Więzienny strażnik zabił 3 policjantów

Jak potwierdziła major Luiza Sałapa, rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Damian C. usiłował pokaleczyć się, połykając kawałek szkła.

Według naszych informacji, była to już druga nieudana próba samobójcza strażnika. Wcześniej próbował odebrać sobie życie przez powieszenie. Tego jednak oficjalnie nam nie potwierdzono.

Kapitan Jacek Humel, rzecznik prasowy Zakładu Karnego nr 2 w Łodzi, przyznaje, że na oddziale szpitalnym przebywa od kilku dni Damian C. Nie ma z nim żadnych problemów - twierdzi rzecznik. - Nie wiem, kiedy zostanie wypisany.

Prokurator Krystyna Patora, naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Sieradzu, która przygotowywała akt oskarżenia strażnika, nie chce komentować jego samobójczej próby. Nie wie, czy motywem była chęć odroczenia rozprawy.

Już 7 lutego w sieradzkim Sądzie Okręgowym rozpocząć się ma proces Damiana C. Zdaniem Luizy Sałapy, nie ma powodów, aby termin przesunąć. Takiego samego zdania jest Jacek Klęk, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Sieradzu, który o próbie samobójstwa oskarżonego strażnika dowiedział się od "Polski Dziennika Łódzkiego".

Do sieradzkiego sądu nie wpłynął dotychczas wniosek o przełożenie terminu zaplanowanej na czwartek rozprawy, którą poprowadzi doświadczony sędzia ze Zduńskiej Woli Lechosław Ługowski. Uważany jest za fachowca, ale też i za "kosę". Orzekał wcześniej w wielu trudnych i skomplikowanych sprawach. To właśnie Lechosław Ługowski w 2006 roku skazał na karę dożywotniego więzienia mężczyznę, który upozorował koło Wodzierad wypadek samochodowy żony, a później podpalił auto z kobietą w środku.

Zainteresowanie procesem wśród mediów jest tak ogromne, że konieczne było rozprowadzanie kart wstępu na salę rozpraw. Damian C. sądzony będzie w sali numer 3, gdzie jest specjalne miejsce, za szybą kuloodporną, dla oskarżonego.

To jest bezprecedensowa sprawa. Nigdzie na świecie policjant nigdy nie zginął od kul strażnika więziennego.

Strażnik, feralnego dnia, zabarykadował się na wieżyczce tuż przy bramie głównej i otworzył ogień z kałasznikowa. Na miejscu zabił dwóch łódzkich policjantów, którzy przyjechali po aresztanta. Trzeci funkcjonariusz zmarł w szpitalu. Lekarze uratowali życie ciężko rannemu aresztantowi. Strażnik został ranny w rękę, podczas obezwładniania go przez antyterrorystów. Następnego dnia został aresztowany. Przebywał w piotrkowskim Areszcie Śledczym na oddziale dla więźniów szczególnie niebezpiecznych. Ostatnio zaś trafił na oddział szpitalny Zakładu Karnego nr 2 Łodzi, gdzie dochodzi do siebie po próbie samobójstwa. Tym razem połknął szkło. Wcześniej, jak mówi anonimowo jeden ze strażników więziennych, próbował się wieszać.

W sprawie Damiana C. do końca zeszłego roku prokuratorzy przesłuchali ponad 200 świadków. Zgromadzono 26 tomów akt. Pozwoliło to na postawienie strażnikowi aż sześciu zarzutów. Najważniejsze z nich to: zabójstwo trzech funkcjonariuszy policji, usiłowanie zabójstwa tymczasowo aresztowanego oraz funkcjonariuszy policyjnego oddziału antyterorystycznego w Łodzi, i negocjatorów.

Jak mówiła "Polsce Dziennikowi Łódzkiemu" prokurator Krystyna Patora, naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Sieradzu, wszystkie te czyny popełnione zostały z użyciem broni palnej i ze szczególnym okrucieństwem.

Postawienie Damiana C. przed sądem możliwe było dzięki ekspertyzie biegłych psychiatrów, z której wynika, że strażnik nie cierpi na chorobę psychiczną. Nie jest też upośledzony umysłowo w najmniejszym nawet stopniu. W chwili popełnienia czynu nie był pod wpływem narkotyków, alkoholu, leków ani sterydów. Między bajki włożono więc opowieści strażnika, że to głosy z nieba nakazały mu strzelać.

Co było motywem jego postępowania? Nasza gazeta, jako pierwsza wysunęła tezę, że Damian C. mógł działać na zlecenie mafii samochodowej ze Szczercowa, która zajmowała się handlem kradzionymi naczepami samochodowymi. Członkowie mafii przebijali numery naczep, rejestrowali od nowa i sprzedawali w Polsce lub za granicą. Policjanci zarekwirowali 22 naczepy o wartości około 2,6 mln zł. Aresztowano kilka bogatych i wpływowych osób. Jednym z aresztowanych był 31-letni mieszkaniec gminy Szczerców w powiecie bełchatowskim. Zadeklarował chęć współpracy z policją. 26 marca to właśnie jego policjanci zabierali z sieradzkiego więzienia, gdzie przebywał w areszcie, na przesłuchanie. To do niego strzelał Damian C. Czy chciał go zabić w zamian za pieniądze od mafii? To tylko jedna z hipotez, naszym zdaniem, poważna. Prokurator Krystyna Patora w rozmowie z "Polską Dziennikiem Łódzkim" nie potwierdziła jej, ale i nie zaprzeczyła.

Podczas trwania rozprawy Damian C. nie będzie przebywał w sieradzkim zakładzie karnym, który znajduje się kilometr od budynku sądowego. Będzie przywożony i odwożony do Aresztu Śledczego w Piotrkowie.

Zdaniem Jacka Klęka, rzecznika Sądu Okręgowego, z uwagi na to, że oskarżony pracował w sieradzkim zakładzie karnym, byłoby niewskazane, aby tam przebywał.

Nie byłby bezpieczny za murami - tłumaczył "Dziennikowi" jeden ze strażników sieradzkiego więzienia.

Na potrzeby roszczeń pokrzywdzonych, sięgających obecnie 3 mln zł, Prokuratura Okręgowa w Sieradzu zabezpieczyła dom byłego strażnika oraz pieniądze na kontach i w akcjach. Budynek wart jest od 400 do 500 tys. zł. Zabezpieczono też ponad 8,5 tys. zł z tytułu wynagrodzeń, ponad 10 tys. zł. na dwóch rachunkach bankowych, ponad 5 tys. zł z akcji jednego z funduszy inwestycyjnych oraz samochód honda civic.

Procesem sieradzanie już żyją. Ulica wydała zresztą wyrok na Damiana C. Jej zdaniem, powinien dostać dożywocie. Grozi mu kara pozbawienia wolności od lat 25 do dożywocia właśnie.

Dariusz Piekarczyk