Warszawa. Otwarty Jazdów. "Piękny błąd w miejskim matriksie". Można dołączyć do akcji
Otwarty Jazdów jest naprawdę otwarty na każdą inicjatywę. Aktywiści, którzy ocalili miejsce przed likwidacją i tworzą je nadal jako wspólnotę aktywności, czekają na kolejne pomysły i energię. Można także wesprzeć ten miejski ewenement i zostać patronem fantastycznej wioski w samym centrum stolicy.
Otwarty Jazdów powstał w 2012 roku, w 67 lat po powstaniu osiedla Jazdów, w okolicznościach, które uznać można za desperacką obronę, buntowniczą obronę tamtego świata. Było to wówczas, gdy powstał plan wyburzenia tego "reliktu przeszłości" - osady drewnianych domków, które powstały w 1945 roku, by służyć robotnikom, który odgruzowywali i odbudowywali miasto.
Specyficzne domki trafiły do Polski jako dar od Związku Radzieckiego. A do tego kraju przybyły wcześniej z Finlandii, w postaci drewnianych części do złożenia. Tylko tak Finlandia, która takiego budulca miała pod dostatkiem, mogła spłacić swój dług po przegranej wojnie.
Reparacyjny dar nie był zbyt ceniony w ZSRR, gdzie chatka z drewna była dobrem biedaków, zatem elementy zostały wysłane do kraju, którego aneksja, jako kolejnej republiki, miała być tylko kwestią czasu.
Moskiewskie lego zostało według instrukcji od wytwórcy złożone na ruinach Szpitala Ujazdowskiego. Z wykonania podpiwniczenia zrezygnowano. Po pierwsze dlatego, że trudno było zrobić wykop w gruzach, a po drugie domki miały być jedynie barakami dla robotników, więc liczono się z ich rozebraniem po zakończeniu czasu odbudowy stolicy.
Warszawa. Otwarty Jazdów. Najpierw baraki dla robotników, potem ostoja artystów, teraz miejsce wspólnych działań
Tymczasowość okazała się inwestycją na lata. Osiedla nie rozebrano, a domki stały się szybko pożądanym miejscem zamieszkania, mimo niewygody wynikającej z prowizorki w zakresie instalacji sanitarnej. Mieszkali tu architekci, urbaniści oraz inżynierowie z Biura Odbudowy Stolicy. Potem urok Jazdowa doceniali artyści. Jak na wsi, położonej w sercu stolicy, mieszkało się wspaniale. Domki otaczają ogrody, a relacje pomiędzy sąsiadami były ciepłe i serdeczne.
W 2012 roku osiedle miało zakończyć żywot. W jego miejsce pewnie szybko pojawiłaby się deweloperska struktura, stłoczona w atrakcyjnym punkcie miasta. Na szczęście zrodziła się buntownicza inicjatywa miejskich aktywistów, którzy wyszli w obronie Jazdowa na ulice, działając pod hasłem "Miasto to nie firma", sprzeciwiając się urzędniczym działaniom wbrew interesom mieszkańców. Chodziło o ocalenie osiedla i podniesienie go do roli symbolu wspólnoty i wpływu zwykłych obywateli na kształt miasta i najbliższej przestrzeni.
Władze dzielnicy widziały w Jazdowie jedynie cenny grunt, idealny na drogie siedziby rządowych instytucji, ambasad - przeszklone biurowce w miejscu powojennych baraków. Rozpoczęły się już eksmisje lokatorów - niektórzy, z racji wieku i niepełnosprawności, chętnie zgodzili się na przenosiny do bloków, inni nie wyobrażali sobie opuszczenia tego raju.
Sąsiedzka społeczność, przy wsparciu aktywistów, postawiła opór deweloperskiej koncepcji i buldożery nie wjechały do Jazdowa. A, co najważniejsze, urzędnicy dostrzegli niezwykły potencjał miejsca. Tak powstał Otwarty Jazdów, „malownicza niespodzianka, błąd w miejskim matriksie, powodujący u wielu głęboki opad szczęki na trawę” - piszą opiekunowie przedsięwzięcia, które od 9 lat gromadzi wszelkie aktywności - pasje artystyczne, twórcze, społeczne, ogrodnicze, pomaga ludziom być razem i razem działać.
Warszawa. Otwarty Jazdów. Każdy pomysł na wagę złota. Wspólnota jest najważniejsza
W lepszych, przedpandemicznych czasach, festiwale Jazdowa pokazywały, jakie cuda mogą tutaj się dziać. W każdym z domków mieścił się inny magiczny świat - dom tańca ludowego, mała chata projekcji kinowych, drewniana galeria z ekspozycją dzieł sztuki czy miejsce warsztatów z pieczenia chleba czy naprawy mebli. A wszystko w bujnych ogrodach, wśród pomidorów i dyń pielęgnowanych rękami wspólnoty pasjonatów i w małych pasiekach, doglądanych przez bartników-hobbystów.
Na te małe domy kultury nieustannie brakuje środków - trzeba zdobywać dotacje i granty. Aktywiści proponują więc wszystkim sympatykom rolę patrona. Jak opisują, zeszli już z barykad i chcą teraz wciągnąć miejskich urzędników w we wspólne działania.
"Tworzymy solidne podstawy dla największego oddolnego centrum kultury i edukacji w Polsce, prowadzonego przez 25 organizacji pozarządowych i grup nieformalnych (prawie 4 tys. wydarzeń w 2019 roku). Poza tym dążymy do tego, aby każdy domek, z którego wyrzuceni zostali mieszkańcy, miał swojego nowego gospodarza i nie ulegał dalszej degradacji. W zeszłym roku otworzyliśmy dla nowych grup i organizacji trzy puste, niszczejące domki, aby mogły zostać wypełnione ciekawym programem i przejść podstawowy remont" - tłumaczą aktywiści.
Proszą też każdego, kto chce mieć swój mały udział w tym ciągłym eksperymencie - laboratorium miasta. Można zostać patronem miejsca, ale można także przyjść z propozycją ciekawej, nowej inicjatywy. Działacze spotykają się w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca o godz. 18:30 i z otwartymi ramionami powitają pomysły na kolejne aktywności.