Tomasz Zimoch odsunięty od komentowania Euro. Jacek Żakowski: PiS‑owi wyłazi z butów autorytarna słoma
Wiem, że za słowa, jakie wypowiedział Zimoch, w Korei Północnej można trafić do łagru, w Turcji do więzienia, w Rosji do szpitala (po spotkaniu z zawsze nieznanymi sprawcami). Ale obecna władza wciąż jeszcze próbuje nas (i zachodnią opinię publiczną) przekonać, że respektuje standardy europejsko-atlantyckie, a nie euro-azjatyckie. Tylko, że idzie jej to coraz gorzej. Przy byle okazji wyłazi jej z butów autorytarna słoma. I w przypadku Zimocha znów wyszła - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
25.05.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:02
Tego się państwo po mnie nie spodziewacie. Bo nawet ja sam się tego po sobie nie spodziewałem. Ale skorzystam z przywileju pisania dla Wirtualnej Polski, by zaapelować do Adama Nawałki. A także do Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka, Macieja Rybusa i wszystkich innych utalentowanych ludzi z drużyny, która na paryskim Euro może dać nam trochę prawdziwej radości. "Drodzy, siedźcie cicho. Twarze - że się tak wyrażę - w kubeł. I ani mru-mru. O kopance coś możecie powiedzieć, albo o złych Niemcach, albo o kucharzu, ewentualnie o dumie z Ojczyzny. Ale błagam, niech zwłaszcza nie wyrwie wam się żadne krytyczne słowo o Jarosławie Mądrym Niesłychanie! Ani o jego drużynie. Ten facet nie żartuje. I jego drużyna także. Parę nieostrożnych słów i zostaniecie w domu. Nie warto ryzykować. W moim pokoleniu kilka sportowych karier się w Polsce złamało przez niesłuszne poglądy. Nie ryzykujcie. Niech wasze pokolenie sobie tego oszczędzi. Fatalnie by było, gdybyście podzielili los Tomasza Zimocha".
Namiętne kibicowanie zawsze wydawało mi się dość dziwną przypadłością. Nigdy nie widziałem powodu, by uwielbiać sportowców. Nawet Lewandowski i Małysz za bardzo mnie nie interesowali, więc tym bardziej - inaczej, niż parę milionów Polaków - nie miałem powodu uwielbiać Tomasza Zimocha, a zwłaszcza o nim pisać. Chociaż od jakiegoś czasu wiedziałem, że to jest ten "pan od piłki", który tak się w radiu denerwuje, kiedy grają nasi. No, ale się stało i raczej się nie odstanie. Decyzją władz narodowego radia redaktor Tomasz Zimoch nie będzie się tego lata emocjonował na antenie PR, kiedy nasi będą grali w Paryżu. Jako osoba niewrażliwa na piłkę może w ogóle bym tego nie zauważył, gdyby nie piarowscy geniusze z władz narodowego radia, którzy już wcześniej postanowili "zawieszeniem" (czyli odsunięciem od pracy) i listem potępiającym ukarać "pana od piłki" za to, że ma poglądy polityczne - w dodatku inne niż Jarosław Kaczyński i spółka. Bo Zimoch zachował się jak beztroski obywatel żyjący w wolnym kraju i - podobnie
jak w wielu krajach robi wiele gwiazd różnych mediów oraz dziedzin sztuki - w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", otwarcie powiedział co myśli.
Nie mam zielonego pojęcia, czy władze narodowego radia zdają sobie sprawę, że represjonując Tomasza Zimocha za chwilę szczerości, naruszyły z tuzin międzynarodowych konwencji oraz umów, a także polskie prawo na czele z Konstytucją, która w art. 54 pkt 1. mówi: "Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów". Jeśli człowiek (konkretnie red. Tomasz Zimoch) traci możliwość wykonywania pracy z powodu wyrażenia swoich politycznych poglądów, to Konstytucja jest w oczywisty sposób łamana. Zwłaszcza, gdy to prawo odbiera mu instytucja publiczna podległa bezpośrednio rządowi (a konkretnie Ministrowi Kultury). Myślę jednak, że obecnym władzom narodowego radia takie wolnościowe, praworządnościowe, demokratyczne niuanse są raczej obojętne. Liczy się tylko władza - pełna władza.
