Terlikowski: Stop normalizacji przemocy [OPINIA]
Agresja, plemienna nienawiść wyrażająca się w formie bójek nie ma w sobie nic szlachetnego, ani gentlemeńskiego. Nie jest dobrze, gdy w imię krótkoterminowego interesu partyjnego się je normalizuje, a jeszcze gorzej gdy robi to prezydent, który powinien stać na straży prawa i pokoju społecznego - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Agresja nie ma nic wspólnego z poważnie przeżywaną męskością, a męstwo to nie jest naładowane testosteronem wyładowywanie najgorszych emocji i niekontrolowanych popędów. Uformowanie mężczyzny, a wcześniej chłopca ma go nauczyć panować nad popędami, nad agresją, nad niekontrolowaną przemocą. Miarą dojrzałości, męstwa i męskości jest właśnie zdolność do kontrolowania własnych popędów i do nieulegania przemocy. Mądry patriotyzm zaś - i tu znowu dochodzimy do spraw oczywistych - nie jest ani pochwałą przemocy, ani plemienną nienawiścią, której uczą choćby walki kibiców (zwane ustawkami).
Te dość oczywiste - zarówno dla chrześcijanina, jak i dla konserwatysty - twierdzenia trzeba niestety teraz przypominać, bo przemoc w formie czystej została - i to przez część klasy politycznej, w tym prezydenta - znormalizowana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie mają papierów". Zrugał kandydatów. Ekspert wskazuje alternatywę
Normalizacja patologii
Od kilku dni słyszę nieustanne zapewniania, że ustawki to w istocie nic takiego, że nie ma co dramatyzować, że chłopaki muszą się wyszaleć, a do tego, że to lewica ma tendencje do zakazywania niewinnych, szlachetnych zabaw, a wolnościowa prawica jest przeciw. Nie brakuje też takich, którzy przekonują, że młodzi, którzy wyszaleją się w walkach w lasach i ustawkach, będą chętniej bronić ojczyzny, gdyby przyszło, co do tego. A na koniec jeszcze prezydent, choć może wprost ustawek nie pochwalił, to jednak nie znalazł w sobie dość determinacji, żeby zdecydowanie je odrzucić.
- Oczywiście absolutnie tego nie pochwalam, ale z drugiej strony nie potępiam tego w sposób absolutny - mówił prezydent Andrzej Duda w Kanale Zero. - Jak chcą się między sobą bić w lesie i idą tam specjalnie, zawierają gentlemen's agreement między sobą, że będą to robili na określonych zasadach, bo o ile wiem, tak to się odbywa i się biją, bo lubią? No ludzie chodzą, grają w gry hazardowe, przegrywają fortuny, przegrywają całe majątki. No i czy mamy im tego zakazać? - mówił prezydent. A gdy Robert Mazurek zapytał go, czy "ustawki w lesie, kiedy ludzie dobrowolnie idą prać się po pyskach, są ok?", to prezydent znowu próbował odpowiedzieć wymijająco: - Ja nie mówię, że są okej, tylko mówię, że to nie jest sytuacja, o której można byłoby mówić, że komuś tam jakaś straszna krzywda się dzieje.
Uczciwie trzeba powiedzieć, że prezydent Duda próbował zrobić wszystko, żeby z jednej strony ustawek nie pochwalić (przynajmniej nie zanadto), a z drugiej, żeby przypadkiem nie potępić Karola Nawrockiego za udział w nich. Jak to wyszło? Bardzo średnio, bo trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że udziały Karola Nawrockiego w ustawce obronić się nie da.
Jedyne, co można by było zrobić, to próbować zrzucać odpowiedzialność na wiek czy brak dojrzałości, ale to uniemożliwił sam Nawrocki, który wcale nie powiedział, że udział w potężnej ustawce, że mordobicie (które samo w sobie jest przestępstwem) w towarzystwie grupy poważnych przestępców było poważnym błędem, którego się wstydzi. Nie, on to sam określił jako gentlemeńska, szlachetną walkę. I powiem krótko, ja też jestem z blokowiska, można powiedzieć, że wywodzę się z klasy ludowej, bo mój tato był robotnikiem, ale nie widzę w ordynarnym mordobiciu, pod flagą klubową, i w towarzystwie ludzi, którzy rekrutują się ze środowisk przestępczych, ani nic szlachetnego, ani gentlemeńskiego. I jeśli nie widzi tego dorosły mężczyzna, mąż i ojciec, to można mieć poważne wątpliwości co do jego dojrzałości i realnego męstwa.
