Ten bezdomny zawstydziłby wielu polskich biznesmenów. W starym magazynie ma prawdziwe skarby
Pan Ryszard - jak sam mówi - mieszka w raju. Do jego dyspozycji jest ponad 1200m2 starej, opuszczonej i rozwalającej się hali. Jest bezdomny, ale posiada ogromny majątek: tysiące antyków, którymi handluje z klientami z całej Polski. - Nie znam się na tym i nie kończyłem historii sztuki, ale ludzie twierdzą, że mam do tego serducho – mówi z rozmowie z Wirtualną Polską.
Jadąc z Warszawy tuż przed Górą Kalwarią mijamy duży, niebieski i bardzo stary budynek. Naszą uwagę przykuwają wiszące na płocie dzieła sztuki. Obrazy, zegary i najróżniejsze antyki mienią się w słońcu i nikt ich nie pilnuje.
Na bocznych drzwiach budynku domowym sposobem przymocowana jest jedynie kartka z informacją, że gospodarzem "galerii" jest pan Ryszard. Dzwonimy na podany niżej numer i po chwili drzwi się otwierają, a naszym oczom ukazuje się bogactwo unikalnych mebli, dekoracji i antyków.
Uśmiechnięty pan Ryszard zaprasza nas do środka i prowadząc długim korytarzem pokazuje kolejne pomieszczenia pełne najróżniejszych "skarbów". W budynku jest dość zimno, panuje wilgoć i grzyb. Chociaż każdy centymetr zastawiony jest starociami, widać, że ktoś ewidentnie dba o porządek i stara się je segregować.
Chociaż jest bezdomny, sam chce pomóc innym
"Czy te oczy mogą kłamać, chyba nie…" – nuci sobie pod nosem mężczyzna, od którego już w pierwszym kontakcie biją optymizm i szczerość. Tłumaczy nam, że chociaż ma tu do dyspozycji ponad 1200 metrów kwadratowych, jest bezdomny. Parę lat temu "żona wyrzuciła go z domu, a synowie odwrócili się do niego plecami".
- Prowadziłem warzywniak. Ktoś mi przywiózł jakieś starocie i pytał, czy bym nie kupił. Stawiałem to przed warzywniakiem i zauważyłem, że ludzie się interesują. Okej. Skasowałem stoisko i uderzyłem w antyki. Kupowałem wszystko, cokolwiek ludzie przywieźli. To trzecie moje miejsce, bo wynajmowałem magazyny i tak to poszło. Dobra ucieczka do ludzi, bo rozmowa z ludźmi pomaga – zwierza się nam mężczyzna.
Ma stronę na Facebooku. Jak to możliwe?
- Ludzie przywożą mi to z całej Polski i nazywają to moim muzeum. Nigdzie tego nie dają, tylko do mnie. Nie to, że mi dają, bo płacę za to pieniądze. Inaczej by nie przywozili. A kupować u mnie nikt nie musi. Ale żyję dlatego, nie z tego. To tylko kasa. Mam 61 lat i do trumny mi tego nie włożą. Pójdzie to na fundację – zapewnia.
Jak się okazuje, Pan Ryszard wzbudził nie tylko naszą sympatię. Ponieważ żyje w bardzo trudnych warunkach, pomaga mu wiele osób. Czasem przynoszą mu obiad, a innym razem oferują pomoc w rozkręceniu interesu. Proponowali nawet założenie strony internetowej z antykami, ale pan Ryszard podkreśla, że "nie umiałby tego obsługiwać". – Możliwe, że coś tam napisali, ale nie wiem, jak to sprawdzić – mówi.
Faktycznie. Nawet na Facebooku znaleźliśmy fanpage "Galeria u Ryszarda Antyki i Starocie". Strona ma ponad 100 polubień i znajduje się na niej wiele zdjęć, jakie znaleźć można w tej nietypowej galerii.
- Nie jestem po historii sztuki, więc kupuję sercem. Ludzie mówią, że mam czułe oko i serce, bo byle czego nie kupuję. Uczę się też od ludzi. Podsłuchiwanie to zboczenie, ale ja ich po prostu słucham i wyłapuję. Tak się uczę – stwierdza.
Podkreśla również, że wciąż nie może nazywać się ekspertem w tej dziedzinie, dlatego "bawi się cenami".
- Strzelam. Kiedyś było zdarzenie. Miałem komodę. Świeży nabytek. Była sobota albo niedziela, bo wtedy jest dużo ludzi. Małżeństwo pyta, ile ta komoda. Nie pamiętałem, ile za nią zapłaciłem, więc powiedziałem cztery i pół stówy. Przeszli i podeszło następne małżeństwo. Pytają, ile ta komoda. Powiedziałem 980 zł. Ci, co wcześniej pytali, stanęli z wrażenia i patrzyli co się będzie działo. A tamci zamienili parę zdań, zapytali, czy opuszczę 5 dych i kupili. Poszło – opowiada z uśmiechem mężczyzna.
Marzenia z Magdą Gessler w tle
Pan Ryszard zastrzega, że "pieniądze nie mają dla niego żadnego znaczenia, dlatego przeważnie nie kontroluje poszczególnych cen". – Ważny jest kontakt z drugim człowiekiem i rozmowa. Pieniądze? Dziś są, jutro ich nie ma. W teorii prowadzę działalność i zajmuję się handlem rzeczami używanymi, ale w praktyce znaczenie ma dla mnie zupełnie co innego – mówi.
Na koniec spotkania zwierza nam się jeszcze ze swojego marzenia. - Chciałbym mieć konkretne magazyny, żeby oprócz antyków zrobić tam typowe chłopskie jedzenie. Kogo bym zaprosił do oceny? Panią Magdę (Gessler – red.). Na pewno by nam nawtykała, ale ona to robi z serducha i jest bardzo miłą osobą - ocenia.
Czytaj także: Cesar Millan: byłem bezdomny, spałem pod wiaduktem