Wójtowie i prezydenci z wyrokami. Czy głos wyborców stoi ponad prawem?
Jeśli nie zajdą zmiany w prawie - przypadków kandydatów z wyrokami lub zarzutami może być coraz więcej, a te same „łagodne” zapisy – czyli rozróżniające wyrok w zawieszeniu czy grzywny, od wyroków więzienia - dotyczą także posłów i senatorów.
- Tegoroczne wybory przejdą do historii jako te, w których kandydaci z wyrokami lub z poważnymi zarzutami zyskali znaczące poparcie wyborców.
- Eksperci podkreślają, że problem nasila przede wszystkim nieścisłe prawo.
- Nasi rozmówcy dodają także, że zły przykład wyborcom dają politycy.
W tegorocznych wyborach znaczne poparcie wyborców uzyskała grupa kandydatów, która ma „kłopoty z prawem”. Nad wybraną w pierwszej turze prezydent Łodzi ciąży prawomocny wyrok, do drugiej tury wyborów przeszli siedzący w areszcie wójt Przyrowa i były prezydent Olsztyna z nieprawomocnym, ale jednak wyrokiem za gwałt. Czy nasza samorządność podąża w dobrą stronę?
- Przyznaję, że te sytuacje budzą mój niepokój, z kilku powodów – mówi Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego. Jak podkreśla, pierwsza sprawa to niespójność obowiązującego u nas prawa.
- Z pewnością powinno się jak najszybciej ujednolicić wymagania dotyczące braku karalności kandydatów i samorządowców, które stawiają Kodeks wyborczy i ustawa o pracownikach samorządowych. Trzeba to koniecznie zmienić, abyśmy nie mieli takiej sytuacji, że osoba prawomocnie skazana może kandydować, ale nie może pełnić funkcji, na którą została przez mieszkańców wybrana – tłumaczy Grażyna Kopińska.
Jak dodaje, ujednolicenie tych przepisów jest istotne także dlatego, że taka niekoherentność prawa jest dla obywateli po prostu niezrozumiała i daje pole do dowolnej interpretacji i pewnego relatywizmu.
Zdaniem Grażyny Kopińskiej, nie buduje to szacunku do praworządności, generalnie poszanowania dla państwa prawa.
Dr Stefan Płażek, prawnik z UJ, podkreśla, że problem ma co najmniej trzy płaszczyzny. Pierwsza to właśnie panujące prawo. - Wiele już o tym powiedziano, ale moim zdaniem jest to niewątpliwie świadoma „niedoróbka” polityków, którzy zakładają, że jeśli to nam wydarzy się ta wpadka, to będziemy mówić, że prawnie wszystko jest jasne, a gdy przeciwnikom, to będziemy przynajmniej deprecjonowali ich kandydata – tłumaczy i dodaje:
- Na pewno można stwierdzić, że problem nabrzmiał na tyle, że musi zostać jak najszybciej usunięty. Dlaczego? Bo jeśli chodzi o wymiar ludzki, będzie on miał postęp geometryczny. W poprzednich wyborach mieliśmy jeden-dwa takie przypadki, teraz jest to już duża gromadka.
Stefan Płażek przewiduje, że już w najbliższych wyborach – jeśli nie zajdą zmiany w prawie - może być takich przypadków jeszcze więcej, a jak przypomina, te same „łagodne” zapisy – czyli rozróżniające wyrok w zawieszeniu czy grzywny od wyroków więzienia - dotyczą także posłów i senatorów.
- Czyli można przypuszczać, że w najbliższych parlamentarnych wyborach tych „kryminalistów” będzie jeszcze więcej, bo kto im zabroni? – mówi prawnik.
Także politolog Radosław Markowski mówi, że po pierwsze najważniejsza byłaby jasność prawa, ale dodaje: - Przez ostatnie lata mamy taki koncert politycznej buty, że trudno się dziwić wyborcom. Skoro prezydent kraju nie przestrzega konstytucji, to co tam taka Zdanowska, która podpisała albo nie jakiś „papierek”.
Radosław Markowski zwraca jeszcze uwagę na inny aspekt problemu: - Gdyby chodziło o urzędników mianowanych, to nie miałbym wątpliwości – natychmiast usuwamy ze stanowiska, ale tu jednak zdecydował „suweren”, ten sam, któremu wmawiamy, że może wszystko. Dlatego mamy problem, bo przykłada się inną miarę do tego, co robią politycy na najwyższych szczeblach, a inną do samorządowców, a przykład niestety idzie z góry.
