Tragedia, która wydarzyła się na Słowacji, stała się głośna, bo uczestniczyły w niej drogie auta, a za ich kierownicami siedzieli domniemani bogacze, którzy z publicznej drogi uczynili sobie prywatny tor wyścigowy. Łatwo jest z takiego połączenia wykreować nośną, medialną historię - komentuje dla WP Marcin Prokop, dziennikarz motoryzacyjny, współautor programu Automaniak.