"W całej Polsce szykują ustawki przeciwko Tuskowi"
Premier Tusk w sprawach piłki nożnej czuje się bardzo pewnie. Kibice wiedzą przecież, że on też jest kibicem, więc na stadionie może wszystko. A tu taki kiks. Niespodziewanie zjednoczył przeciwko sobie fanów wielu drużyn i zdaje się, że zostanie przez nich ostro pogoniony. Znając pomysłowość bywalców stadionów, Donalda Tuska może spotkać wiele przykrości - pisze Igor Janke w Wirtualnej Polsce.
13.05.2011 | aktual.: 13.05.2011 10:31
Pamiętacie co działo się na Legii, kiedy z wojnę z kibolami rozpoczęli nowi właściciele klubu? Było ostro i bardzo brutalnie. Teraz przeciwko premierowi szykują się ustawki w całej Polsce. Stadionowych bojowników nic tak nie łączy i napędza do działań, jak wspólny wróg. Wspólny wróg jest wręcz wymarzony. Na co dzień wojownicy różnych drużyn skazani są na wojny ze sobą. Fajnie jest od czasu do czasu pokazać, że chodzi o coś więcej, zjednoczyć się i wypowiedzieć świętą wojnę komuś z zewnątrz. Taka wojna została właśnie wypowiedziana i Donald Tusk łatwo się z niej nie wywikła.
Zupełnie szczerze przyznam, że mnie się decyzja o zamknięciu stadionów spodobała. Z tymi, którzy lubią się naparzać nie da się normalnie rozmawiać. W trudnych sytuacjach z trudnymi zawodnikami tylko siła jest poważnym argumentem. Ale Tusk rozegrał to źle. Wywołał wściekłość. A wściekłość kibica jest groźna. Można powiedzieć więc, że napastnik Donald Tusk w tej sprawie strzelił samobója.
Ale jednocześnie Donald Tusk stojący na obronie, bo broniący się przed złymi nastrojami ludzi, którzy są źli z powodu rosnących cen w sklepach, wykonał strzał doskonały. Strzał z daleka, niespodziewany, z półobrotu i prosto w okienko.
Tym strzałem było przyciągnięcie do rządu Bartosza Arłukowicza. To strzał jednocześnie do bramki SLD i do bramki PiS. Zabiera Sojuszowi najbardziej wyrazistego i sympatycznego polityka, pokazuje też swoją nową wrażliwą twarz. Bo Arłukowicz to polityk wrażliwy na sprawy społeczne. Tusk dokopuje dokopuje też partii Kaczyńskiego, bo pozyskuje najbardziej wiarygodnego poszukiwacza nieprawości, słynnego śledczego z komisji hazardowej - a te sprawy zawsze była domeną PiS.
Charyzmatyczny, lubiany przez media i zwykłych ludzi, lekarz z piękną kartą jest nabytkiem dla rządzącej partii bardzo cennym. Przez dwa dni o niczym innym się nie mówiło. Komentowali to niemal wszyscy politycy, analizowali dziennikarze. Dziś piszę o tym i ja.
Człowiek, który zajmował się celnym punktowaniem Platformy, który całkiem niedawno nieustannie mówił o tym, jak nieetycznie zachowują się politycy PO, który stał się gwiazdą polityczną właśnie dzięki swojej pracy w komisji hazardowej, który sprawił Platformie wiele przykrości swoja dociekliwością, teraz sam dobrowolnie przechodzi na jej stronę.
Arłukowicz wielokrotnie powtarzał, jak bardzo plastikową partią jest Platforma, jak pustą politykę prowadzi, jak bardzo potrzebna jest zmiana. Prezentował się jako jeden z tych najbardziej obiecujących polityków, który może przyczynić się do zmiany jakości polskiego życia publicznego. Chciał, by polityka była pełna treści a nie tylko słodkich PR-rowych opowieści. Wydawał się być zaprzeczeniem tego, co w Platformie jest najmniej ciekawe.
I wszedł w tę Platformę jak w masło. Nie wytrzymał swojej trudnej sytuacji związanej z konfliktem z liderem SLD Grzegorzem Napieralskim. Zrobił to za rządową posadę na pół roku i zapewne obietnicę pierwszego miejsca na liście wyborczej Platformy w Szczecinie.
Dla Donalda Tuska to cena niewielka. Premier zapłacił bardzo mało, zyskał bardzo dużo. Arłukowicz zapłacił bardzo dużo. Swoją wiarygodnością. Co zyskał - zobaczymy w przyszłości. Miał szansę stać się kiedyś charyzmatycznym liderem lewicy. Dziś wszedł do najbardziej miałkiego ugrupowania. Do partii władzy, której jedynym celem jest utrzymanie się przy władzy. Jego przejście może w osiągnięciu tego celu pomóc.
W meczu Donalda Tuska o utrzymanie władzy jest remis. Premier w ostatnich dniach najpierw strzelił do własnej bramki, a potem w imponującym stylu umieścił piłkę w bramce, czy raczej bramkach przeciwników.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej" i szefem Salon24.pl