Dziesiątki ofiar, spalone budynki i plądrowane supermarkety. Południowoamerykańska "zielona wyspa" nagle stała się centrum ogromnych zamieszek i protestów. - To był wybuch gniewu, na nierówności społeczne, ale też na podejście władzy, która do stłumienia protestów wyprowadziła wojsko i wprowadziła godzinę policyjną - mówi WP Polak mieszkający w Chile.