RegionalneWarszawaŚpiewająca Teściowa o zięciu, Warszawie i... rapowaniu. "Nie jesteśmy typami gwiazd"

Śpiewająca Teściowa o zięciu, Warszawie i... rapowaniu. "Nie jesteśmy typami gwiazd"

Beata Łubczonek nie spodziewała się, że wideo z jej występu na lokalnym festiwalu stanie się hitem internetu. Wspólnie z zięciem od kilku lat tworzy zespół "Teściowa Śpiewa", lecz dopiero teraz usłyszała o nim prawie cała Polska. Nadal jednak mocno stąpa po ziemi i... po prostu cieszy się życiem.

Śpiewająca Teściowa o zięciu, Warszawie i... rapowaniu. "Nie jesteśmy typami gwiazd"
Źródło zdjęć: © Facebook.com / Teściowa Śpiewa | Radosław Potrac
Mateusz Patyk

24.08.2018 | aktual.: 24.08.2018 19:51

"Janusz w damskiej wersji" - tak ironicznie o sobie mówi (a właściwie rapuje) słynna już teściowa z nagrania opublikowanego na Facebooku 5 sierpnia, które zostało wyświetlone łącznie juź prawie 1,5 mln razy. To fragment koncertu z okazji festiwalu Otwarta Ząbkowska. Widać na nim niepozorną kobietę w kolorowej spódniczce, rapującą do muzyki granej na gitarze przez siedzącego obok młodszego mężczyznę.

To Beata Łubczonek i jej zięć, Marcin Milanowicz. Ona pisała wiersze odkąd pamięta, teraz wymyśla teksty piosenek. On - zawodowo pracownik naukowy - grywał jakiś czas w zespole rockowym, więc chętnie komponuje muzykę do słów pani Beaty. Razem tworzą duet "Teściowa Śpiewa".

Gdy wokół nich zrobiło się naprawdę głośno, postanowili wyhamować. Pech chciał, że filmik z ponad trzema minutami rapu teściowej pojawił się w sieci akurat w czasie sezonu urlopowego. Wybór był jednak prosty. Pani Beata zdecydowała, że najlepszym sposobem na złapanie dystansu będzie "ucieczka" z miasta, choćby na chwilę.

- Mamy dwa ulubione miejsca, w które przeważnie jeździmy na zmianę. W zeszłym roku byliśmy na Kaszubach, a w tym na Sejneńszczyźnie. Na granicy z Litwą jest piękny teren, a my lubimy wypoczywać nad jeziorami. Mąż łowi ryby z synem, jeździmy całą rodziną, kąpiemy się. W ten sposób odpoczywamy - wyjaśnia w rozmowie z WawaLove.

Zapytalismy więc, czy relaks na łonie natury jest odpowiedzią na dość sporą aktywność duetu "Teściowa Śpiewa" w ostatnich tygodniach. - Tego, co robię w zespole, nie traktuję jako wysiłek. Choć faktycznie mieliśmy parę koncertów poza Warszawą , a to wiąże się z podróżą, więc wiadomo, że jakiś wysiłek trzeba w to włożyć. Dla mnie jest to odpoczynek od tego, co robię na co dzień, czyli pracy, zajmowaniem się domem itd. - mówi Beata Łubczonek.

Po chwili zamyślenia dodaje: - Urlop należał mi się tak samo, jak należy się każdemu człowiekowi po przepracowanym roku. Choc przyznaję, chiałam też trochę odpocząć, bo akurat jak wyjeżdżaliśmy, to rozpętało się „piekło”. Wokół nas zrobił się jakiś szum medialny, my nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni - przekonuje Teściowa. Dotąd ich fanpage lubiło znacznie mniej osób, a większość poznała twórczość zespołu dzięki wiralowi z występu na Pradze.

