Topielec u brzegu Półwyspu Helskiego. Nie było komu go wyłowić
Przez cztery godziny u brzegu Półwyspy Helskiego dryfował topielec. Trwał spór o to, kto ma wyłowić zwłoki i przetransportować je na brzeg - informuje rmf24.pl.
Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa odmówiła udziału, bo nie była to akcja ratownicza. SAR zasłaniał się też tym, że nie ma odpowiedniego wyposażenia do transportu zwłok. Z kolei straż pożarna i policja tłumaczyły, że nie mają sprzętu do działań na morzu.
W końcu topielca, którego kilka godzin wcześniej wypatrzyli na morzu rybacy, wyłowiła i przewiozła na brzeg łódź WOPR.
Służby przyznają, że przepisy w kwestii podejmowania z morza topielców są nieprecyzyjne i wymagają zmian. Andrzej Królikowski, dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni mówi wprost, że należałoby powołać instytucję morskiego karawanu, z obsadą medyczną na pokładzie, która mogłaby na miejscu stwierdzić zgon i zadbać o godny transport zwłok.
Kim był topielec? Na razie nie wiadomo. Policjanci podejrzewają, że znalezione ciało może należeć do poznaniaka, który zaginął na Półwyspie Helskim 10 lipca.
Źródło: Sfora.pl, rmf24.pl