Policjanci sprawdzali za długo. Przepadła wizyta u lekarza-specjalisty
Kobieta nie dojechała przez nich na badania. Następny termin - w maju.
Przez ponad godzinę policjanci z drogówki sprawdzali kobietę, która śpieszyła się do lekarza - specjalisty. Funkcjonariusze zatrzymali panią Magdalenę do kontroli, bo uznali, że rozmawiała przez telefon. O sprawie pisze serwis zw.com.pl.
Kobieta twierdzi, że poprawiała jedynie włosy. Jednak nie chciała dyskutować na ten temat. Śpieszyła się na wizytę, do długo wyczekiwanego lekarza-specjalisty(kilka tygodni wcześniej miała wypadek). Natychmiast zgodziła się na mandat dwustuzłotowy i pięć punktów karnych. Byleby zdążyć.
Poprosiła policjantów, by sprawę załatwili jak najszybciej. Tymczasem czas uciekał, a mandatu wciąż nie było. Pani Magdalena dokładnie wyjaśniła policjantom dlaczego się śpieszy i jeszcze raz poprosiła o jak najszybsze załatwienie sprawy. Kiedy po 25 minutach wciąż nie miała mandatu, zdecydowała, by sprawa trafiła do sądu. Zdała bowiem sobie sprawę, że wizyta prawdopodobnie przepadła.
Postanowiła załatwić całą sprawę w sądzie. Poinformowała o tym funkcjonariuszy. Wówczas jeden z policjantów zaczął na nią krzyczeć, że "jest niepoważna" i kazał dalej czekać w samochodzie. Sam znikł na kolejne 25 minut. W końcu się pojawił i dał kobiecie do podpisania pismo do sądu. Kobieta zauważyła, że nie było ono wypełnione w całości, nie podano np. proponowanej kwoty mandatu, nie było wpisanej liczby punktów karnych. Zwróciła na to uwagę mundurowemu. Funkcjonariusz uzupełnił pismo, co kosztowało panią Magdalenę kolejne minuty.
W końcu dostała pismo oraz informację że ma się zgłosić w drogówce w określonym terminie. pani Magda poinformowała, że niestety nie może w tym terminie, bowiem znów ma inną wizytę lekarską. Napisała o tym na dokumencie. Ten wpis tak zdenerwował policjanta, że postanowił... jeszcze dokładniej skontrolować auto pani Magdy. Nagle nie spodobał mu się przedni zderzak. Zatrzymał więc dowód rejestracyjny.
Kobieta, która kilka tygodni miała wypadek i auto jest jej potrzebne, czekała na dowód na niego prawie dwa tygodnie. Pani Magda opisała całą sytuację w skardze do komendanta stołecznego.
Nie dostała do tej pory odpowiedzi.