"Wampira z Bytomia" dopadli na pogrzebie. Powiesili go w Krakowie
Sycił się widokiem zmasakrowanych ciał i potokiem krwi. Wobec jego brutalnych morderstw milicjanci długo byli kompletnie bezradni. Cechowało go "nadzabijanie" - nie wystarczyło mu pozbawianie ofiar życia. Potrzebował czegoś więcej. Joachim Knychała na co dzień był przykładnym mężem i ojcem. Jego powieszenie było jedną z ostatnich wykonany w Polsce kar śmierci.
3 listopada 1974 roku. Młody Joachim Knychała atakuje na klatce schodowej jednego z bloków w Bytomiu Marię Borucką. Kobieta cudem przeżywa. Uratowała ją gruba czapka, która zamortyzowała silne uderzenie w głowę. Oprawca po nieudanej próbie zabójstwa długo czuł rozczarowanie. Postanowił, że następnym razem zmieni narzędzie zbrodni i dopnie celu.
Niecały rok później, również w Bytomiu, Knychała zmasakrował Stefanię M. Kobieta zmarła w szpitalu. Morderca po latach dokładnie opisał zbrodnię, która miała miejsce 3 listopada 1974 roku. Uzbrojony w siekierkę krążył po okolicy, szukając ofiary. Stefania M. poprosiła go, by odprowadził ją do domu, ponieważ pokłóciła się z chłopakiem. To nie była dobra decyzja. Knychała ogłuszył ją, zawlókł w krzaki i brutalnie zgwałcił. Przeżyła noc. Zmarła następnego dnia.
"Polski bękart" seryjnym mordercą
Joachim Knychała nienawidził płci przeciwnej. Twierdził, że ma swoje powody. Co ciekawe, nie przeszkadzało mu to w posiadaniu rodziny i dzieci. Był ojcem. Na co dzień pracował jako górnik i cieśla w kopalni "Andaluzja" w Piekarach Śląskich. Nie wyróżniał się z tłumu, choć dzieciństwo miał trudne. Wychowywały go matka i babka, choć o miłości nie było mowy. Ojca w jego życiu praktycznie nie było, a pozostali członkowie rodziny często nazywali go "polskim bękartem". W szkole bywał poniżany, choć potrafił również odgryźć się oprawcom.
W dokonywaniu zbrodni był bardzo konsekwentny. Zabijał, uderzając tępym narzędziem w głowę. Nie wystarczało mu pozbawianie ofiar życia. Cechowało go "nadzabijanie" - ciała ofiar bezdusznie masakrował. Zabójstwa miały wyraźne tło seksualne. Ofiary znajdowano z obnażonymi dolnymi partiami. O ile nie wstydził się morderstw, o tyle gwałtów owszem.
W czasach, gdy mordował Knychała, ustalenie sprawcy zbrodni nie było tak łatwe jak obecnie. Próżno było szukać ulicznych kamer, lokalizatorów GPS i innych narzędzi, które obecnie pomagają służbom w sprawnym działaniu. Morderca wpadł jednak z powodu własnej ignorancji.
8 maja 1982 roku zabił własną szwagierkę. Sam powiadomił milicję i pogotowie. Dokładne oględziny wykazały, że kobieta zginęła od ciosu tępym narzędziem, a na jej ciele znaleziono spermę. Śledztwo wykazało, że Knychała współżył z kobietą, a zamordował ją po tym, jak przekazała mu, iż ma zamiar opowiedzieć o wszystkim jego żonie.
"Wampir z Bytomia" aresztowany na pogrzebie
Wampir z Bytomia został aresztowany podczas pogrzebu swojej szwagierki. Początkowo nie przyznawał się do żadnego z morderstw. Później otworzył się, bardzo szczegółowo opisując zbrodnie sprzed lat. Okazało się, iż ma doskonałą pamięć, a swoje "sukcesy" wspominał z wielką satysfakcją. Jedną z ofiar, Mirosławę Sarnowską, zabił metalowym prętem. "Waliłem tak długo, aż usłyszałem trzask łamanej czaszki" - mówił później.
Co ciekawe, Joachim Knychała był bardzo dumny ze swoich osiągnięć. Cieszył go fakt, iż został uznany za jednego z największych zbrodniarzy czasów powojennych w Polsce. Mężczyzna został skazany na wyrok śmierci, który wykonano w więzieniu przy ul. Montelupich 7 w Krakowie w 1985 roku. Knychała poniósł śmierć poprzez powieszenie.
Łącznie zabójca pozbawił życia 5 kobiet - Stefanię M., Mirosławę Sarnowską, Teresą Ryms, Halinę Sydę oraz Bogusławę Ludygę. Miał na swoim koncie również 7 usiłowań zabójstwa. Stracił życie w wieku 33 lat. Jego rodzinie zezwolono na zmianę nazwiska.