ŚwiatSto tysięcy lat gadania

Sto tysięcy lat gadania

Dlaczego niemiecki most jest piękniejszy i bardziej delikatny niż hiszpański? Czemu Eskimosi mają bardziej
kolorowy śnieg? Decyduje o tym język, w jakim opisujemy świat.

06.04.2006 | aktual.: 06.04.2006 12:00

Na Ziemi istnieje niemal sześć tysięcy różnych języków. Jednym z nich mówią członkowie maleńkiego plemienia Piraha. Wszystkiego około 350 osób żyjących nad rzeką Maici w amazońskiej dżungli. Odizolowani od reszty świata zajmują się swoimi sprawami, cierpliwie znosząc towarzystwo... podekscytowanych antropologów i językoznawców. Naukowcy nawiedzają ich, chcąc poznać kulturę ludzi żyjących niemal wyłącznie dniem codziennym, nieznających liczb, niemających własnej mitologii ani plemiennej historii. I posługujących się językiem, który składa się z siedmiu-ośmiu spółgłosek i trzech samogłosek. To najskromniejszy zestaw spośród wszystkich języków znanych naukowcom. Reguły mowy Piraha są na tyle oryginalne, że jej badacz Dan Everett z University of Manchester napisał niedawno, iż obalają słynną teorię uniwersalnej gramatyki, którą sformułował 40 lat temu Noam Chomsky.

Według tej koncepcji wszyscy ludzie mają zapisany w mózgu zestaw uniwersalnych zasad pozwalających nam na przyswajanie języków i posługiwanie się nimi. Każdy człowiek miałby się rodzić gotowy na przyjęcie dowolnej mowy ojczystej i przyswajać jej reguły intuicyjnie. Chomsky i wyznawcy jego teorii przez lata szukali tych uniwersalnych zasad we wszystkich dostępnych językach. Tymczasem zdaniem Everetta prymitywny język Piraha nie ma z nimi zbyt wielu wspólnych reguł. Czyżby teoria Chomsky'ego legła w gruzach?

- Zacznijmy od tego, że określenie "język prymitywny" nie przejdzie mi przez usta - zastrzega poproszony o komentarz profesor Marek Świdziński, językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego. - Tak jak prawdziwy biolog nie powie: "O, słoń - to jest dopiero gatunek! A te ameby to nic niewarte...". Języki małych, izolowanych populacji są uboższe słownikowo, bo mają mniej użytkowników (i twórców) i obsługują mniejszą liczbę potrzeb. Tak właśnie jest, jak sądzę, w przypadku mowy ludu Piraha. Zresztą prostota ich języka może być myląca. Autorzy badań piszą, że nie ma w nim liczebników ani form gramatycznych pozwalających na mówienie o przeszłości lub przyszłości. Ale też podkreślają melodyjność języka i łatwość, z jaką Piraha przechodzą od mówienia do rodzaju śpiewu.

- To sugeruje duże znaczenie prozodii w odczytywaniu znaczeń słów - uważa profesor Świdziński. - W językach naturalnych mało jest elementów, które niczemu nie służą. Jest więc wysoce prawdopodobne, że na przykład słowo "ryba" powiedziane z inną intonacją oznacza "rybę złowioną w zeszłym tygodniu". A co z obalaniem teorii Chomsky'ego? - Nigdy nie byłem zwolennikiem jej sztywnej interpretacji. Natomiast jeśli potraktować ją jako propozycję istnienia pewnej charakterystycznej dla ludzi gotowości do nauki i tworzenia języka, pewnego potencjału, to ta teoria bardzo mi odpowiada. I sądzę, że rewelacje o Piraha nie powinny jej zagrozić.

Zamigaj jak Piraha

Unikatowy język Piraha rzeczywiście może nie być podobny do innych języków fonicznych (mówionych). - Za to niektóre jego cechy kojarzą się z językami migowymi (wizualno-przestrzennymi) używanymi przez osoby niesłyszące - uważa profesor Świdziński. - One mówią przede wszystkim o tym, co dzieje się tu i teraz. O konkretnych, określonych wydarzeniach mających miejsce w bliskim mówiącemu czasie.

W takich językach zdanie nie jest łańcuszkiem kolejnych, związanych ze sobą wyrazów. Mówiący (lub migający) tworzy rodzaj scenki, imituje w pewien sposób rzeczywistość, którą opisuje. Takie języki są pozbawione fleksji (czyli odmiany słów przez dodawanie do podstawy wyrazu zmieniających się końcówek). Są skupione na efektywnym przekazie, a nie na tak abstrakcyjnych sprawach, jak brzmienie końcówki wyrazu w dopełniaczu czy narzędniku. Zamiast tego cechuje je często duża łatwość tworzenia nowych słów.

