Sześciu mężczyzn oskarżonych o porwanie szefa gangu narkotykowego
Gdańska prokuratura oskarżyła sześciu mężczyzn z Pomorza o to, że siedem lat temu porwali w Hiszpanii Artura B. - nieżyjącego już domniemanego szefa gangu narkotykowego. B. został uwolniony za 500 tys. euro okupu. W zemście za porwanie zginął zleceniodawca.
12.01.2015 10:47
Pochodzący z Gdyni Artur B. ps. Artuś, w opinii śledczych oraz funkcjonariuszy CBŚ, był szefem gangu, który w latach 1999-2005 sprowadził z Ameryki Południowej i sprzedał m.in. na terenie Polski, Holandii i Szwecji przynajmniej kilkaset kilogramów różnego rodzaju narkotyków. W 2006 r. w obawie przed aresztowaniem Artuś uciekł za granicę, gdzie ukrywał się do wiosny 2012 r., kiedy to zatrzymano go na terenie Hiszpanii i przewieziono do Polski. Zmarł kilka miesięcy po aresztowaniu.
Śledztwo w sprawie porwania "Artusia" miało swój początek w Amsterdamie, gdzie w październiku 2008 r. z jednego z miejskich kanałów wyłowiono walizkę ze zwłokami ciężko pobitego mężczyzny. Przedstawiciele holenderskich organów ścigania ustalili, że ofiara to pochodzący z Gdyni Dariusz R., ps. "Rusił" zanany w trójmiejskim światku przestępczym m.in. z handlu narkotykami. Po ustaleniu, że "Rusił" mógł zginąć w wyniku porachunków z innym polskim przestępcą, Holendrzy przekazali śledztwo w sprawie jego śmierci Polakom: trafiło ono do gdańskiej prokuratury apelacyjnej.
Postępowanie ws. zabójstwa "Rusiła" nadal trwa. Jednak w jego trakcie prokuratorzy ustalili, że Dariusz R. zginął w zemście za to, że na początku 2008 r. zorganizował porwanie dla okupu domniemanego szefa gangu narkotykowego - Artura B.
Gdańscy prokuratorzy - obok śledztwa ws. zabójstwa "Rusiła" wszczęli więc (wspólnie z gdańskim CBŚ) śledztwo ws. porwania "Artusia". Jak poinformował dziś Mariusz Marciniak rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, w efekcie tego postępowania pod koniec ub.r. powstał akt oskarżenia, który skierowano do Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Rzecznik wyjaśnił, że śledczy oskarżyli o udział w porwaniu Artura B. sześciu mężczyzn mających dziś od 30 do 59 lat, w większości wcześniej karanych - znajomych "Rusiła", których ten najął do uprowadzenia. Oskarżonym grożą kary od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.
Marciniak dodał, że z ustaleń śledczych wynika, iż "Rusił" dobrze znał "Artusia" (w przeszłości wspólnie "robili interesy narkotykowe"), a porwanie zlecił, by odzyskać 500 tys. euro, które Artur B. miał być mu winien.
Do uprowadzenia doszło w Walentynki - 14 lutego 2008 r. w miejscowości Calpe w Hiszpanii, gdzie Artur B. mieszkał ze swoją partnerką - jedną ze zdobywczyń tytułu Miss Polski. Porwanie miało miejsce wieczorem, a porywacze - uzbrojeni i przebrani w stroje zbliżone do ubiorów hiszpańskiej policji, odegrali przed parą scenę rzekomego zatrzymania "Artusia", który w tym czasie ukrywał się przed organami ścigania. Wśród fałszywych policjantów była osoba biegle znająca język hiszpański i tylko ona odzywała się podczas akcji.
Z domu wynajmowanego przez Artura B. porywacze zabrali wszystkie cenne rzeczy: biżuterię; markowe zegarki wysadzane diamentami, laptopy, mercedesa klasy S, pieniądze oraz kilogram kokainy. Niedługo po uprowadzeniu partnerka "Artusia" otrzymała wiadomość, że mężczyzna zostanie uwolniony po zapłaceniu okup w wysokości 500 tys. euro.
Porwany był przetrzymywany około dwóch tygodni, a wypuszczono go - pobitego, kilka dni po tym, jak jego dobry znajomy - Marek Z., wyłożył sumę, której żądali porywacze. Umieszczone w plecaku pieniądze zostały - na polecenie porywaczy, zrzucone z jednego z mostów w pobliżu Walencji.
Jak poinformował Marciniak z ustaleń śledczych wynika, że "Artuś" szybko dowiedział się, kto stał za jego porwaniem, a kilka miesięcy później - pod pozorem pojednawczego spotkania, zaprosił "Rusiła" do Amsterdamu, gdzie Dariusz R. został zabity. Zeznania świadków i zabezpieczone ślady wskazują, że w śmiertelnym pobiciu brał udział Artur B.
Po zatrzymaniu w Hiszpanii, w czerwcu 2012 r. 38-letni wówczas "Artuś" trafił do więzienia w Sztumie. Jak powiedział Marciniak, tutaj mężczyzna przez wiele dni odmawiał przyjmowania jedzenia (według mediów rodzina "Artusia" twierdzi, że ten chorował na bulimię), a pewnego dnia, wstając z pryczy, osłabiony mężczyzna przewrócił się uderzając głową w ścianę: doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego i 22 sierpnia mężczyzna zmarł w szpitalu.
W czasie przesłuchań, jak przeprowadzono tuż po ekstradycji do Polski, "Artuś" - jak twierdzą prokuratorzy ze względów honorowych - zaprzeczał jakoby kiedykolwiek został porwany. Wersję tą podtrzymywała także jego rodzina i wielu znajomych: dopiero po śmierci mężczyzny przyznali oni, że do uprowadzenia rzeczywiście doszło i wyjawili szczegóły zdarzenia.
Po śmierci Artura B. prowadzone przeciwko niemu śledztwa zostały umorzone.