Spuścizna po PRL‑u - burzyć czy chronić?
Rozmawiamy z Karolem Bulskim, przewodnikiem po Warszawie
24.08.2014 18:41
Czy chronić budynki z czasów PRL-u, czy raczej się ich pozbyć? Czy ktoś jeszcze chodzi do barów mlecznych i barów kawowych? Skąd wzięła się moda na bary z wódką i zakąską? Co cennego może nam dać dzisiaj spuścizna po minionej epoce? Na ten temat rozmawiamy z Karolem Bulskim, przewodnikiem po Warszawie, jednym z założycieli Praskiej Ferajny .
Ostatnio zamknięto Sezam, a przez nasz serwis przelała się fala sentymentów i żalu za zamykanym domem towarowym. Budynki z okresu PRL-u burzone są w Warszawie bardzo często. Czy słusznie? Czy w budynkach, które ostatnio zniknęły z mapy naszego miasta, było coś, co warto było ocalić?
Jeśli mówimy o Sezamie, to na pewno ciekawe żółto-zielone kafelki oraz charakterystyczny neon. Ten ma zawisnąć na nowym biurowcu, który powstanie w tym miejscu. Wielu obiektów jednak nie udało się ocalić. Choćby ciekawych architektonicznie budynków warszawskich kin. Kino Moskwa, Kino Praha, Kino Skarpa, no i Kino Sawa, które może samo nie było arcydziełem, ale z placem Przymierza tworzyło agorę Saskiej Kępy.
Uwielbiłem pawilon "Chemia" - świetny budynek, który z zewnątrz wyglądał, jakby był cały ze szkła. Wieczorem rozświetlony, tak jakby wylewał się na zewnątrz, zacierał granicę między ulicą a wnętrzem. O tym, jak był niebanalny, wiem jedynie ze starych zdjęć, bo pod koniec swego istnienia nie wyglądał tak ciekawie, brudny i zamalowany reklamami. Vitkac, który powstał w tym miejscu, jest pod każdym względem przeciwieństwem "Chemii". Ściany wyglądają jak granica nie do przejścia, budynek odgradza się od ludzi.
Podobne były losy Pasażu Wiecha na tyłach Domów Centrum. W pewnym momencie miejsce to stało się atrakcyjne głównie dla lokalnej żulerki, ale u zarania pomyślane zostało jako przyjazne ludziom. Zadaszenie w pewnym zakresie chroniło przed deszczem i przede wszystkim dawało ludzką, kameralną skalę. Były tam klomby, kwietniki, ławki, gdzie można było usiąść. To, na co go przerobiono, to jak w przypadku otoczenia Vitkaca, takie miejsce, przez które się przebiega jak najszybciej.
Kolejnym miejscem niech będzie Supersam. Z jednej strony wspaniała architektura podwieszanego dachu, pionierska technologia, z drugiej zaniedbanie i fatalny stan techniczny. No i ta nazwa! Nie obcojęzyczny "market", ale polski, krótki i sympatyczny "sam". Może by tak wszystkie "hipermarkety" zamienić na "megasamy"?
No właśnie - PRL zostawił tam także inną spuściznę. Bary kawowe, bary mleczne - takich miejsc też coraz mniej na mapie Warszawy. Zastanawiam się tylko, czy to nie jest trochę tak, że miejsca te umierają, bo po prostu nikt tam nie chodzi? Wychodzą z mody, umierają śmiercią naturalną? Czy ty w ogóle tam bywasz?
Tak! Szczególnie uwielbiam stare bary kawowe. Chodziłem do Cafe Bajka, niedawno byłem z koleżanką w Amatorskiej. To są miejsca dla wszystkich, teraz takich miejsc się już się raczej nie tworzy. Międzypokoleniowych, takich gdzie przy jednym barze pije profesor, malarz i robotnik. A przede wszystkim - nie tworzy się już raczej miejsc przyjaznych cenowo.
To bardzo niebezpieczne, w jakim kierunku to idzie. Pieniądze mają nas legitymizować jako ludzi. W momencie, kiedy stać cię na to, żeby kupić sobie kawę za 10 zł i ciastko za jeszcze więcej, to jesteś w porządku. Dla państwa, które pozwala, żeby się burzyło budynki z czasów PRL-u, które pozwala, żeby się zamknął Bar Uniwersytecki na Krakowskim Przedmieściu, żeby się zamknęła Cafe Bajka, to jest bardzo wygodne. Kasa się zgadza i wszystko się zamyka w systemie, który łatwo kontrolować.
Zaletą systemów autorytarnych jest to, że oprócz pieniędzy jest tam jeszcze jakaś idea, lepsza, gorsza, ale jest. To, że Stare Miasto jest odbudowane, to też w jakimś stopniu zasługa poprzedniego ustroju. Oczywiście, burzono kamienice w Śródmieściu, ale też wiele odbudowano. W tym okresie powstawały budynki przyjazne ludziom, nierzadko dobro ludzi stało ponad względami ekonomicznymi.
Można powiedzieć, że to, co mówię, to lewackie gadanie. Jednakże ja staram się mówić językiem wartości. Trzeba się zastanowić, co leży na dwóch przeciwnych szalach. Obecnie rozmowa wygląda bowiem tak, że jeśli wspomni się o wartościach, to odpowiedź brzmi, że przecież kasa.