- Oczywiście od czterech lat występujemy i mamy swoją wierną publiczność, ale czegoś takiego się nie spodziewaliśmy. Dobrze było się tam (na Sejneńszczyźnie) schować. Wiadomo, że jest miło, jeżeli ktoś tworzy coś dla ludzi i widzi ten pozytywny odzew. Nie jestem megalomanem, żeby czytać wszystkie komentarze, ale zauważyłam w większości pozytywny odbiór tego konkretnego filmiku z rapem, który jakaś pani nakręciła na Otwartej Ząbkowskiej. Natomiast my nie chcemy tak wielkiego szumu wokół nas, bo nie jesteśmy typami gwiazd. Nie chcemy też robić kariery, w takim sensie jak młodzi, zaczynający muzycy, którzy się tym tylko zajmują i tylko to chcieliby robić - zastrzega wokalistka.

Pani Beata nie ma też wątpliwości, że popularność (szczególnie ta zyskana nagle i przez zbieg okoliczności) jest bardzo nietrwała. Dlatego wyjątkowo trzeźwo ocenia obecną sytuację. - To nie jest też tak, że my to jakoś przeżywamy… Jest tylko trochę więcej zachodu, bo przychodzi do nas mnóstwo maili, wiadomości, na które trzeba odpowiedzieć, bo ludzie na nie przecież czekają. I tyle. Zapewniam, że żadna sodówka nam póki co nie uderzy. Wiadomo, że to szybko przeminie. To jest zjawisko internetowe. Ta piosenka w zapisie audio wisi już w sieci od prawie dwóch lat. Myśmy nie raz ją wrzucali i było zainteresowanie, ale na miarę tego naszego fanpage’a - przekonuje.

Według Śpiewającej Teściowej efekt popularności to "zlepek" różnych czynników. - Znalazłam się w odpowiednim miejscu i czasie, ktoś to zobaczył, jakiś portal z dużą liczbą fanów podał to dalej czy jakiś Wykop… Ja nie wiem do końca, na czym to polega, ale podobno to jest jakieś „nośne”. I tak to szło. Jak lawina, która przeleci i będziemy mieli znowu spokój - konkluduje liderka dwuosobowego zespołu.

W maju tego roku Teściowa wystąpiła u boku znanego warszawskiego rapera, Wujka Samo Zło, w finale Turnieju Wypowiedzi Satyrycznej o Laur Wiecha na Targówku. Spontanicznie poprosił ją wtedy o zaśpiewanie razem. - Freestyle był bez żadnego przygotowania. Ten występ odbył się za namową Wujka. Nie jestem do końca z niego zadowolona, bo wiem, jak powinien wyglądać prawdziwy freestyle. Wiem, że nie mam wprawy, ale cieszę się - przyznaje skromnie.

Nie ma jednak żadnych wyrzutów sumienia. - Gdybym się nie odważyła, to nie przeżyłabym takiej przygody. Myślę, że niewiele pań w moim wieku sobie może coś takiego zafundować, prawda? A to jest fajne - podkreśla, żałując jedynie, że dopiero teraz odkryła uroki rapowania. - Poznaję nowych ludzi, czegoś nowego się uczę. Generalnie dobrze się w tym czuję, tylko mam poczucie, że jakby już jest trochę za późno dla mnie… Gdybym „łyknęła” to w czasach młodości, to być może byłabym jakąś dobrą raperką czy freestylerką. Teraz to po prostu jest zabawa. Zresztą jak cała przygoda z „Teściowa Śpiewa”. Choć obecnie może trochę bardziej na poważnie - zaznacza.

Swojego zięcia (który w przeciwieństwie do pani Beaty pochodzi spoza stolicy), traktuje jako równego sobie. Na pytanie o to, czy jest słoikiem, lekko się irytuje. - Już nie jest. To „flancowany warszawiak”. Wiem, że tego określenia używa Przemysław Śmiech (pisarz z Elbląga, mieszka w stolicy od 1996 roku - przyp. red.). Ale nie mam pojęcia, kto stworzył to określenie jako pierwszy. Chodzi o takiego warszawiaka, który tu się przyjął i zakorzenił. Dla mnie to on już jest warszawiak, nie żaden słoik. Płaci tu podatki, ma rodzinę i pracuje, a przede wszystkim kocha folklor warszawski. Mamy zresztą piosenkę na ten temat. Tam jest mowa o tym, co myślimy o takich porównaniach - śmieje się.