Świat wpływa na język

Badacze zajmujący się kulturą Piraha sugerują, że mowa tego ludu jest raczej odzwierciedleniem ich trybu życia niż językowych matryc w mózgu. Coś w tym jest - ci mieszkańcy Amazonii wiodą życie zbieracko-łowieckie, nie przejmują się przyszłością i nie zapychają sobie głowy tym, co było. Cieszą się teraźniejszością, toteż i mówią głównie o tym, co jest, co w danym momencie widzą i odczuwają. Na pytanie: "Jak został stworzony wasz świat?", odpowiadają: "Świat istnieje". Więzi rodzinne znajdują w ich języku odzwierciedlenie w postaci słów "syn" i "córka" oraz ogólnych określeń starszych i młodszych pokoleń.

Piraha mają bardzo niewiele i wydaje się, że nie zależy im na gromadzeniu dóbr. Czy powinniśmy się dziwić, że nie używają określeń "więcej", "mniej", "wszystko", "część"? Gdy jeden z antropologów chciał im pomóc nauczyć się liczyć (bo Piraha byli ciągle oszukiwani przez wędrownych handlarzy), jego wysiłki spełzły na niczym. Po ośmiu miesiącach codziennych lekcji nikt z entuzjastycznie nastawionych uczniów nie opanował liczenia do 10, nie mówiąc o elementarnym dodawaniu. Nie mogę się oprzeć, by nie przytoczyć opisu skutków nauki czytania, którą także podjął ambitny uczony. Po wielu trudach skłonił grupę Piraha do odczytania na głos zapisanego po portugalsku słowa bigi, które oznacza w ich języku "niebo". Przeczytali, po czym zaczęli się zataczać ze śmiechu. Zdumiony naukowiec zapytał, co ich tak bawi. "Bo to, co powiedzieliśmy, brzmi trochę jak nasze słowo "niebo" - odpowiedzieli. Antropolog zaprzestał dalszych prób.

To wszystko jest oczywiście dość niezwykłe, ale i inne języki dostarczają dowodów, że światopogląd, kultura i środowisko, w jakim się żyje, wpływają na mowę. My na śnieg powiemy "biały" (chyba że mieszkamy w dużym mieście). Eskimosi mają na opisanie barwy śniegu nawet kilkanaście różnych określeń. Polak, chcąc się przywitać, powie "cześć" lub "dzień dobry". Koreańczyk musi mozolnie przygotować odpowiednią kompozycję uwzględniającą porę dnia, stopień zażyłości, jaki łączy go z rozmówcą, oraz to, czy mówi do osoby starszej, czy młodszej od siebie.

...język kształtuje świat

Okazuje się, że zależność język-światopogląd działa w dwie strony. - Język, którego używamy, wpływa na nasze postrzeganie świata - mówił słynny językoznawca Benjamin Lee Whorf. Co to znaczy? Lera Boroditsky z Massachusetts Institute of Technology pokazała na przykład, jak zupełnie sztuczna kategoria rodzaju gramatycznego (męski, żeński czy nijaki) wpływa na postrzeganie danego przedmiotu. Badaczka wybrała kilka wyrazów, które w różnych językach są odmiennego rodzaju.

Hiszpanie poproszeni o podanie przymiotników kojarzących im się ze słowem "klucz" (w ich języku rodzaju żeńskiego) mówią: "mały", "uroczy" "magiczny" i "intrygujący", podczas gdy Niemcy (tam "klucz" jest męski): "niewygodny", "ząbkowany", "często używany", "żłobiony", "nacinany". Tymczasem "most" (w niemieckim rodzaju żeńskiego) dla Niemców jest: "piękny", "elegancki", "delikatny", a dla Hiszpanów (rodzaj męski): "duży", "niebezpieczny", "solidny", "mocny". - To, jak postrzegamy przedmiot, zależy od tego, czy nadajemy mu narzucone przez język cechy kobiece, czy męskie - mówi Boroditsky. - Niektóre języki narzucają nam w ten sposób ogląd świata.

Ale siła języka jest dużo większa. Często dopiero nadanie nazwy jakiemuś przedmiotowi czy zjawisku powołuje je do istnienia. To nie mistyka, to fakt! Doświadczyłem tego na własnej skórze, gdy w grupie studentów na kursie botaniki wkuwaliśmy polskie i łacińskie nazwy stu zebranych na łące roślin. Przez kilka dni z więdnącym bukietem w jednej ręce i notatkami w drugiej staraliśmy się powiązać kolejne trawki z ich dziwacznymi imionami. Po zrealizowaniu programu "zakuć, zdać, zapomnieć" przeżyłem szok - moje wizyty na łąkach już nigdy nie wyglądały tak jak kiedyś. Wcześniej widziałem na nich zielono-kwiatowy dywan; teraz - setki pojedynczych roślin. Poznanie ich nazw całkowicie zmieniło mój sposób patrzenia - zamiast anonimowego łanu zielska pojawił się zbiór rozpoznawalnych obiektów.

