SpołeczeństwoTak wygląda bieda w Warszawie. Emerytka musi przeżyć za 12 zł

Tak wygląda bieda w Warszawie. Emerytka musi przeżyć za 12 zł

Pani Wanda ma 71 lat, chore serce, niedawno wykrytego raka i 12 złotych dziennie na życie. Gdy wraca do mieszkania na warszawskiej Pradze z bazaru, gdzie kupiła przeznaczone do utylizacji parówki za 30 groszy i ważny do przedwczoraj boczek za złotówkę, mija kawiarnię. Z wystawy widzi bezy i tort chałwowy. Kawałek kosztuje tyle, ile ona ma na cały dzień.

Tak wygląda bieda w Warszawie. Emerytka musi przeżyć za 12 zł
Źródło zdjęć: © East News
Magda Mieśnik

Im mniej może wydać na jedzenie, tym więcej potraw wymyśla. Z drobiowych korpusów, które kupuje w mięsnym za kilka złotych, potrafi ugotować osiem różnych dań. To samo z parówek - gotowane, smażone, jako nadzienie do naleśników czy podstawa do zupy pomidorowej. Tej z koncentratu, bo zimą pomidory są za drogie. Latem, tuż przed zamknięciem bazaru, można kupić te najbardziej uszkodzone za grosze.

Po południu bułki są tańsze

Dzisiaj będzie ogonówka. Na liście zakupów są: dwa świńskie ogony, jedna pietruszka, cztery ziemniaki i bułki ze stoiska Marka. Trzeba będzie pójść po nie trochę później, bo na koniec dnia są przecenione – po 10 groszy. Jeśli zostanie też jakiś chleb w dobrej cenie, to można kupić więcej i zamrozić. Do zupy potrzeba jest jeszcze marchewka, cebula i koncentrat pomidorowy, ale to pani Wanda ma już w domu.

Na bazarek trzeba iść ponad dwa kilometry w jedną stronę. Pani Wanda bierze wózek na kółkach. Znalazła go na śmietniku. Był podziurawiony i bardzo zniszczony, więc zostawiła tylko aluminiowy stelaż i przyczepiła do niego plecak, który został po mężu.

Na bazarze obok siebie są trzy stoiska, przy których stoi kilkanaście starszych osób. Przebierają w kartonach, przykładają do oczu opakowania i próbują odczytać daty przydatności do spożycia. Pani Wanda bierze do ręki boczek. Cena 1 zł. Data przydatności do spożycia: minęła trzy dni temu. Obok leży pasztet. 6 zł za opakowanie. To najdroższy produkt. Może dlatego, że ważny jeszcze dwa dni, a w sklepie trzeba za niego zapłacić około 15 zł.

Naprzeciwko na stołach są rozłożone kartony z jogurtami. Cena: 1 zł. Połowę niższa niż w sklepie. – Za drogo – mówi do sprzedawczyni pani Wanda i sięga po leżące obok parówki znanej firmy. W markecie do kupienia za 4,50 zł. Tutaj: za 30 groszy. Pani Wanda bierze trzy opakowania, mimo że były ważne do wczoraj. Jeszcze tylko pietruszka i cztery ziemniaki w maleńkim warzywniaku. Tu zniżek nie ma, dlatego pani Wanda kupuje tylko tyle, ile jej potrzeba na ogonówkę.

Delicje jak wyrzut sumienia

Pani Wanda ciągnie wózek na kółkach w stronę domu. Dziś jest cięższy niż zazwyczaj. W środku między tanimi i przeterminowanymi wędlinami w niebieskim opakowaniu leży spory wyrzut sumienia. – Zawsze mąż mi je kupował. Siadaliśmy razem w fotelach i zjadaliśmy, oglądając film – mówi pani Wanda.

Teraz sama sobie kupuje delicje, ale tylko raz w miesiącu. Bierze jedną do ręki, macza w herbacie i wkłada do ust. Długo smakuje. Zjada jeszcze jedną, a resztę odkłada. Pozostałe ciastka podzieli sobie na kolejne dni.

W ciemnym mieszkaniu w doniczkach na parapecie zamiast kwiatów rośnie marchewka i cebula. Kobieta wyciąga z ziemi warzywa, myje i zaczyna obierać. Na patelni podsmaża świńskie ogony. Wrzuca do grzejącej się w garnku wody. Sypie sól. Pieprzu nie będzie, bo dopiero za kilka dni może być w promocji w jednym z dyskontów.

