałbym tylko żyć normalnie. Mieć dom, rodzinę i pracę – mówi 18-letni Rafał ze Świętochłowic. To jeden z sześciu chłopców, którzy lada moment wyjdą z poprawczaka w podwrocławskich Sadowicach.
21.05.2004 | aktual.: 21.05.2004 08:13
Na razie uczą się tego życia w tzw. hostelu we wrocławskiej Leśnicy. Tutaj sami gotują, piorą, sprzątają. Poznają smak życia, w którym na fajne ciuchy samemu się zarabia, a nie "goli się z nich frajerów", czyli kradnie. Pałac w Sadowicach pod Wrocławiem. Zielono, śpiewają ptaki.
– Mamy siedemdziesięciu dwóch młodzieńców w wieku 13–21 lat, którzy złamali prawo. Dziś do poprawczaka nikt nikogo nie wysyła za kradzież roweru. Bo nie ma miejsc. Trafiają tu za rozboje, gwałty, uczestnictwo w strukturach mafijnych czy zabójstwa – mówi dyrektor Zakładu Poprawczego w Sadowicach Zbigniew Stępień. Tutaj wychowawcy i strażnicy nie mają broni palnej, gazowej czy pałek.
– Jedyną bronią jest nasze dobre słowo i dobry kontakt z wychowankami. Może gdybyśmy mieli pistolety, to stalibyśmy się dla nich "atrakcyjnym celem"? – zastanawia się Zbigniew Stępień, dyrektor Zakładu Poprawczego w Sadowicach, i wyjaśnia: – Kraty nie pomogą, gdy wychowanek będzie widział we mnie wroga.
Kieszonkowe dla niepalących
Zakład w pałacu w Sadowicach to w zachodniej Polsce jedyna taka placówka. Tutaj "skierowanie" daje nie tylko sąd, ale także poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Trafiają tu dzieci, które mają problem z opanowaniem najprostszego materiału szkolnego. W zakładzie są pod opieką nie tylko wychowawców, nauczycieli, strażników, ale i zespołu diagnostyczno-terapeutycznego, w tym psychologa.
Każdy z chłopców objęty jest indywidualnym programem wychowawczym, inaczej nie miałby szans nauczyć się choćby czytać i pisać. W Sadowicach chodzą do podstawówki, zawodówki i gimnazjum z programem szkół specjalnych. Na warsztatach uczą się zawodu. Robią meble, pracują w gospodarstwie pomocniczym.
– Gdy wrócą do domu i będą potrafili pomalować swój pokój, to już dużo – mówi dyrektor Stępień. Popołudniami chłopcy grają w nogę, siatę i kosza, są kółka muzyczne i plastyczne, a spółdzielnia uczniowska prowadzi sklepik ze słodyczami, kosmetykami i... papierosami. Bo tu większość pali. Ale tylko w wydzielonych miejscach. Niepalącym dyrektor w nagrodę dokłada do kieszonkowego, wynoszącego ok. 48 zł na miesiąc jeśli są dobre oceny z zachowania.
Nie chcę już kraść
– Tata umarł, gdy miałem dziewięć lat. Mam mamę i pięcioro rodzeństwa. Mama siedziała i na osiem lat trafiłem do domu dziecka. Za kradzieże dostałem wyrok w 2002 r. i znalazłem się w poprawczaku w Sadowicach. A i tu, na przepustce, włamałem się do sklepu, bo brakowało mi na dyskotekę. Dostałem trzy lata w zawieszeniu. Ale nie chcę już kraść – mówi 18-letni Krzysztof z Miastka i przejęty dodaje: – Wożą nas na narty, wycieczki i widzę jak ludzie żyją normalnie i że warto być wśród nich. Marzę, bym nie wrócił do przestępstw i żeby mi się ułożyło. Mam w Jaworze dziewczynę. Zamierzam pracować jako dekarz u wujka, który stawia bloki. Chcę mieć przyszłość.
– Nie będę pił, ćpał i kradł. Tak postanowiłem, choć nikt z nas nie jest pewny, czy nie wróci do złego. Staram się teraz dostać do hostelu – dodaje 19-letni Piotr z Żar.
