Teresa Piotrowska: policja w Jastrzębiu Zdroju przeciwdziałała agresji
Działania policji w lutym w Jastrzębiu Zdroju nie były skierowane wobec górników i ich rodzin, lecz wobec grupy agresywnych ludzi, którzy zagrażali bezpieczeństwu pozostałych - zapewniła w środę posłów z komisji spraw wewnętrznych szefowa MSW Teresa Piotrowska.
08.04.2015 | aktual.: 08.04.2015 21:46
Komisja, na wniosek posłów PiS, omawiała działania funkcjonariuszy podczas protestów przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej 3 i 9 lutego. Doszło wtedy do zamieszek. W sprawie tej interwencji śledztwo, z doniesienia m.in. posła PiS Grzegorza Matusiaka, prowadzi gliwicka prokuratura.
Wiceprzewodniczący komisji Jarosław Zieliński (PiS) powiedział, że działania policji wzbudziły niepokój związany z tym, czy funkcjonariusze postępowali w sposób prawidłowy i profesjonalny. Wyraził wątpliwość, czy rzeczywiście środków przymusu bezpośredniego użyto w ostateczności.
Zieliński pytał m.in., czy policja uczyniła wszystko, by nie dopuścić do sytuacji, w której użycie siły będzie konieczne. - W mojej ocenie nie wszystko zostało zrobione jak należy i można było zapobiec temu - mówił poseł. Pytał, czy funkcjonariusze ściśle stosowali obowiązujące procedury, zwłaszcza przy użyciu broni gładkolufowej, bowiem - jak mówił - są relacje świadków o strzelaniu do osób uciekających i celowaniu w głowę, czego nie powinno się robić. Wątpliwości posła PiS budziły też informacje o udziale w demonstracjach agresywnych pseudokibiców.
Szefowa MSW Teresa Piotrowska w odpowiedzi podkreśliła, że priorytetem podejmowanych przez policjantów działań było zapewnienie bezpieczeństwa i porządku publicznego, a przede wszystkim ochrona zdrowia i życia osób spokojnie manifestujących. - Działania policji nie były skierowane wobec górników i ich rodzin, ale wobec agresywnie zachowującej się grupy ludzi, która naruszała porządek publiczny i zagrażała bezpieczeństwu manifestujących spokojnie ludzi - mówiła Piotrowska.
Dodała, że działania policji były każdorazowo reakcją na narastającą agresję i wzrastające niebezpieczeństwo. - Pokojowy przebieg manifestacji nie spowodowałby działań obronnych policji i użycia środków przymusu bezpośredniego - zaznaczyła szefowa MSW. Przypomniała, że prawa muszą przestrzegać zarówno policjanci, jak i manifestanci.
Komendant główny policji nadinsp. Krzysztof Gajewski powiedział, że zamieszki prowokowali zamaskowani, agresywni i często będący pod wpływem alkoholu chuligani, którzy używając niebezpiecznych narzędzi zagrażali zdrowiu i życiu funkcjonariuszy. - Podejmowane przez policjantów działania były reakcją na bezprawne i naruszające porządek publiczny działania agresorów, niszczących mienie i atakujących policjantów - mówił komendant główny.
Dodał, że po sprawdzeniu obu policyjnych operacji stwierdzono, że działania policjantów 3 i 9 lutego przeprowadzono zgodnie z przepisami. Zaznaczył, że użycie środków przymusu bezpośredniego było stopniowane oraz adekwatne i proporcjonalne do sytuacji.
- Szanujemy prawo do protestu, ale protestu w granicach prawa. Nie możemy pozwalać na to, aby były atakowane obiekty, aby był atakowany budynek, był podpalany, niszczony czy też żeby była atakowana policja. To jest łamanie prawa - podkreślił Gajewski.
Szef policji relacjonował, że 3 lutego przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej zgromadziło się ok. tysiąca osób, w tym zamaskowani chuligani i pseudokibice. Protestujący uszkodzili drzwi do JSW, w reakcji policja utworzyła tam kordon. W kierunku funkcjonariuszy rzucano petardy, race, butelki, kamienie i śnieżne kule z metalowymi śrubami w środku. Po salwie ostrzegawczej w górę, policjanci użyli broni gładkolufowej z gumowymi pociskami, a także gazu pieprzowego i pałek. - Zadaniem policji było zabezpieczenie siedziby JSW, ponieważ tam znajdowali się ludzie, a część z najbardziej agresywnych protestujących próbowała się dostać do tego obiektu - podkreślił szef KGP.
Obrażenia odniosło pięciu policjantów i 18 cywilów. Zatrzymano 15 osób, w większości nietrzeźwych. Straty policji oszacowano na 15 tys. zł, straty JSW - na ponad 18 tys. zł. 11 osobom przedstawiono zarzuty czynnej napaści na policjantów, udziału w zbiegowisku i znieważania funkcjonariuszy.
Natomiast 9 lutego - jak mówił Gajewski - przed JSW protestowało ok. 5,5 tys. osób, w tym ludzie nietrzeźwi i agresywni, którzy prowokowali tłum i rzucali w kierunku drzwi m.in. petardy, świece dymne, śruby i kamienie. Manifestanci podjęli próbę sforsowania drzwi do budynku. Policja użyła wobec atakujących gazu pieprzowego, demonstranci się cofnęli, ale nadal rzucali w policję niebezpiecznymi przedmiotami. Wobec ponownej próby wtargnięcia do budynku policja użyła armatki wodnej i gazu pieprzowego, a gdy tłum napierał jeszcze bardziej - także broni gładkolufowej.
Tego dnia zatrzymano osiem osób, którym przedstawiono zarzuty takie same jak osobom z 3 lutego. Obrażenia odniosło 12 policjantów i 24 inne osoby. Straty policji oszacowano na ok. 3 tys. zł, a JSW - na ok. 20 tys. zł.
Z informacji śląskiego komendanta wojewódzkiego policji nadinsp. Jarosława Szymczyka wynika, że większość zatrzymanych 3 i 9 lutego pracowała w kopalniach, a kilku znajdowało się policyjnych bazach jako powiązani ze środowiskami pseudokibiców.
Obecna na posiedzeniu komisji rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz na kanwie wydarzeń w Jastrzębiu Zdroju zwróciła uwagę na dysfunkcyjny - jej zdaniem - element ustawy o użyciu środków przymusu bezpośredniego. Przepisy bowiem nie pozwalają na złożenie zażalenia na użycie środków przymusu bezpośredniego, w szczególności broni gładkolufowej i armatek wodnych. Gdyby taka możliwość była, przy każdym incydencie zbieranie dowodów następowałoby od razu. Zdaniem Lipowicz taka opcja bardzo by też rozładowywała nastroje. Odpowiednia zmiana przepisów - zwróciła uwagę RPO - wymagałaby jednocześnie poprawy pomocy prawnej dla policjantów.
RPO zwróciła też uwagę, że problem w Jastrzębiu Zdroju jest głębszy niż protesty górników. Po zmianie orzecznictwa sądów administracyjnych ws. podatku od wyrobisk górniczych miastu grozi bankructwo. RPO wskazała też, że w Jastrzębiu Zdroju jako jedynym z trzech miejsc, gdzie po strajkach w 1980 r. podpisano porozumienia robotników z władzami PRL, nie ma miejsca, które upamiętniałoby tamte wydarzenia i pomagało znajdującym się w trudnej sytuacji byłym opozycjonistom.