Cztery herbaty z jednej torebki

Na kuchennej szafce stoi mały talerzyk z trzema torebkami herbaty. Pani Wanda zrobiła z nich już osiem herbat, starczy na jeszcze 3-4. Gościom zawsze daje nieużywaną. Obok, na stoliku, leży stos gazetek z dyskontów. Chodzi tam tylko, gdy coś jest naprawdę przecenione. Masło, mleko, herbata. Środki czystości.

By oszczędzić na gazie i prądzie, pani Wanda gotuje raz na kilka dni. Do gotujących się ogonów dorzuca pokrojone warzywa. Na patelni zaczyna podsmażać cebulę. Tłuszcz pryska na sweter. – Pranie robię dopiero w przyszłym tygodniu. Może nie widać aż tak bardzo? – pyta.

Ubrań nie ma zbyt dużo. Część przerobiła z rzeczy, które zostały po mężu. Resztę sprzedała w pobliżu bazaru, na którym robi zakupy. Rozłożyła na kocu na chodniku spodnie i swetry – 8 zł, koszule – 4-5 zł. Buty mogłyby przynieść kilkanaście złotych, ale były zbyt zniszczone. Czasem ksiądz da jej kilka sztuk z darów dla najbiedniejszych. W zamian sprząta czasami kościół. Robi to też, gdy nie ma już na tacę.

Gdy ksiądz zaprosił panią Wandę na spotkanie świąteczne, w prezencie dostała czekoladę. Dała ją młodemu chłopakowi, który mieszka w tej samej klatce. Sąsiad co jakiś czas puka do drzwi i wręcza jej kilka kosmetyków. Wstyd starszej kobiety łagodzi tłumaczeniem, że jego dziewczyna kupiła nowe produkty i ma na nie uczulenie. Kilka razy zapytał, czy może zrobić emerytce zakupy, ale wstydziła się przyjąć pomoc. Przed świętami na wycieraczce znalazła jednak dużą torbę z jedzeniem i środkami czystości.

Pani Wanda wyjmuje ogony z garnka. Obiera z mięsa, kroi na małe kawałki i z powrotem wrzuca do wywaru. Dodaje podsmażoną cebulę, a po kilku minutach trzy łyżki koncentratu i trochę majeranku. Naczynia wkłada do zlewu i podgrzewa stojącą obok w garnku mętną wodę. Wczoraj ugotowała w niej makaron i teraz przyda się jej do zmycia naczyń. Wystarczy dodać odrobinę płynu do zmywania.

Mimo wczesnego popołudnia w mieszkaniu jest dość ciemno. Pani Wanda włącza światło. W lampie przy suficie zapalają się dwie żarówki. Pozostałe trzy są lekko wykręcone. Dzięki temu żyrandol ładnie wygląda, a nie zużywa za dużo prądu.

Głód czasem boli

Ogonówka paruje z wyszczerbionego talerza. Emerytka kręci nosem, bo jest trochę mdła. Zamiast delicji trzeba było jednak kupić pieprz. Mąż zawsze lubił mocniejszy smak. Zmarł dwa lata temu. Gdy byli razem, lepiej się wiodło. Umarł nagle, a pani Wanda została z tapczanem zapadniętym od strony ściany, tam, gdzie lubił spać, i jedną emeryturą. Co miesiąc dostaje 960 zł. Na czynsz i opłaty wydaje 400 zł. 200 zł idzie na leki, głównie na serce. Zostaje 360 zł, czyli 12 zł na dzień. Czasem czuje głód. Twierdzi, że można się do tego przyzwyczaić, ale czasem boli.

Całe życie pracowała jako krawcowa. Trochę na umowę, częściej na czarno. Nie lubi opowiadać o tym, co było. Myśli o tym, co będzie. Tydzień temu dowiedziała się, że ma raka. Mówi to drżącym głosem, ale zaraz się delikatne uśmiecha i dodaje: – Okazało się, że to dobra wiadomość. Córka po dwóch latach przyjeżdża z zagranicy i powiedziała, że tu zostanie. Chyba zjem te delicje do końca.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (732)