Wielcy z Dakaru
Orchestra Baobab to afrykański odpowiednik Buena Vista Social Club.
19.11.2007 | aktual.: 19.11.2007 12:13
Są takie płyty, kiedy już po kilku pierwszych taktach wiemy, że będzie się dobrze działo. Tu otwierający całość utwór „Pape Ndiaye” wnosi fantastyczny afrokubański nastrój. A kolejny, „Nijaay”, wprowadza już w muzyczną stratosferę wokalem w stylu tradycyjnych griotów, czyli afrykańskich pieśniarzy, na tle dialogujących solówek saksofonu i gitary, której pomysłów nie powstydziłby się Jimi Hendrix. Fenomenalna gra gitarzysty czującego się równie swobodnie w konwencji kongijskiej rumby, jak i latynoskiego rocka w stylu Carlosa Santany oraz bogactwo afrykańskich instrumentów perkusyjnych to cechy wszystkich nagrań na tej płycie. Element różnicujący wprowadza śpiew – sześciu z dziesięcioosobowego składu Orchestry Baobab to jednocześnie instrumentaliści i wokaliści soliści śpiewający w bodaj pięciu, jeśli nie więcej językach. Tytuł jest symboliczny, bowiem Dakar, stolica Senegalu, to jedno z muzycznych centrów afrykańskiego kontynentu, gdzie krzyżują się i łączą wpływy wielu kultur. Tam w 1970 roku powstała
Orchestra Baobab. Stanowiła ona przez lata nie tylko szkołę, przez którą przeszedł liczny zastęp wybitnych muzyków, ale także muzyczne laboratorium, w którym wykształcił się oryginalnie afrykański styl muzyki popularnej, dziś stanowiący jeden z najistotniejszych składników world music. Co prawda nagraniu „Made in Dakar” nie towarzyszyli ani Ry Cooder, ani ekipa filmowa Wima Wendersa, ale jej producentem jest Nick Gold, właściciel wytwórni Word Circuit – ten sam, któremu zawdzięczać należy słynny projekt Buena Vista Social Club. Stąd porównanie obu płyt jest jak najbardziej na miejscu i nowe nagrania Orchestry mogą zdobyć rangę klasyków gatunku.
Marek Garztecki
Orchestra Baobab „Made in Dakar”, World Circuit, XX’, 64,90 zł