W swoich utworach Teściowa często obnaża lub żartuje ze stereotypów. Jak sama przyznaje, aby robić to dobrze, trzeba mieć otwarty umysł, nie można sie ograniczać i wyręczać utartymi schematami. Sama też nie daje się zaszufladkować. - Jestem przeciwna wszelkim podziałom. Uważam, że to jest głupota jakich mało. Czy to będą podziały na słoików i „rdzennych” warszawiaków, czy na zwolenników jednej partii czy drugiej – dla mnie to się w ogóle nie liczy. Ważny jest człowiek. Jeśli jest fajny, to ma prawo mieć swoje poglądy, sposób bycia, swoje miejsce urodzenia itd. Interesuje mnie tylko, czy ma poczucie humoru i czy nadaje na podobnych falach. Tak samo mój zięć. My nie dzielimy ludzi i nie chcielibyśmy też sami być przypisywani do określonego sposobu myślenia czy nawet rodzaju muzyki - mówi pani Beata.

Pomimo różnicy w metryczce, zarówno teściowa, jak i zięć, świetnie się ze sobą dogadują, a ich współpraca to wręcz wzór dla innych duetów. Beata Łubczonek nie ma też problemu z wyłapywaniem trendów, a jej twórczość trafia w gusta zarówno starszych, jak i młodszych słuchaczy. - Moim zdaniem wiek nie ma żadnego znaczenia. Muzyką, sztuką, światem interesuję się od zawsze. Tylko wystarczy to w sobie podtrzymywać. Wiem, że dużo ludzi zatrzymuje się na pewnym etapie, bo przychodzi życie, dużo obowiązków i wydaje się, że nie ma się na nic czasu. Może jestem bardziej leniwa i więcej czasu wolę przeznaczyć na inne rzeczy, niż wymyślać sobie nowe zajęcia? Lubię wiedzieć, co piszczy w muzyce, na co warto iść do teatru czy do kina. Lubię być na bieżąco. I wydaje mi się, że jak ktoś ma takie podejście, to bez względu na wiek dogada się z młodymi - zauważa.

Teściowa wypowiada się o stolicy i jej mieszkańcach z wielką czułością, wręcz tęsknotą, ale przede wszystkim z optymizmem. - Często mówimy to na koncertach przy jednej z naszych piosenek „Wars i Sawa”, że w Warszawie najbardziej lubię ludzi. Ktoś może twierdzić, że to jest jakiś etos, że nie ma warszawiaka w takim pozytywnym sensie. Ale spotkałam tego typu ludzi i spotykam ich ciągle - przekonuje.

Zapytana o konkretny opis, po chwili zastanowienia wylicza: - Dla mnie taki warszawiak, to ktoś z humorem, z „faszonem”, charakterny, który nie pozwoli obrażać swojego miasta, który jest bardzo z nim związany, który jest gościny, skory do zabawy… Coś takiego. I to jest moja ulubiona rzecz w Warszawie. Wiadomo, że jako miasto jest piękna, choć była piękniejsza przed wojną. Ale teraz też jest dużo ładnych rzeczy, które mi się w niej podoba. Jestem lokalną patriotką, interesuję się historią, więc dla mnie to jest po prostu wspaniałe miasto, jedyne w swoim rodzaju. Ludzie na całym świecie się nim zachwycają, tylko często jest tak, że Polacy mieszkający w Warszawie tego nie doceniają. To jest niesamowite, że ona powstała z niczego tak naprawdę. I za to ją kocham - wyznaje.

