Warszawa. Policjant ochraniał marsz ONR. Zbiera na pomoc prawną.
Policjant, który zabezpieczał marsz ONR-u w Warszawie uruchomił internetową zbiórkę pieniędzy na pomoc prawną. Funkcjonariusza wspiera kierownictwo polskiej policji. Akcję udostępniono na oficjalnym profilu policji na Facebooku.
"Policjant w ocenie Komendanta Głównego Policji gen. insp. Jarosława Szymczyka znalazł się w trudnej sytuacji, gdy podczas podejmowanych zgodnie z prawem czynności służbowych sam był obrażany i znieważany, oraz utrudniano, a wręcz uniemożliwiano mu wykonywanie zadań służbowych" - czytamy na profilu policji.
Decyzją Komendanta Głównego Policji funkcjonariusz otrzyma pełne wsparcie prawników i zapomogę. Zapomogę przyzna również Komendant Stołeczny Policji nadinsp. Paweł Dobrodziej.
Funkcjonariusz w opisie zrzutki podkreśla, że od dziecka chciał wstąpić w szeregi policji. Policjantem jest od 2014 r. Zaznacza, że jego służba przebiegała wzorowo i był za nią nagradzany.
Jak informuje policjant, wszystko się zmieniło 1 sierpnia 2017 r. podczas zabezpieczania przemarszu ONR w Warszawie.
Starcie w trakcie marszu
"Sytuacja była napięta bo wzdłuż trasy przemarszu poruszała się kontrmanifestacja organizacji ObywateleRP. Na polecenie jednego z dowódców mieliśmy wylegitymować osoby poruszające się w kontrmanifestacji. Wybrałem pierwszą osobę z brzegu, była to starsza Pani która niosła transparent" - opisuje policjant. Kobieta go zignorowała i próbowała się oddalić. Przeprowadził ją więc pod ścianę budynku "gdzie jej możliwości manewru będą ograniczone".
Po kilku minutach kobieta okazała dokument tożsamości. Wówczas stojący nieopodal mężczyzna postanowił jej pomóc. "Zaczął się na mnie wpychać i krzyczeć mi w twarz, że to oburzające, mam mu pokazać legitymację i mu się przedstawić bo inaczej moje działania są bezprawne" - pisze policjant. Jak określa, mężczyzna "był napastliwy i agresywny" więc ostrzegł go, że użyje środków przymusu. Ponieważ krzyczał dalej, policjant odepchnął go jako ostrzeżenie. On zaczął znowu krzyczeć, że "jestem gestapowcem i że cała policja to gestapo".
Policjant zatrzymał mężczyznę. Postawiono mu zarzut znieważenia funkcjonariusza publicznego. Został uniewinniony ponieważ jak argumentował Sąd: "mężczyzna był wzburzony i w związku z tym miał prawo nazwać policjanta gestapowcem".
Oskarżony bronił się mówiąc, że policjant go zaatakował uderzając łokciem w brzuch. "Sąd dał wiarę takiemu tłumaczeniu i w związku z tym teraz to mi postawiono zarzuty przekroczenia uprawnień" - podaje policjant. Mężczyzna wezwał na świadków znajomych z marszu, którzy zeznali, że policjant bił niewinnego obywatela.
Policjant podkreśla, że zignorowano dowód w postaci materiału wideo na którym widać, że jest niewinny. Dodał, że miał też duże doświadczenie w zabezpieczaniu różnych marszy i protestów.
Zobacz także: Demonstracja solidarności z sędziami. Wiceminister sprawiedliwości komentuje
Decyzja sądu
Sąd I instancji uznał go za winnego przekroczenia uprawnień i skazał na 2 miesiące więzienia w zawieszeniu na 2 lata oraz na 5 lat zakazu wykonywania zawodu policjanta. "Każdy wie, że w praktyce oznacza to dożywotnie usunięcie z szeregów policji" - pisze funkcjonariusz. Podkreśla, że dlatego złożył apelację.
Teraz w dochodzeniu prawdy wspierają go koledzy po fachu. "Głęboko wierzymy, że Sąd II instancji weźmie pod uwagę wszystkie okoliczności sprawy, przemawiające na korzyść policjanta" - wskazuje Polska Policja na Facebooku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.