Tajemnicze zwyczaje świąteczne Podkarpacia
W tradycji ludowej Podkarpacia święta Bożego Narodzenia - nazywane Godami - były nie tylko świętem kościelnym, ale rozpoczynały też nowy rok. Traktowane były przez to jako początek, od którego zależy przyszłość. Dlatego też czas ten obfitował w tajemnicze i dziś już niezrozumiałe obrzędy, które zaklinały przyszłość, aby była pomyślna, by dopisało zdrowie i obfitość pożywienia.
24.12.2006 | aktual.: 24.12.2006 10:53
Wśród zwyczajów podkarpackich popularne było m.in. stawianie na stole dodatkowego nakrycia w czasie wigilii. Choć zwyczaj ten nadal jest praktykowany, to jednak w tradycji ludowej Podkarpacia miał inną symbolikę. Nakrycie to przygotowywano bowiem nie dla niespodziewanego gościa, wędrowca, ale dla dusz zmarłych przodków, którzy w Wigilię odwiedzali swoje rodziny.
Dyrektor Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie Krzysztof Ruszel wyjaśnił, że zwyczaj ten związany był z wierzeniem, że okres świąteczny to czas, gdy dusze zmarłych odwiedzają swoje dawne domostwa. Dla tych niecodziennych gości stawiano dodatkowo talerz na stole oraz przygotowywano specjalne potrawy. Chciano ich w ten sposób przyjąć, ugościć i zapewnić sobie ich przychylność - opowiadał Ruszel.
Specjalnie dla zmarłych otwierano też drzwi, które na co dzień były zabezpieczane różnymi przedmiotami, aby uniemożliwić wniknięcie do wnętrza duchom. Na drzwiach wieszano m.in. krzyż, wianki poświęcone w Boże Ciało, ostre przedmioty, np. siekierę. Otwarcie w święta drzwi było gestem zapraszania i znakiem, że chce się zmarłych w specjalny sposób ugościć - wyjaśnił dyrektor. Podobnym w wymowie gestem zaproszenia dusz zmarłych było palenie świecy w oknie (w niektórych domach zwyczaj ten nadal jest stosowany), jako drogowskazu.
W związku z wierzeniem, że Boże Narodzenie to dzień szczególnej bliskości zmarłych, nie wolno było w tym dniu hałasować, zachowywać się głośno, wykonywać pewnych prac. Obowiązywał zatem zakaz gotowania, mycia, rozmów, przesuwania mebli.
Aby zachować absolutną ciszę w Boże Narodzenie, dzień wcześniej przynoszono z komory odzież, aby w święto do niej nie wchodzić i nie przeszkadzać gromadzącym się w niej duszom. W niektórych domach przestrzegano ciszy do tego stopnia, że oliwiono zawiasy w drzwiach, by nie skrzypiały przy otwieraniu.
Aby nie gotować w Boże Narodzenie, jedzono najczęściej potrawy, pozostałe z wigilijnej kolacji. Jadano je jednak na zimno - obowiązywał bowiem również zakaz rozpalania ognia w piecu, ponieważ jest to także siedlisko dusz przodków.
Rygorystycznie przestrzegano także zakazu opuszczania w tym dniu swojego domu i zagrody. Odwiedziny sąsiadów i rodziny rozpoczynały się drugiego dnia świąt. O świcie chłopcy odwiedzali w domach panny na wydaniu, a później uczestniczyli wraz z innymi wiernymi w szczególnej mszy świętej. Przynoszono ze sobą owies, bób, groch, którym obrzucali się wzajemnie na pamiątkę ukamienowania Świętego Szczepana. Obrzucanie się tymi produktami miało także charakter magiczny. Wierzono, że kontakt z owsem, żytem, grochem zapewni urodzaj w nadchodzącym roku.
Natomiast wieczorem oczekiwano kolędników. Ich wizyta miała przynieść domownikom pomyślność. Za życzenia kolędnicy otrzymywali zboże, wędliny, specjalnie na ten cel wypiekane pieczywo.
W tradycji Podkarpacia na stole wigilijnym powinno być wszystko to, co się rodzi w lesie, ogrodzie i na polu, czyli orzechy laskowe, miód, grzyby, warzywa, płody rolne. Był natomiast całkowity zakaz picia wody i podawania potraw pochodzących z wody, nie jadano zatem obowiązkowych dzisiaj ryb.
Krzysztof Ruszel z Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie powiedział, że wierzono, iż woda jest siedliskiem złych mocy, demonów, które mogą zagrażać człowiekowi. W kilku miejscowościach z okolic Rzeszowa składano nawet, po wieczerzy wigilijnej, ofiary stworom zamieszkującym wodny świat. Nie pito w tym dniu wody, ponieważ sądzono, że spowoduje to ciągłe pragnienie. Jedną z podstawowych potraw była natomiast kasza: jęczmienna, pęczak, jaglana, którą jako przysmak, szczególnie dla dzieci, podawano z owocami. Nie mogło też zabraknąć tego wieczoru suszonej rzepy, buraków, często wymieszanych z suszonymi śliwkami. Stawiano również na stole miskę z potrawą, którą spożywano na wigilii jako pierwszą, czyli zielonym grochem, podawanym na sypko lub z kapustą. Etnograf wyjaśnił, że groch miał szczególne znaczenie: był sycący i można się było nim najeść, a jego okrągły kształt to doskonałość.
Powszechnie jadano także pierogi i kutię (zwaną także kucią), czyli pszenicę z makiem i miodem. Ruszel przypomniał, że kutia wykorzystywana była także do wróżb. Rzucano nią o powałę i z ilości ziaren pszenicy, które się przyczepiły wróżono obfitość przyszłorocznych plonów. Napojem wigilijnym był zaś wywar z suszonych owoców.
Szczególną wagę obok potraw wigilijnych, przywiązywano także do zwyczajów i obrzędów, które w tradycji ludowej miały zapewnić w nadchodzącym roku pomyślność, zdrowie, dobry urodzaj, obfitość pożywienia. Wśród tych zwyczajów, które dziś mogą budzić zdumienie było m.in. zjedzenie całej kolacji wigilijnej jedną łyżką czy wprowadzanie konia do domu.
Wigilię należało zjeść jedną łyżką, której przez całą wieczerzę nie wolno było wypuścić z ręki. Niepomyślną wróżbą było też upuszczenie łyżki na podłogę lub na stół - opowiadał Ruszel. Jeżeli łyżka upadła na stół lub na podłogę czy polepę, wróżyło to, że osoba, która ją upuściła nie doczeka następnej wigilii". Podobnie złą wróżbę odczytywano z przewrócenia choinki, nawiązującej w swojej symbolice do zielonej gałęzi czyli życia.