Nie ma kasownika, nie ma kary!
Koleje Mazowieckie przegrały w sądzie z pasażerem
Pasażer kupił bilet i chciał go skasować, ale nie miał gdzie. Kontrolerzy wlepili mu 170 zł i 20 gr kary, bo powinien wsiąść pierwszymi drzwiami i szukać kierownika pociągu - czytamy w portalu gazeta.pl.
Oto historia, jaką może opowiedzieć prawie każdy, kto podróżował z Kolejami mazowieckimi. 15 stycznia zeszłego roku Agata i Andrzej Kotonowie z Białołęki chcieli zabrać dzieci (6 i 9 lat) na ślizgawkę przed Pałacem Kultury, wjechać windą na 30. piętro, a przy okazji pokazać im tramwaje, metro i kolej. Kupił więc odpowiednie bilety.
Niestety po wejściu do pociągu KM okazało się, że nie ma w nim kasownika. Pasażer postanowił udać się na przód pociągu w poszukiwaniu kierownika pociągu lub kasownika. Zanim tam dotarł, wyrósł przed nim kontroler, który stwierdził, że "jest za późno na kasowanie" i wlepił całej rodzinie mandat.
Pan Andrzej postanowił walczyć o sprawiedliwość. W tej sprawie udał się nawet do prezydent miasta, Hanny Gronkiewicz-Waltz, która zwróciła się do ZTM-u, a ten z kolei do Kolei Mazowieckich. Nic to jednak nie dało. Koleje były nieugięte. Sprawa znalazła się w sądzie.
Przewoźnik uparł się, że "podróżny bezbiletowy" musi się zgłosić do obsługi pociągu, a taki obowiązek "istnieje od dnia uruchomienia komunikacji kolejowej, a więc od 166 lat". Spółka wprowadziła zasadę, że trzeba wejść pierwszymi drzwiami, gdzie czeka kierownik składu. Ale pan Andrzej do akt sprawy dołączył ulotkę, którą ratusz wydał przed Euro 2012. Zachęcała ona do jazdy pociągami różnych spółek, w których obowiązują te same bilety. Niestety nie napisano na niej jak je kasować.
Sąd uznał rację pana Andrzeja. Dodał, że Koleje Mazowieckie nie zapewniły należytej informacji o zasadach, jakie obowiązują w pociągach.