Jako kibic wybitnie okazjonalny nie będę udawał, że mój świat się zawali, gdy nie będę miał szansy tego lata usłyszeć głosu Tomasza Zimocha. Ale nasz wspólny świat się wali, kiedy na czele publicznego medium stoją ludzie, którzy bez ogródek dają do zrozumienia, że nawet o piłce mogą w Polsce mówić tylko ludzie mający jedynie słuszne poglądy albo ukrywający, co myślą. Bo przecież w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", który tak rozwścieczył władców narodowego radia, Tomasz Zimoch nie popełnił żadnego czynu formalnie zakazanego, bezprawnego ani przestępczego. Po prostu powiedział w dość umiarkowanych słowach z grubsza to, co o obecnej władzy i różnych jej działaniach myśli i mówi zdecydowana większość obywateli oraz obserwatorów zewnętrznych. Czyli zrobił coś, co w państwach wolnego świata bez obaw mogą robić komentatorzy sportowi, krytycy filmowi, dziennikarze motoryzacyjni, aktorzy, sportowcy, biznesmeni i wszyscy inni - może poza żołnierzami oraz dyplomatami.
Oczywiście wiem, że za słowa, jakie wypowiedział Zimoch, w Korei Północnej można trafić do łagru, w Turcji do więzienia, w Rosji do szpitala (po spotkaniu z zawsze nieznanymi sprawcami). Ale obecna władza wciąż jeszcze próbuje nas (i zachodnią opinię publiczną) przekonać, że respektuje standardy europejsko-atlantyckie, a nie euro-azjatyckie. Tylko, że idzie jej to coraz gorzej. Przy byle okazji wyłazi jej z butów autorytarna słoma. I w przypadku Zimocha znów wyszła. Bo jakie ma dla zdrowego na głowę szefa radia znaczenie, czy komentator sportowy dobrze myśli o jakiejś politycznej ekipie? Dla normalnego szefa ważne jest, czy ludzie lubią tego komentatora słuchać bardziej, niż kogo innego i czy nie opowiada bredni na antenie.
W poważnych państwach poważni szefowie poważnych instytucji nie zajmują się poglądami swoich pracowników, jeśli nie mają one zasadniczego wpływu na ich pracę. Celem szpitala jest leczenie chorych. Celem kolei - wożenie pasażerów. Celem browaru jest ważenie piwa. A celem stacji radiowych jest robienie programu radiowego. Tym się szefowie takich instytucji w demokracjach zajmują. Dzięki temu w XX w. demokracje wygrały z państwami autorytarnymi i totalitarnymi, że w demokracji każdy robi to, co do niego należy i pracuje w celu zrobienia tego, jak należy. Nikt nie szyje butów ku czci Wielkiego Prezesa, nikt nie buduje domów ku chwale naszej Partii, nikt nie robi radia by się przysłużyć władzy i nikt nie komentuje piłki tak, by się podlizać Mądremu Niesłychanie. Fakt, że władze narodowego radia działają inaczej, dużo mówi o tym, jaka jest polityczna treść dobrej zmiany, która zachodzi w Polsce. W tym sensie jest to dużo większa zmiana, niż PiS zapowiadał. I znacznie większa, niż się większość z nas spodziewała
kilka miesięcy temu.
Dla wielu osób, które na co dzień zajmują się na przykład sportem, a nie polityką - w tym dla Tomasza Zimocha - taka zasadnicza zmiana jest pewnie dużym zaskoczeniem. Fatalnie by było, gdyby zaskakiwała kolejnych. A zwłaszcza, gdyby zaskoczyła kogoś z zebranej przez pana Nawałkę grupy młodych Polaków, którzy umieją grać w piłkę. Oraz innych, którzy - podobnie jak do niedawna Zimoch - mają w planach wyjazd na Olimpiadę w Rio. Nie narażajcie się. Szkoda życia. Co z tego, że kiedyś wygracie w sądzie, gdy wasza szansa minie, a my stracimy okazję do miłych wzruszeń. Chwilowo niech się narażają inni. A wy zróbcie, co do was należy i potem się zastanówcie, czy powinniście też zrobić to, co zgodnie z Konstytucją ma prawo robić każdy obywatel, choć ludzie chwilowo trzymający władzę uważają inaczej.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski