Warszawa. Powstańczy rap. Radny z Pragi opowiada o gniewie, który wiódł do walki
Co czuć mogli chłopcy, którzy 1 sierpnia chwycili za zdobyczne karabiny i ruszyli do walki z nieporównywalnie silniejszym wrogiem, wyobraził sobie prawie 40-letni warszawiak. Opowiedział o nim tak, by ów gniew przełożyć na współczesny język. Zarapował opowieść o ośmiu nabojach i biało-czerwonej opasce na ramieniu i karle, który okradł mu miasto.
Kamil Ciepieńko, radny dzielnicy Pragi-Północ i wiceprezes Stowarzyszenia "Kocham Pragę" stworzył - jak mówi "kawałek" - kierowany odruchem serca. Powstanie to dla niego ważny punkt historii, Praga to ukochane miejsce, a rap to naturalny sposób wyrażania emocji.
- Wywodzę się ze starej szkoły rapu, w której założeniem twórczym było uwolnienie własnej ekspresji poprzez ten styl muzyki, zatem wszystko, co wiąże się z utworem musiało być mojego autorstwa. Napisałem tekst, który zawiera moje emocje związane z tymi ludźmi, którzy z bronią lub bez broni wyszli z domów, by walczyć o swoje miasto i godność.
Swoje wizję tego o tym, co grało w sercach i duszach powstańców, radny nie opiera tylko na wyobrażeniach. Zaznacza, że jako prawie 40-latek należy do pokolenia, które nie znało głodu, strachu, wojny. Ale rozmawiał z wieloma ludźmi, którzy przeszli przez takie doświadczenia.
- Miałem szansę rozmawiać z tymi, którym w takich strasznych czasach przyszło żyć. 101-letni dziś major Henryk Kokosza, uczestnik walk o budynek centrali telefonicznej przy Brzeskiej na Pradze, opowiadał mi o swoim udziale w Powstaniu Warszawskim; sanitariuszka Zosia Szubakiewicz-Radwanek, o emocjach, które towarzyszyły jej w czasie ataku na Brzeskiej. To nie były przygodne spotkania, ale długie i ważne rozmowy, myślę że jedne z najważniejszych, które odbyłem w życiu - opowiada Kamil Ciepieńko.
Warszawa. Rap o Powstaniu Warszawskim. Po to, by pamiętać o bohaterach tamtych dni
- Z tych moich pytań, przemyśleń, powstał mój utwór. Nie jest opowieścią jeden do jednego z czyjegoś życia. Raczej to esencja tamtych wielu rozmów z ludźmi, którzy jeszcze żyją i tymi, których już nie ma. Oni przeżyli horror, ale - mam wrażenie - byli szczęśliwymi ludźmi - mówi.
Najważniejszym celem jego przedsięwzięcia było utrwalanie pamięci bohaterów. - Jest ich już tylko garstka. Chcę mieć nadzieję, że za sto lat nie zostaną zapomniani, jak dziś powstańcy styczniowi. Oni przecież dla przedwojennych generacji byli tak samo otoczeni szacunkiem, jak w moich czasach powstańcy warszawscy. Wierzę, że sieć, w której przecież wszystko zostanie, zapewni im wieczną pamięć - mówi praski radny Kamil Ciepieńko.