Szczyt Trump-Kim w Singapurze. Trump jest skazany na porażkę?
Wszystko wskazuje na to, że Donald Trump przyjechał do Singapuru niemal kompletnie nieprzygotowany. Z jednym wyjątkiem: dogłębnie studiował charakter Kim Dzong Una. Być może to właśnie osobowość będzie miała kluczowe znaczenie dla rezultatów szczytu.
Czy prezydent światowego mocarstwa powinien dobrze i szczegółowo przygotować się do rozmów, które sam określił jako historyczne i bezprecedensowe? Zapewne każdy inny prezydent udzieliłby odpowiedzi twierdzącej. Ale Donald Trump nie jest każdym prezydentem. W odróżnieniu od swoich bardziej konwencjonalnych poprzedników, 45. prezydent Stanów Zjednoczonych lubi podkreślać swój brak zainteresowania posiadaniem szczegółowej wiedzy na jakikolwiek temat. Briefingi od służb ignoruje lub skraca do maksymalnie uproszczonej formy (najlepiej z obrazkami). Wszystko dlatego, że jest - jak powiedział - "bardzo stabilnym geniuszem", który zna "najlepsze słowa". Nie inaczej jest w przypadku szczytu w Singapurze.
- Myślę, że jestem bardzo dobrze przygotowany. Nie sądzę, żebym musiał się za bardzo przygotowywać. Tu chodzi o nastawienie, chęć do załatwienia spraw - mówił Trump na pięć dni przed spotkaniem. Zaś w niedzielę podczas konferencji prasowej stwierdził, że "przygotowywał się do tego całe życie". Ale chwilę potem dodał, że dzięki swojej intuicji będzie potrafił ocenić w ciągu jednej minuty, czy szczyt okaże się sukcesem.
- Mam jasny cel, ale musze powiedzieć - to będzie coś, co zawsze będzie zależeć od danej chwili - wyjaśnił podczas szczytu G7 w Kanadzie.
Trump psycholog
Ale jak podaje jednak portal Axios, Trump poświęcił dużo uwagi przygotowaniom przynajmniej w jednym aspekcie: psychologii.
- Trump myśli, że będzie to pojedynek osobowości - powiedział portalowi jeden z doradców prezydenta. - Istnieją ważne względy strategiczne, ale on myśli o tym jako o próbie woli i rywalizacji jednego człowieka z drugim: tego, jak będą boksować i jakie decyzje ostatecznie podejmą. - tłumaczył.
Trump miał przejawiać "intensywne zainteresowanie" profilem psychologicznym Kima, wielokrotnie wypytywał też swojego sekretarza stanu Mike'a Pompeo - który spotkał się z dyktatorem dwukrotnie - o jego odczucia. Amerykańskie służby mają bardzo szczegółowy portret północnokoreańskiego despoty. Opiera się on m.in. na rozmowach z byłymi kolegami Kim Dzong Una ze szkoły w Szwajcarii.
Koreańczyk uczęszczał najpierw do miedzynarodowej szkoły w Guemlingen, a potem do publicznej szkoły w Liebefeld pod Bernem. Choć niektórzy jego koledzy wspominali go jako uśmiechniętego i popularnego ucznia zafascynowanego koszykówką, w raporcie znajdują się mniej pozytywne oceny.
- Obżartuch, skory do gniewu i obnoszący się przed kolegami. Kim Dzong Un był mało uważnym uczniem, ale wymagał niewolniczej lojalności od innych dzieci - relacjonuje osoba zaznajomiona z profilem. Inne cechy to skłonność do przemocy ("miał obok siebie kolegów, których często bił"), słaby poziom koncentracji i słabość do megalomańskich gestów.
To nie jest zwykły szczyt
Jak taki sposób przygotowań może wpłynąć na wynik rozmów? Jak podkreśla WP dr Nicolas Levi adiunkt w Instytucie Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN, szczyt de facto zaczął się już w poniedziałek negocjacjami delegacji z obu stron. I to do nich należy opracowanie szczegółów porozumienia.
- Zwykle spotkania liderów są tylko wieńczącą kurtuazyjną rozmową. Czy tak samo będzie tym razem? I tak, i nie - mówi ekspert. - Tak, bo o ile szczyt nie zostanie wcześniej zerwany, niektóre ustalenia będą zapewne jeszcze w poniedziałek. Nie, bo to Trump i Kim podejmują ostateczne decyzje. I wiemy, że nie zawsze liczą się z doradcami, co pokazał np. szczyt G7 - tłumaczy.
Inni eksperci obawiają się, że format spotkania między przywódcami - zacznie się ono rozmową w cztery oczy z tłumaczami - daje przewagę lepiej przygotowanemu merytorycznie Kimowi. Tym bardziej, że pierwsze doniesienia z zakulisowych rozmów nie są optymistyczne i mówią o dużych rozbieżnościach.
"To zmierza w kierunku scenariuszu, którego wszyscy się obawialiśmy. Kim pochlebia Trumpowi i nikt nie jest w stanie go ostrzec.Trump idzie na poważne ustępstwa, bo nie rozumie szczegółów problemu, bo nie przygotował się i nie obchodzi go kwestia amerykańskiej architektury bezpieczeństwa w Azji." -napisał na Twitterze Robert E. Kelly, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Pusan w Korei Południowej.
Levi również nie jest optymistą, ale z całkiem innych względów.
- Wiemy, że rozmowy mają dotyczyć denuklearyzacji. Problem w tym, że o rozbrojeniu nie może być mowy, bo to jest najmocniejsza karta przetargowa Korei Północnej. Dla Kima chodzi przede wszystkim o kwestie wizerunkowe. Stanom Zjednoczonym tymczasem zależy na podkopaniu pozycji Chin - mówi badacz koreańskiego reżimu. - Problem w tym, co się stanie i jak zareaguje Trump, kiedy sprawy nie pójdą po jego myśli - dodaje.