Och, obawiam się, że posypią nam się tu zaraz hejty w komentarzach. PRL wciąż w Polsce kojarzy się raczej źle.
Jest taka reguła, że nie bardzo szanuje się dziedzictwo tej epoki, która właśnie minęła. W PRL-u wyrzucało się łyżki, meble, nocniki i wszystko, co było secesyjne, burzyło się burżuazyjne kamienice. Czy nasze dzieci nie skrytykują nas za wyburzanie budynków z czasu PRL-u?
Czy to już nie zaczyna się dziać? Młode pokolenie zaczyna czuć jakiś sentyment do tego okresu, a PRL zaczyna się całkiem nieźle, że tak powiem, sprzedawać.
Młodsze pokolenia patrzą na PRL mniej całościowo i nie mają aż tak wielu złych wspomnień z nim związanych. Zauważają w nim dobre rzeczy. Socrealizm, modernizm, wzornictwo przemysłowe, wysokiej jakości meble, projekty dobrych polskich samochodów. Pewnie też patrzą na ten okres jak na coś egzotycznego, dochodzi też jakiś sentyment, o którym wspominałaś.
Moda na PRL powoduje, że pojawiają się miejsca, które imitują te stare. Spójrzmy chociażby na powstające jak grzyby po deszczu bary z wódką i zakąską. Ale to wszystko są imitacje, imitacja nie zastąpi czegoś autentycznego. Niech nam nie zamkną ostatnich barów kawowych, ostatnich prawdziwych barów mlecznych.
Chropawy urok podniszczonego baru może jest trudniejszy, ale ta autentyczność jest wartością. Trzeba docenić wartość zabytkową, kulturową tych miejsc. Ich potencjał komercyjny wypłynie nie za 100 lat, ale widać go już teraz. Młode pokolenia chcą pić lornetę z meduzą, chodzić na potańcówki. Miejscem, które w obecnym systemie świetnie się odnalazło, jest Lotos, restauracja na Chełmskiej z lat 50. – autentyczne i egzotyczne a bardzo dziś popularne.
*Czy takie miejsca obronią się same? *
Możliwe, że tak. Tak było z Cafe Bajką, która się zamknęła w 2009 roku, a w tym miejscu powstała jakaś nowoczesna, sieciowa kawiarnia. Jakże wielkie było zdziwienie wszystkich, gdy nagle przechodzą ulicą, a Cafe Bajka znów jest. Ci sami klienci już siedzieli przy stolikach, ta sama pani za barem, to samo menu. Okazało się, że do nowy lokal nie przyniósł spodziewanego zysku, a wszyscy tęsknili za Bajką, wydzwaniali do właścicielki. Właściciel kamienicy dogadał się z panią, która od 29 lat prowadziła to miejsce. To miejsce to był kawał jej życia, zdecydowała się więc otworzyć je ponownie. Niestety, w tym roku Bajka zamknęła się już chyba na dobre.
To też chyba jest rzecz, o której warto rozmawiać, a mówi się rzadko. W wypowiedziach na temat zamknięcia Sezamu często pojawiał się motyw więzi, które sklep wytworzył przez lata. Każdy każdego tu znał, a klienci przychodzili tutaj od dziecka.
Zamyka się stare, lubiane miejsca, a w zamian daje się nowe, anonimowe. Zamykanie starych miejsc często rozbija też coś cenniejszego - relacje międzyludzkie, a te buduje się o wiele dłużej niż budynki.
Nie płaczmy jednak za tym, co przeminęło. Może jest jeszcze coś, co warto uratować? Coś, co jeszcze istnieje, ale może nie za długo? Na co warto zwrócić warszawiakom uwagę?
Na pewno na bary kawowe, stare restauracje i bary mleczne, jak np. Sady, czy Pod Barbakanem. Z architektonicznego punktu widzenia na pewno Biblioteka Narodowa - szlachetna instytucja w typowym budynku i wnętrzach z lat 70. Stylistyka w jakiej to jest zbudowane może komuś nie odpowiadać, ale to jest przecież pomnik późnego peerelu. To jest skończone, prawdziwe i w środku jest tak inaczej! Oby nikomu nie przyszło do głowy rearanżowanie tych wnętrz. Trzeba się otwierać na piękno tego peerelowskiego sztafażu – bo inaczej pewnego dnia to miejsce też zniknie i nawet nikt nie zauważy.
No i Uniwersam Grochów. Może teraz nie wygląda zbyt zachęcająco - jest brudny, oblepiony reklamami i spontanicznym handlem. Tymczasem to bardzo ładny budynek, zbudowany zgodnie z duchem dobrych idei modernistycznych. Ma podcienia, gdzie można się schronić przed deszczem, przejść między poszczególnymi sklepami. Łączy rondo Wiatraczna z bazarkiem i okolicznymi ulicami, bo przez Uniwersam można płynnie do tych miejsc przejść. Mieści się w nim Astoria, restauracja-wehikuł czasu. Budynek jest estetyczny, tylko trzeba o niego w końcu zadbać.
Podobnie stało się z wieloma budynkami z okresu PRL-u, które nie pokryły się patyną, ale brudem, liszajem strasznych bud i nieestetycznych szyldów. Będą cieszyć oko i za 10, 20 lat zostaną powszechnie docenione. Tylko to, co jeszcze jest, trzeba uratować.
Zobacz także: Nowe Miejsce: Czar PRL [ZDJĘCIA]