Prawomocny wyrok
Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że bez prawomocnego wyroku nie można zabronić nikomu kandydowania. Co więc zrobić, by wyborów nie wygrał wójt siedzący w areszcie?
- Przypadki kandydatów oskarżonych o popełnienie przestępstwa, gdzie sprawa niby jest oczywista, bo stan oskarżenia nie pozbawia przecież praw obywatelskich, takich jak kandydowanie i sprawowanie funkcji, także budzą moje obawy i wątpliwości – podkreśla Grażyna Kopińska. Jak ocenia, głosowanie na takich kandydatów oznacza, że wyborcy mają bardzo niskie zaufanie do państwa, a konkretnie do organów ścigania.
- Co zrobić? Prawdę mówiąc, to nie widzę innego wyjścia jak edukowanie obywateli, tłumaczenie, jak ogromne znaczenie ma przestrzeganie zasad prawa. Konieczne jest budowanie poszanowania dla praworządności, byśmy nie żyli w atmosferze, że „prawo – prawem, ale nasze musi być górą” - mówi.
Jak mówi, sporadycznie, ale jednak zdarzają się pomyłki sądowe, są budzące wątpliwości oskarżenia, ale jeśli mamy do czynienia z byłym prezydentem, który ma nieprawomocny wyrok za czyny godne najwyższego napiętnowania, za które został kilka lat temu odwołany w referendum, a mimo to startuje w kolejnych wyborach i dostaje bardzo dużą liczbę głosów, to świadczy wręcz o "anarchistycznym" nastawieniu wyborców do prawa, ale też do zasad moralnych.
Grażyna Kopińska dodaje, że na wysokości zadania nie stanęła także nasza klasa polityczna.
- Niestety, najpierw mieliśmy poczucie, że odbywa się polowanie na polityków, w tym samorządowców z przeciwnego obozu, żeby im coś kompromitującego znaleźć i postawić w stan oskarżenia, ale z drugiej strony, kiedy zapadł prawomocny wyrok, to negowanie go i obrona polegająca na zawieszaniu statutu własnej partii, też rodzi pytania o to, czy tak rzeczywiście powinno się postępować.
O to, czy takie przypadki nie psują obrazu lokalnych władz, spytaliśmy także samorządowca. To Marek Olszewski, który jest przewodniczącym Związku Gmin Wiejskich i wójtem gminy Lubicz od 1992 roku:
- No cóż, nie możemy się obrażać na wyborców, to oni mają rację. Trudno mówić o słabości samorządu, bo wybory to właśnie jego święto, święto demokracji, a samorząd jest odbiciem społeczeństwa, z jego wartościami, ale i słabościami. Rzeczywiście, czasami ciężko się pogodzić z jakimiś wyborami, kiedy np. wiemy, że doskonale przygotowany kandydat przegrywa z kimś, kto potrafi jedynie dobrze się sprzedać, ale możemy jedynie w duchu przeklinać i musimy to zaakceptować - zauważa.
Szef ZGW podkreśla, że każdy z tych przypadków trzeba rozpatrywać osobno i nie można przykładać do nich jednej miary, a nie znając szczegółów trzeba przyjąć, że wyborcy wiedzą, co robią:
- To są indywidualne i złożone przypadki, być może wyborcy w tych konkretnych miejscach wiedzą coś więcej. Ci ludzie okazali się w świadomości społecznej godnymi kandydatami, można więc postawić pytanie, czy mają „dwie twarze”, czy też może to przeczucie społeczne jest słuszne i wymiar sprawiedliwości ich oczyści z zarzutów?
Wójt gminy Lubicz dodaje: - Weźmy Łódź, tam przecież mieszkańcy doskonale wiedzą, jakie przewinienie popełniła pani prezydent i widać uznali, że jej to wybaczają i chcą, żeby dalej sprawowała urząd. Inna sprawa to ocena prawników i obowiązujące u nas przepisy, ale to pozostawmy tym, którzy o nich decydują.
Problem etyczny
Stefan Płażek spytany o stronę etyczną problemu podkreśla, że najpierw trzeba spojrzeć na tych, którzy mimo wyroków lub zarzutów decydują się na kandydowanie:
- Niestety, brak u tych ludzi elementu samokrytyki i obiektywnego spojrzenia na samych siebie.
