Ta praca się nie opłaca?
Setki osób co roku powinny przepracować za darmo tysiące godzin na rzecz Wrocławia. To skazani za drobne przestępstwa i wykroczenia na tzw. prace społecznie użyteczne. Ludzie ci nie mają jednak gdzie odpracowywać kar. Większość wrocławskich urzędów i instytucji miejskich twierdzi, że nie opłaca im się przyjęcie darmowego pracownika - pisze "SP-GW".
24.05.2004 07:45
Nie każdy skazany jest w stanie zapłacić zasądzoną grzywnę. Areszt to ostateczność, poza tym utrzymanie aresztanta kosztuje. A nie można posyłać za kraty kogoś za to, że prowadził rower po pijanemu i nie stać go na grzywnę. W takiej sytuacji sąd może skierować na tzw. prace społecznie użyteczne. Tak samo, jak ojca, który nie płacił alimentów, kogoś kto kradł prąd, czy studenta, który urządzał zbyt głośne imprezy.
"Pewna pani regularnie trafiała do nas za drobne kradzieże. Miała 8 czy 9 wyroków" - opowiada sędzia Krzysztof Korzeniewski, przew. VI wydziału grodzkiego. "Grzywien nie płaciła, bo nie pracowała. W końcu skierowaliśmy ją do pracy na torze wyścigów konnych na Partynicach. Odpracowała karę i skończyły się sprawy z jej udziałem! Praca to kara bardzo wychowawcza. I pożyteczna, bo miasto zyskuje darmową armię ludzi do niewdzięcznych robót!"
Tylko w wydziale, którym kieruje sędzia Korzeniewski, od początku roku na takie prace skazano 120 osób. Na ilu wrocławianach ciążą podobne wyroki, nie wiadomo. Sądowe statystyki są niekompletne.
"W miniony piątek trafiło do mnie 20 takich kar do wykonania" - mówi Irena Krajewska, kierownik zespołu kuratorów zawodowych dla dorosłych śródmiejskiego sądu rejonowego. "Wielu z karanych w ten sposób ludzi cieszy się, że pierwszy raz od lat mają jakieś konkretne zajęcie. Zdarza się, że znajdują zatrudnienie w miejscu, gdzie odbywali karę".
Problem w tym, że sądy nie mają dokąd kierować skazanych. A niewykonana kara, zamiast wychowywać - rozzuchwala. Sąd traci powagę. Zakłady i instytucje, w których skazani na prace społeczne mogą odbyć karę, ma obowiązek wskazać urząd miasta. Wrocławski magistrat listę taką przedstawił ostatnio 6 lat temu. Było na niej sześć placówek. Dziś skazanych przyjmują tylko dwie. Najlepiej radzi sobie z tym MOSiR Zachód przy ul. Wejherowskiej.
"Zatrudniamy tylu ludzi, ilu sąd przysyła. Sprzątają teren, wykonują drobne prace remontowe" - mówi Marek Cukrowski, z-ca dyr. ds. sportu i organizacji imprez MOSiR Zachód. "Zbliża się sezon, pracy wokół basenów będzie więcej. Aby uniknąć przestojów i wykonać zaplanowaną pracę, zawsze na dany dzień wyznaczamy znacznie więcej osób niż potrzeba. Nawet jeśli połowa z nich nie przychodzi, nie ma kłopotu".
W innych instytucjach skazani traktowani są najczęściej jak zło konieczne. "Mamy skierowania jeszcze z minionego roku" - informują w sekretariacie Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych. "W kolejce czeka prawie 200 osób. Trzeba zapewnić im nadzór, zapłacić ubezpieczenie, dać ubrania robocze, zrobić szkolenie BHP, skierować na badania lekarskie. Nie mamy na to środków. Nie przyjmujemy nikogo". (PAP)