PolitykaStarcie Rosji i USA w Syrii, czyli recepta na niekończącą się wojnę

Starcie Rosji i USA w Syrii, czyli recepta na niekończącą się wojnę

Konflikt w Syrii przeradza się w kolejne pole rywalizacji Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. To recepta na dalsze przedłużenie wojny, jeszcze więcej ofiar i jeszcze więcej uchodźców - ostrzegają eksperci. Na dodatek, beneficjentem tej rywalizacji może zostać Państwo Islamskie.

Starcie Rosji i USA w Syrii, czyli recepta na niekończącą się wojnę
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | CC-BY-SA-3.0, Alex Beltyukov
Oskar Górzyński

15.10.2015 16:43

Wojna w Syrii już wcześniej stanowiła "wojnę pośrednią" (ang. proxy war) między dwoma innymi potęgami regionalnymi: Arabią Saudyjską wraz z pozostałymi krajami Rady Współpracy Państw Zatoki Perskiej - są one głównymi sponsorami i dostarczycielami uzbrojenia dla grup antyasadowskiej opozycji - oraz Iranu, który za pomocą bojówkarzy Hezbollahu i własnych Strażników Rewolucji wspierał siły reżimu Baszara al-Asada. W październiku do gry pod pretekstem walki z Państwem Islamskim weszła natomiast Rosja, która jednak jak dotąd swoje naloty koncentrowała na terenach zajmowanych nie przez ISIS, lecz zbrojną syryjską opozycję, w tym grupy popierane przez Stany Zjednoczone i państwa zachodnie. Efekty tych działań były niemal natychmiastowe. - W ciągu ostatniego tygodnia mieliśmy do czynienia z dwoma wyraźnymi ruchami: ofensywą sił Asada z pomocą rosyjskich nalotów oraz zdobycia nowych terenów przez Państwo Islamskie pod Aleppo. W obu przypadkach doszło do tego kosztem opozycji - mówi WP Tobias Borck, ekspert ds.
Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Exeter w Anglii.

Carte blanche dla opozycji

Ta tendencja spowodowała szybką reakcję Amerykanów. Jak donosił we wtorek "New York Times", do grup popieranych przez USA (to głównie oddziały Wolnej Armii Syryjskiej i innych mniejszych grup) szerokim strumieniem zaczął docierać sprzęt wojskowy, w tym pociski przeciwpancerne TOW. Jeden z cytowanych przez "NYT" bojowników przyznał, że o ile wcześniej dostawy amerykańskiego sprzętu były ograniczone, teraz "dostają wszystko, o co poproszą" - z wyjątkiem, póki co, broni przeciwlotniczej, która byłaby użyta do zestrzeliwania rosyjskich myśliwców i bombowców. Ale mogłaby też trafić ostatecznie do terrorystów z Al-Kaidy, co - jak przyznają sami Amerykanie - mogłoby się skończyć katastrofą.

- Trudno mówić w tym przypadku o "wojnie pośredniej". Raczej o "pośrednim chaosie", bo Stany Zjednoczone nie mają tak naprawdę żadnej strategii jeśli chodzi o wojnę w Syrii. Zwiększenie pomocy dla opozycji było jedynie zmianą taktyki po tym, jak fiaskiem zakończył się program szkolenia syryjskich bojowników do walki z ISIS - mówi Borck.

Zdaniem Tomasza Otłowskiego, analityka Fundacji Pułaskiego, taki przypominający lata zimnej wojny konflikt może przynieść zgubne skutki. - Bezpośrednie i otwarte zaangażowanie militarne Rosji i USA, a także ich sojuszników, sprawia, że “wojna pośrednia” w Syrii może szybko i w sposób niekontrolowany przerodzić się w “wojnę bezpośrednią”, niekoniecznie dotyczącą tylko tego kraju i regionu - ostrzega Otłowski.

Końca nie widać

Bardziej bezpośredni skutek mocniejszego zaangażowania się mocarstw w Syrii jest jednak inny: wszystkie strony syryjskiego konfliktu zostały wzmocnione. Nie tylko militarnie, ale też psychologicznie: zarówno Asad, jak i opozycja że mogą przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. A to może oznaczać, że trwająca już ponad 4 lata wojny w Syrii - która jak dotychczas pochłonęła ponad ćwierć miliona ofiar i zmusiła co najmniej 7 milionów osób do opuszczenia domów - będzie trwać jeszcze długo, a jej skutki będą odczuwalne jeszcze bardziej także poza Syrią.