Ślepy na pasach
– Ślepego nie nauczy się chodzić po pasach, jeśli się go na te pasy nie zabierze. Nasi wychowankowie na ogół pochodzą z patologicznych rodzin. Musimy im pokazać, jak żyć bez przestępstwa. Realizujemy pomysł wrocławskiego sądowego wizytatora Tadeusza Świtonia i eksperymentalnie uruchomiliśmy hostel. To druga taka placówka w Polsce i pierwsza, jeśli chodzi o taki typ zakładu poprawczego jak nasz. Dogadaliśmy się z klubem Gwardia Wrocław i wydzierżawiliśmy od niego pomieszczenia w Leśnicy. Tam skierowaliśmy na razie sześciu chłopców, którzy starają się o warunkowe zwolnienia – opowiada Zbigniew Stępień.
– W hostelu uczą się gotować, sprzątać, a nawet jeść nożem i widelcem. Pracują przy remoncie sądu okręgowego. Kupiłem im ciuchy, ale jeśli zechcą superadidasy, to będą musieli dokupić je z własnych zarobionych pieniędzy. Utrzymanie wychowanka w hostelu kosztuje państwo (z pensjami opiekunów) ok. 4 tys. zł miesięcznie, czyli o 2 tys. mniej niż w zakładzie – wylicza dyrektor.
Stoisko z dresami
Leśnica we Wrocławiu. Budynek koło kortów. Wystrzyżona trawa, na parkingu "merole". Na korcie bogaci faceci i wystrojone panie. Inny świat. Z białego busa wysypuje się sympatyczna gromadka dyrektora Stępnia, który ma dyżur w hostelu. Chłopcy są modnie, czysto ubrani.
Jeden mówi przez drugiego:
– Dyrektorze, będzie sprawa do pana. Fajna wieża jest za 1900 zł.
– No i chcielibyśmy wybrać się dziś sami do Rynku – dorzuca ktoś z boku.
– Ile ich było? – śmieje się dyrektor.
– No dobra, powiemy, spotkaliśmy w sklepie cztery dziewczyny i umówiliśmy się.
W nieźle wyposażonej kuchni zaczyna się misterium gotowania obiadu: żurku z mięsem. Dyżurni obierają warzywa, nastawiają wodę na kuchence, a dyrektor cierpliwe uczy ich najprostszych czynności. Chwalony za dojrzałość i dobre oceny 18-letni Sławek, Rom z Bystrzycy Kłodzkiej, kroi boczek i rezolutnie opowiada: – Do Sadowic trafiłem niecały rok temu. Miałem pieniądze, lecz coś mi odbiło. Kradłem z głupoty. Ale koniec z tym. Gdy niebawem wrócę do Bystrzycy, będę pracował. Chciałbym handlować np. na stoisku z dresami i normalnie żyć. To moje marzenie.
19-letni Rafał kroi ziemniaki w kostkę i mówi: – Rodzice nie żyją. Mam siedmioro rodzeństwa. Zakład poprawczy załatwia mi mieszkanie w moich Świętochłowicach. Z czego się utrzymam? Będę pracować. Lubię pracować, umiem malować ściany, kłaść gładzie. Nie zapieram się, że nie wrócę do złego, lecz będę się starał. Kradłem wszystko, ale już nie chcę. Tu widzę, jak można żyć inaczej. Lepiej.
– Do Sadowic trafiłem w 2002 r. za kradzieże i rozboje, w czerwcu mam wyjść – wyjaśnia 18-letni Tomek z Rybnika. – Mieszkam z babcią, bo mama i ojciec nie mają praw rodzicielskich. Pili. Młodsi – brat i siostra – są w rodzinie zastępczej. Staram się teraz odnaleźć ich przez sąd. Jeszcze mi się nie udało. W zakładzie kończę gimnazjum. Zamierzam zrobić kurs piekarza i znaleźć pracę w Rybniku. Z kursem na pewno znajdę, prawda? I wtedy zapraszam na swoje pączki.
Żyć dla 20 procent
– To dramat, że tak u nas zaniedbana jest profilaktyka i tzw. opieka następcza nad młodymi ludźmi opuszczającymi poprawczaki. Myślę, że około 80 procent naszych wychowanków wchodzi ponownie w kolizję z prawem, choć nie zawsze trafiają do więzień i nie do końca życia są kryminalistami. Optymistycznie patrząc, 20 procent udaje się nakierować na drogę uczciwości. Kiedyś jednemu z wychowanków, z którym nie mogłem się dogadać, powiedziałem, że do końca swych dni będzie przestępcą. Przyjechał do mnie po trzech latach starym mercedesem i rzekł: "Pomylił się pan, dyrektorze, co do mnie. Założyłem rodzinę i pracuję. Wszystko jest OK". Dla takich chwil warto żyć – kończy dyrektor Zbigniew Stępień.
Bartłomiej Czekański