Jest też druga strona medalu. - Nie lubię ludzi, którzy tu żyją, a psioczą na stolicę. Uważam, że jeśli komuś jest tak źle, to niech szuka dalej swojego miejsca. To tak, jakby ktoś przyszedł do czyjegoś domu i gadał cały czas, że coś jest nie tak. To rób coś, człowieku, dla tego miasta, a nie kwękaj. Denerwuje mnie też jakaś taka nieprzemyślana urbanizacja. Gdy zabudowują Warszawę bez ładu i składu, często kosztem zieleni. Za chwilę to się podusimy w tym betonie, bo coraz to nowy deweloper stawia coś, plomby, nie plomby - oburza się pani Beata.

O przyszłość swojego rodzinnego projektu muzycznego jest raczej spokojna. Niewyklucza też wydania krążka, choćby dla przyszłych pokoleń. - Ja tekstów mam dużo, to raczej mój zięć nie nadąża, żeby to oprawić muzycznie. To jest człowiek, który jest ojcem rodziny, do tego naukowcem… Także jest bardzo dużo nowych, gotowych rzeczy i mam nadzieję, że jakoś z tym ruszymy. Myślimy też o zrobieniu płyty. Nie na zasadzie, że uważamy, jacy to jesteśmy świetni i tak dalej. W dzisiejszych czasach wydanie albumu to nie jest rzecz „elitarna”. Pomyślałam też, że gdyby nawet nikt tego nie chciał, to potem mogłabym swoim wnukom czy prawnukom pokazać, że babcia z tatą robili coś takiego i to jest fajne. Chciałabym taką pamiątkę wykopać po swoich przodkach - argumentuje.

Trudno uwierzyć, że tak zdystansowana do siebie i "wyluzowana" osoba trudni się zawodowo... literaturą specjalistyczną. I to w jednej z najbardziej skomplikowanych dziedzin. - Zajmuję się bibliografią medyczną. Pracuje w Głównej Bibliotece Lekarskiej i od początku mojej pracy zawodowej, a to jest prawie 35 lat w jednym miejscu, tworzę Polską Bibliografię Lekarską - podkreśla dumnie. Zartuje, że w końcu przecież gdzieś trzeba odreagować. - Chodziłam do klasy biologiczno-chemicznej. Wszyscy moi znajomi poszli na medycynę (ja nie, bo nie bardzo mi się to podobało), ale gdzieś tam lekka nuta zamiłowania do tego typu tematyki została. Teraz przez moje ręce przechodzi cała literatura, którą moi koledzy „popełniają”, a w ogóle to jest wbrew pozorom ciekawa praca. Wymaga skupienia, ale nie jest nudna - przekonuje Śpiewająca Teściowa.

Podsumowując naszą rozmowę, zapytaliśmy, co dla Beaty Łubczonek jest w życiu najistotniejsze, a czego czasem może brakować każdemu. Odpowiedź mogła być tylko jedna. - Uważam, że najważniejszą rzeczą, jaką można ludziom życzyć, to jest poczucie humoru. Ludzie traktują często życie i to, co się wokół nich dzieje, zbyt poważnie. Sama mam z tym problem. Mój syn nieraz mówi: „Mama, ty jesteś taka luźna", ale w domu to różnie bywa. Wiadomo, każdy ma gorsze chwile. Ale generalnie potrzeba trochę tego dystansu, więcej luzu. Bez tego jest po prostu nie do zniesienia. Jeśli ludzie traktują siebie śmiertelnie poważnie, cierpią na tym przede wszystkim wzajemne relacje. Życzyłabym warszawiakom, żeby wrócili do tego, co opisywał „Wiecho”. Może nie takiej plebejskości, przaśności. Ale takiego stylu, charakterystycznego wyluzowania, rozmowy. Właśnie tego.

Widzisz coś ciekawego? Masz zdjęcie, filmik? Prześlij nam przez Facebooka na wawalove@grupawp.pl lub dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)