Stłumiona rebelia
W centrum Andiżanu we
wschodnim Uzbekistanie wieczorem było stosunkowo
spokojnie - poinformowała z miasta rosyjska agencja ITAR-TASS,
pisząc, że nie słychać wystrzałów ani okrzyków demonstrantów.
Nieco wcześniej agencje poinformowały o ostrzelaniu przez wojsko
tłumu demonstrantów, którzy zebrali się na placu, by wesprzeć
rebeliantów okupujących znajdujący się w pobliżu budynek rządowy.
Przedstawiciel regionalnego towarzystwa obrony praw człowieka w Andiżanie Saindżachon Zajnabitdinow powiedział, że ofiar jest wiele.
Wg oficjalnych danych, w pierwszych godzinach rebelii, do której doszło w nocy na piątek, zginęło co najmniej dziewięć osób, a ponad 30 zostało rannych. Po popołudniowej akcji wojska, które strzałami rozproszyło tłum, liczba ofiar śmiertelnych na pewno wzrosła, lecz żadne źródło nie podało ich liczby.
Władze Uzbekistanu poinformowały w piątek wieczorem, że uzbeckie oddziały wojskowe usunęły z zajętego budynku rządowego rebeliantów, a z placu - ich sympatyków. Los rebeliantów nie jest znany. O unormowaniu się sytuacji w 300-tysięcznym mieście ma świadczyć to, że prezydent Uzbekistanu Isłam Karimow, który przez cały dzień przebywał w sztabie operacyjnym w Andiżanie, wieczorem odleciał do Taszkientu.
Rebelię rozpoczęło kilkudziesięciu uzbrojonych ludzi - krewnych i sympatyków nielegalnej grupy ekstremistów islamskich. W nocy z czwartku na piątek zaatakowali główne więzienie w Andiżanie, uwalniając poza związanymi z grupą biznesmenami i innych więźniów, w tym zwykłych kryminalistów. Wg różnych źródeł, więźniów było od dwóch tysięcy do kilku tysięcy.
Do władz Uzbekistanu i demonstrantów zaapelował w piątek wieczorem Biały Dom, namawiając do powściągliwości i przestrzegając przed aktami przemocy. USA mają w Uzbekistanie bazę wojskową.
Rosyjski MSZ potępił akcje uzbeckich ekstremistów, którzy "do osiągnięcia celów politycznych użyli środków siłowych, które doprowadziły do śmierci ludzi".