Trąba powietrzna uderzyła w ich wieś. "To było jak koniec świata"

Gdy zaczęło się chmurzyć, nikt nie podejrzewał, że w kilkanaście sekund wiatr zerwie dachy, połamie słupy i zniszczy samochody. Wojciech ledwo zdążył wrócić do domu. Bartek wziął córkę pod rękę i schował się w przedsionku. Jego garaż wywiało gdzieś na pola.

Trąba powietrzna uderzyła w ich wieś. "To było jak koniec świata"
Źródło zdjęć: © WP
Piotr Barejka

08.06.2020 | aktual.: 09.06.2020 06:32

Trąba powietrzna we wsi Kaniów (woj. śląskie) uszkodziła ponad dwadzieścia domów. Wystarczyło kilkanaście sekund. Do akcji ruszyli strażacy, sąsiedzi pomagali sąsiadom. Nikomu nic się nie stało. Wszyscy mówią, że to cud.

Mieszkańcy opowiadają, że wcześniej takie zniszczenia widzieli na filmach. Teraz liczą straty, odbudowują dachy i sprzątają podwórka. Wśród nich są Wojciech i Bartek. Właściciele dwóch domów, które ucierpiały najbardziej.

Wojciech: Pomyślałem, że to koniec świata

Były coraz silniejsze podmuchy. Czułem, że coś się święci. Ale nikt nie przypuszczał, że to będzie trąba powietrzna. Wróciłem z roweru, dwie minuty minęły, a nagle tylko świst i gwizd. Nie dało się okna zamknąć. Czegoś takiego nigdy nie widziałem.

Nagle coś leciało z góry, okazało się, że to były fragmenty boazerii. Okna też powybijało, cegły latały. Chciałem jeszcze biec na górę, na poddasze. Zamknąć ostanie okno. Może dobrze, że tego nie zrobiłem? Jeszcze by mnie wywiało.

Pomyślałem sobie, że to jakiś koniec świata. Tumany kurzu, nic nie widać, to była potężna siła. Cały kurz przywiało mi do domu, coś znowu zaczęło lecieć. Idę potem do góry, a tam niebo widać nade mną. Dach porwało. A podnieść taki dach, to nie lada sztuka. To ciężka blacha, do tego krokwie ciężkie, jeszcze warstwa ocieplenia. I bite deski pod spodem. Musiało te deski z gwoździ wyrwać, naruszyło konstrukcję.

To coś niesamowitego, co tu się działo. A to było raptem kilka sekund. Może dziesięć? I nie ma dachów. Orzech w ogrodzie wyrwało z korzeniami. Zmiotło wszystko. Słup obok był złamany. Nie było nigdzie prądu. Musieli wymienić na nowy. Ale niektóre domy są nienaruszone, bo wir przeszedł obok nich. Parę metrów różnicy, a szkód nie ma żadnych. U sąsiada obok tylko fragment dachu zerwało.

Dotychczas pomocy żadnej nie było. Jak dotąd to są wszystko deklaracje. Był minister, obiecał sześć tysięcy, ale to i tak kropla w morzu potrzeb. Poza tym Kaniów to jakaś przeklęta wioska. Tu się co kilka lat coś zdarza. Dwie powodzie, dwie trąby powietrzne. Może lepiej się stąd wyprowadzić? Teraz będę się bał spać na poddaszu. Przyjdzie w nocy i człowieka z łóżkiem wywieje.

Bartosz: Garaż poleciał gdzieś na pola

Mieliśmy imprezę w domu robić. To była spokojna niedziela, słońce świeciło. Może ze dwa razy zagrzmiało, nic więcej. Moja żona była na balkonie, chyba zbierała pranie. Krzyknęła, że garaż porwało. Ja wybiegłem na korytarz, zdążyłem córkę wziąć i dach się nade mną zwijał. To było kilkanaście sekund. Schowaliśmy się w przedsionku. I koniec.

Nawet nie słyszałem żadnego huku. To był taki szok, że nic nie słyszałem. Dla mnie było cicho. Mamy teraz cały dach zerwany, popękane stropy. Musimy mieć nadzór budowlany. Cały balkon też wyrwany, cztery auta zniszczyło na posesji. Stał w ogrodzie blaszany garaż, to poleciał gdzieś na pola. Betonowe, ciężkie płyty wylądowały u sąsiada na dachu.

Sześć tysięcy pomocy? Sam remont dachu będzie u nas kosztował sto tysięcy. Minimum sto tysięcy. Mamy ubezpieczenie, zobaczymy, jak to się potoczy. Dwa lata temu zrobiliśmy nowy dach. Teraz wszystko powaliło, kawałeczek został. Może trzy metry. Sąsiedzi nam bardzo pomogli, strażacy walczyli. Mam nadzieję, że rząd też nam pomoże. Z ubezpieczenia wszystkiego nie pokryjemy.

Ale to rzecz nabyta, wszystko idzie odbudować. Trzeba się cieszyć, że wszyscy są cali, nie ma ofiar. To cud.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (127)