Na przełom militarny wojska Asada - wsparte znacznym kontyngentem z Iranu - liczą w Aleppo, przed wojną największym i najważniejszym gospodarczo mieście Syrii. Jak dotąd, żadnej ze stron nie udało zdobyć miasta. Poszczególne jego rejony i przedmieścia są kontrolowane przez grupy opozycji, rządu i Państwa Islamskiego, które w ostatnim czasie zdobyło kolejne terytoria leżące wokół miasta.

- Do takiego przełomu być mogłoby dojść, gdyby nie wsparcie dla opozycji. Ale to wsparcie nie zostanie wycofane, co zresztą zrozumiałe, bo oznaczałaby to zgodę na zwycięstwo dyktatora odpowiedzialnego nie tylko za zbrodnie wojenne, ale i największą liczbę ofiar w tym konflikcie - mówi Borck. - Spodziewam się, że wynik bitwy o Aleppo, będzie mniej więcej taki, jaki mamy dzisiaj. Z tym że zginie przy tym więcej ludzi i wyjedzie więcej uchodźców - dodaje. Zdaniem badacza, głębokie zaangażowanie w konflikt geopolitycznych potęg, zarówno tych regionalnych jak i globalnych, sprzyja tylko przedłużaniu się konfliktu. Kiedy jedna ze stron osiąga bowiem przewagę, po stronie drugiej interweniuje jedno z zagranicznych sił. Obecna sytuacja jest tego przykładem.

Borck podkreśla, że nawet jeśli zewnętrzne mocarstwa chciałyby zakończyć konflikt - Amerykanie zasugerowali nawet, że wbrew wcześniejszej polityce są skłonni poprzeć rozwiązanie w którym Asad nie zostałby od razu pozbawiony władzy - to niekoniecznie musiałoby to oznaczać, że do w Syrii rzeczywiście doszłoby do pokoju.

- O rozwiązaniu politycznym najwięcej mówi się w gabinetach w Waszyngtonie, Moskwie czy Stambule. Tymczasem wśród tych, którzy walczą na miejscu, panuje zupełnie inne przekonanie. Oni chcą walczyć i wygrać. Ani ISIS, ani związany z Al-Kaidą Front Al-Nusra, ani islamistyczny Ahrar al-Szam prawdopodobnie nie przestaną walczyć - mówi Borck. Zdaniem eksperta, aby wszystkie strony zdecydowały się na zawarcie musi dojść do sytuacji "obupólnie szkodliwego impasu"(ang. mutually hurting stalemate), który osłabiałby obie strony i skłonił do negocjacji. Obecnie, przy wsparciu mocarstw i dostarczaniu kolejnych ilości broni obu stronom, ta faza konfliktu jest wciąż daleko. Podobnego zdania jest Otłowski.

Gdzie dwóch się bije

Być może największym beneficjentem takiej sytuacji jest Państwo Islamskie. Dotychczas było ono w de facto w taktycznym sojuszu z reżimem Asada. Jak pokazał raport ośrodka IHS Jane Terrorism and Insurgency Center, jedynie 6 procent ataków dokonanych przez siły reżimu było skierowanych przeciwko ekstremistom spod czarnej flagi. To dla obu stron korzystna taktyka, bo syryjska opozycja stanowi dla rządu w tej chwili bardziej bezpośrednie zagrożenie, a jej wyeliminowanie oznaczałoby wykreowanie sytuacji, w której jedyną alternatywą dla kalifatu byłby właśnie Asad.

Ale choć ISIS toczy regularne walki z siłami opozycji, to również dla nich nie jest przeciwnikiem numer jeden. Z ich punktu widzenia celem wojny od początku było bowiem obalenie zbrodniczej dyktatury. Co za tym idzie, nie jest też priorytetem dla popierających je mocarstw.

- Teraz widać wyraźnie, że tak naprawdę nikomu nie zależy na autentycznym zniszczeniu ISIS. I USA, i Rosja walkę z nim traktują instrumentalnie, jako pretekst do zaangażowania w Syrii w celu realizacji własnych interesów strategicznych. ISIS to świetnie wykorzystuje, wiedząc, że jest w istocie bezkarne - podsumowuje Otłowski.

Zobacz również: Emocjonalne wystąpienie w Kongresie o Syrii
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)