Także Grażyna Kopcińska zwraca uwagę na postawę osób, które decydują się na kandydowanie mimo ciążących na nich poważnych zarzutów:
- Niestety, chyba coś takiego jak poczucie honoru czy kierowanie się jednoznacznymi zasadami po prostu zanikają. To jest głębszy problem społeczny, dlatego tym bardziej konieczne jest wprowadzenie jasnych reguł, które nie dają żadnego pola do spekulowania i, jak mówiłam, trzeba cierpliwie edukować i tłumaczyć.
Zdaniem Stefana Płażka, wytworzyła się nam sytuacja naganna etycznie, bo oto w gminie najniższe wymagania moralne są stawiane najwyższemu urzędnikowi.
- Podlegli mu urzędnicy nie mogą mieć konfliktów z prawem, mało tego, mają wymóg posiadania nieposzlakowanej opinii, natomiast wójtem może zostać każdy – podkreśla nasz rozmówca.
A co z wyborami, którzy oddają głosy na kandydatów siedzących w areszcie?
- To jest strona socjologiczna tego problemu. Okazało się, że wyborcom nie przeszkadza fakt, że ich kandydaci mają zarzuty czy wyroki. Albo możemy powiedzieć: „co wybrali, to ma być”, albo za Pawłem Jasienicą: „to nie naród tworzy państwo, to państwo tworzy naród”. Ja myślę, że jako państwo musimy prowadzić pewną politykę wychowawczą w stosunku do narodu i pewne sytuacje promować, a inne w jakiś sposób powściągać. Jeżeli opowiadamy się za jasnym system wartości, to go wdrażajmy – mówi.
Czy większość ma rację?
Spytany o przypadek Łodzi i dyskusję o tym, czy poparcie 70 procent wyborów „znosi” winy, profesor Płażek mówi: - Są rozmaite koncepcje prawdy, jedną z nich jest koncepcja prawdy większościowej, gdzie prawdą jest to, co większość za nią uznaje, ale mnie taka koncepcja podążania za większością nie przekonuje i budzi mój sprzeciw.
Nasz rozmówca przypomina, że przed wojną w ustawie o państwowej służbie cywilnej były zapisy o nieposzlakowanej opinii, które zakładały, że urzędnikiem można zostać jeśli nie toczy się przeciw nam jakiekolwiek postępowanie.
- Ale to było kiedyś, teraz nasza ocena tego, co moralne, a co nie, znacznie się zmieniła.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że wójt z wyrokiem to nie cecha charakterystyczna ostatniej kampanii.
Prawnik z UJ przypomina, że z takimi przypadkami mieliśmy już do czynienia pod koniec ub. wieku i na początku trwającego. – W pierwotnej wersji prawa samorządowego wymóg niekaralności nie był w ogóle stawiany, co więcej, wyrok nie powodował odwołania z funkcji, w związku z tym mieliśmy taki okres, w którym mówiło się o „rządzeniu zza krat”. Wójt w więzieniu podpisywał dokumenty – często pod okiem kamer - one wracały do urzędu gmin i były obowiązujące. Ten problem przybrał na sile, gdy w 2002 roku zdecydowaliśmy na jednoosobowy organ wykonawczy i wprowadziliśmy ograniczony wymóg niekaralności, skutkowało to tym, że nie miał kto rządzić gminą, stąd na siłę wymyślona została funkcja zastępcy wójta.
Warto także przypomnieć, że w 2006 roku będący wówczas ministrem sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zalecił akcję sprawdzenia niekaralności urzędników samorządowych. Wykryto wówczas w kraju kilka tysięcy karanych urzędników.
- A było wówczas tych urzędników o połowę mniej niż dzisiaj. Do tego zły przykład idzie z góry – skoro prezydentom czy wójtom wszystko wolno, to cóż powstrzyma urzędnika od tego, żeby nie przyznał się do tego, żeby był karany? Nagle więc może się okazać, że znowu wyrośnie wielotysięczna grupa urzędników z wyrokami – roztacza pesymistyczną wizję Stefan Płażek.
Zobacz także: Sikorski: Modlę się o to, by w Polsce doszło jeszcze do starcia Tusk-Kaczyński