"The New York Times": przed katastrofą jeden z pilotów wyszedł z kabiny. Lufthansa nie potwierdza
Przed katastrofą Airbusa A320 linii Germanwings jeden z pilotów wyszedł z kokpitu i nie mógł do niego wrócić - poinformował amerykański dziennik "New York Times". Lufthansa doniesień nie potwierdza.
26.03.2015 | aktual.: 26.03.2015 09:54
Rzecznik Lufthansy, do której należy Germanwings, powiedział, że linia nie ma danych, które potwierdzałyby prasowe doniesienia. Jak dodał, firma nie zamierza uczestniczyć w spekulacjach na temat przyczyn katastrofy.
"NYT" podawał, że w momencie wypadku w kokpicie znajdował się tylko jeden z pilotów. Drugi wyszedł wcześniej z kabiny i nie był w stanie do niej wrócić. Miał dobijać się do kokpitu, ale pilot znajdujący się w środku nie reagował i nie otwierał. Mężczyzna miał nawet próbować wyważyć drzwi.
Gazeta powoływała się na jednego ze śledczych badających katastrofę, który już poznał zapis rejestratora rozmów w kabinie.
"Mężczyzna stara się wyważyć drzwi"
"Mężczyzna puka lekko do drzwi i nie ma odpowiedzi" - powiedział "NYT" śledczy, który zastrzegł anonimowość. "Następnie silniej uderza w drzwi i dalej nie ma żadnej odpowiedzi. Odpowiedź nigdy nie nadchodzi" - wskazuje śledczy. I dodaje, że "słychać, jak (mężczyzna) stara się wyważyć drzwi".
"Nie wiemy jeszcze, dlaczego jeden z (pilotów) wyszedł" z kabiny, "ale pewne jest, że pod sam koniec lotu drugi pilot jest sam i nie otwiera drzwi" - mówi śledczy nowojorskiej gazecie .
Dziennik dodał, że dane z rejestratora rozmów w kabinie jedynie "pogłębiają tajemnicę wokół katastrofy i nie wskazują na stan lub działanie pilota, który pozostał w kabinie".
"Nie będziemy spekulować"
Wcześniej rzecznik Lufthansy, spółki-matki tanich linii Germanwings, powiedział, że przewoźnik wie o artykule w "NYT". Ale "nie mamy - jak zastrzegł - informacji od władz, które potwierdzałyby te doniesienia i potrzebujemy więcej danych".
Francuskim śledczym, badającym przyczyny katastrofy, udało się odzyskać część danych z jednej czarnej skrzynki. Urządzenie CVR, czyli Cockpit Voice Recorder, zapisuje wszystkie dźwięki z czterech mikrofonów w kokpicie - rozmowy pilotów między sobą oraz z wieżą kontroli lotów, a także wszystkie inne dźwięki i alarmy, które rozlegają się kabinie.
Poszukiwanie drugiej czarnej skrzynki
Trwa poszukiwanie drugiej czarnej skrzynki maszyny, czyli rejestratora parametrów lotu (urządzenie FDR, Flight Data Recorder). W środę znaleziono jego obudowę, ale bez zawartości.
Komisja ds. katastrof lotniczych (BEA) zastrzegła, że jest za wcześnie, by podawać przyczyny tragedii, w której zginęło 150 osób. Śledczy nie wiedzą m.in., dlaczego piloci nie reagowali na próby nawiązania z nimi kontaktu przez kontrolerów lotu.
Szef BEA zastrzegł, że śledczy nie wykluczają żadnej hipotezy. Podkreślił jednak, że Airbus A320 nie eksplodował w powietrzu i "leciał aż do końca". Rozbił się o zbocze góry, gdy znajdował na wysokości 6 tys. stóp, czyli 1820 metrów - poinformował.
Rodziny ofiar przybędą na miejsce katastrofy
Na miejsce wtorkowej katastrofy niemieckiego Airbusa mają dziś przybyć niektóre rodziny ofiar tragedii. Linia Germanwings zorganizowała dwa loty specjalne na południe Francji. Pierwszy samolot zabierze bliskich ofiar z lotniska w Duesseldorfie, drugi odleci z Barcelony zapowiedział rzecznik Germanwings Thomas Winkelmann.
Jak zaznaczył, loty te będą przeznaczone wyłącznie dla rodzin ofiar i dla opiekujących się nimi psychologów. Winkelmann dodał, że zapewnienie wsparcia dla bliskich ofiar jest teraz priorytetem firmy.
Wczoraj miejsce tragedii we Francji odwiedziła kanclerz Angela Merkel. Szefowa niemieckiego rządu dziękowała ratownikom i francuskim władzom za życzliwość i pomoc. Jak mówiła, to dobre uczucie, że w tej trudnej godzinie Francuzi i Niemcy są razem, blisko i w przyjaźni. Zapewniała, że Niemcy to doceniają.
Rano akcja ratunkowa zostanie wznowiona
Francuscy ratownicy mają rano wznowić akcję poszukiwawczą w miejscu, gdzie rozbił się samolot linii Germanwings. Do tej pory udało się odnaleźć jedną z czarnych skrzynek i odczytać z niej część danych. Z rumowiska wywieziono też śmigłowcami ciała niektórych ofiar.
Jak relacjonuje z francuskiego Seyne Les Alpes specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, w akcji ratowniczej bierze udział około 400 osób. To zarówno policjanci, strażacy, ratownicy jak i okoliczni mieszkańcy. Operacja jest bardzo skomplikowana, bo szczątki wraku i ludzkich ciał leżą porozrzucane na obszarze dwóch hektarów.
Miejsce, gdzie rozbił się samolot znajduje się w bardzo trudnym terenie. - To bardzo dziki teren. Ciężko jest się dostać tam pieszo. Ale musimy pozwolić robić władzom to, co do nich należy- mówi burmistrz miasteczka Seyne Les Alpes Francis Hermite.
O tym, jak trudny teren muszą przeczesać ratownicy mówią także okoliczni mieszkańcy. Pracująca w miejscowym urzędzie Fanette przyznaje, że mieszkańcy wybierają się w tamto miejsce jedynie latem, przy dobrej pogodzie. - Tak naprawdę, wiosną te góry są najtrudniejsze. Wszystko przez niebezpieczeństwo deszczu, lodu i lawin - dodaje Francuzka.
Sama tylko identyfikacja ciał może potrwać nawet kilka tygodni.
We wtorkowej katastrofie Airbusa linii Germanwings lecącego z Barcelony do Duesseldorfu zginęło według ostatnich danych 72 obywateli Niemiec, co najmniej 49 ofiar to Hiszpanie; wśród zabitych są też obywatele kilkunastu innych krajów. W wypadku zginęło łącznie 150 osób. Airbus wystartował we wtorek przed godz. 10, rozbił się w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich. Nikt nie przeżył katastrofy.
Zobacz także: Miejsce katastrofy Airbusa A320