Porozmawiajmy o męstwie
To ostatnie nie jest bowiem zuchwałością, ani tym bardziej apoteozą przemocy, ale racjonalnym, pozostającym pod kontrolą, i zgodnym z zasadą złotego środka, wykorzystaniem tego, co w męskiej (czy szerzej ludzkiej) naturze jest rzeczywiście popędami związanymi z agresją czy przemocą. Dojrzały człowiek, w tym dojrzały mężczyzna, umie kontrolować przemoc, potrafi ją ograniczać i wykorzystywać w celach pozytywnych. A jeśli jej w młodości ulegał - to ma świadomość, że był to wyraz niedojrzałości, potrafi przyznać się do błędów, a nie chwali się tym, jakby było to coś pozytywnego.
Jeśli tego nie umie, jeśli mimo wieku, wciąż uważa brutalną, ordynarną nawalankę w lesie za szlachetny sport czy element umowy gentlemeńskiej, to można zadać pytanie, czy rzeczywiście jest w stanie kontrolować wojsko, czy jest zdolny do prowadzenia działań wojskowych, czy potrafi być naczelnym dowódcą? Jeśli ktoś uważa, że niekontrolowana przemoc, apoteoza siły - ma cokolwiek wspólnego z cnotami dobrego wojownika, czy wojskowego, to nie ma pojęcia o tym, jak rozumiana jest służba wojskowa, i co sprawdza się w przypadku zawodowych żołnierzy czy policjantów. Człowiek, który nie umie kontrolować odruchów przemocy, który umawia się, by bić się z innymi, i który nie jest w stanie ocenić moralnie (i racjonalnie) własnych działań, rozliczyć się z nich, zobaczyć w nich przemocy, nie powinien być powoływany do armii. Tam bowiem kluczowe jest, by umieć kontrolować własne emocje. Żołnierz tym różni się od żołdaka, a policjant od bandyty, że - nawet jeśli używa przemocy - to nie czerpie z tego przyjemności i nie dokonuje apoteozy czegoś, co być może niekiedy jest konieczne, ale z pewnością nie jest bezwzględnie dobre. Przemocowców i ludzi niekontrolujących emocji usuwa się z armii.
Męstwo, i to też trzeba powiedzieć jasno, nie jest - o czym wiedział już Arystoteles - zuchwalstwem. A zuchwalstwo, brak kontroli, bardzo często bliskie jest raczej tchórzostwu, niż realnej odwadze.
Apoteoza przemocy nie jest prawicowa
Warto też przypomnieć, że - wbrew temu, co teraz opowiadają politycy prawicy, którzy zmuszeni są przez sytuację wyborczą do obrony tego, czego obronić się nie da -prawicowość niewiele ma wspólnego z obroną ustawek. To rząd PiS zwiększył kary za tego rodzaju przestępstwa, to politycy prawicy - i słusznie - przez lata prowadzili walkę z przemocą na stadionach.
Teraz, w imię doraźnego politycznego interesu ignorują to, co przez lata sami robili. Krótkoterminowo można to zrozumieć, bo trudno jest w przeddzień wyborów jasno odciąć się od swojego kandydata. Długoterminowo jest to jednak szkodliwe zarówno dla szacunku dla prawa, bo jeśli prezydent, byli ministrowie i poważni politycy lekceważą przestępstwa, to dlaczego się od nich powstrzymywać? A do tego jest to szkodliwe dla formacji młodych chłopców, którzy mają agresję kontrolować i ograniczać, a nie słyszeć, że jest ona niegroźną formą ekspresji. Nie jest, a koszty normalizacji patologii poniesiemy wszyscy.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".