Skąd się bierze język

No więc dobrze - eksperci się sprzeczają o źródła języka, a ludzie nieświadomi problemu mówią sobie w najlepsze. Dlaczego? Wydaje się, że są przynajmniej dwa ważne powody: bo mogą i bo jest im to potrzebne. Mogą posługiwać się artykułowaną mową dzięki kilku ewolucyjnym wynalazkom. Mamy pionowo osadzone zęby zbliżonej wysokości. Bardzo skomplikowane mięśnie poruszające wargami. Stosunkowo małe usta, które możemy szybko otwierać i zamykać, a w środku sprawny i elastyczny język. Bardzo ważna jest unikatowa budowa krtani i nagłośni - położonej dość nisko, wyposażonej w odpowiednio zbudowaną kość gnykową (w jednym z odkrytych szkieletów neandertalczyka znaleziono bardzo podobną. Może on także potrafił już mówić?). Ale tak naprawdę najważniejszym organem mowy jest mózg.

Setki tysięcy lat treningu w działaniach analitycznych i używaniu narzędzi przygotowały nas do sprawnego tworzenia kombinacji słów i znaków. Badania aktywności mózgu rozmawiających ludzi wykazały, że do wytwarzania słów i ich rozumienia konieczna jest praca płatów skroniowych lewej półkuli, zaś emocje towarzyszące rozmowie przetwarza półkula prawa. To ludzka specjalność, bo badania mózgów komunikujących się małp nie pokazały niczego podobnego. Od szympansa różnimy się naprawdę niewiele, więc wśród odmiennych genów z pewnością są właśnie te, które umożliwiają mówienie.

Jednym z kandydatów jest gen FOXP2. Odkryto go u członków rodziny, w której stwierdzono dziedziczne problemy z mówieniem. Okazało się, że spowodował je wadliwy gen znajdujący się na siódmym chromosomie, przez co nie byli w stanie precyzyjnie kontrolować ruchów języka i warg. Poszukiwacze początków artykułowanej mowy natychmiast sprawdzili odpowiednik FOXP2 u szympansów. I co? Okazało się, że między białkami wytwarzanymi przez małpy i ludzi jest maleńka różnica zaledwie dwóch aminokwasów. Mamy gen mowy! - ogłosili naukowcy. Ludzka wersja tego genu powstała prawdopodobnie około 200 tysięcy lat temu. To pasuje do hipotez językoznawców, którzy datują początki języka na 50-100 tysięcy lat temu.

Ale biologia to nie wszystko. Potrzebny jest jeszcze kulturowy trening. Wiadomo, że dzieci, które od pierwszych chwil są odizolowane od języka (na przykład z powodu głuchoty), nie będą mówić. A przecież mają taki sam mózg jak inni ludzie. Ale jeśli od początku będzie się z nimi rozmawiać w języku migowym, to nie będą miały najmniejszych problemów z komunikacją. Najpierw sobie pogaworzą, migając, potem coraz sprawniej porozumieją się z innymi. Bo język nie powstałby, gdyby ludzie żyli w izolacji.

- Jest kilka podstawowych cech odróżniających język od zbioru znaków - mówi profesor Marek Świdziński. - O języku mówimy, gdy istnieje populacja, w której on się rozwija. I kiedy jest to narzędzie, dzięki któremu ta populacja może porozumiewać się na każdy temat. Narzędzie składające się ze słownika i gramatyki pozwalającej na tworzenie zrozumiałych kombinacji słów. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, jak wyglądały pierwsze chwile języków fonicznych - uważa językoznawca z UW. - Jednak udaje nam się czasem dotrzeć do nowo powstałych języków migowych tworzonych przez odizolowane grupy niesłyszących. Podglądając ewolucję ich mowy, możemy dowiedzieć się czegoś o mechanizmach rozwoju języka mówionego.

Na szczęście świadkiem narodzin i rozwoju języka może być każdy z nas, bez konieczności dalekich podróży i badań lingwistycznych. Wystarczy bacznie przyglądać się dzieciom. - W ciągu pierwszych sześciu lat życia z człowieka niemówiącego ani słowa powstaje sprawny, ukształtowany użytkownik języka. - To dopiero prawdziwy cud - uważa profesor Świdziński.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)