PolskaStaniszkis zwierzenia o niani, która była kapo, i mężu pijaku

Staniszkis zwierzenia o niani, która była kapo, i mężu pijaku

W książce "Życie umysłowe i uczuciowe" socjolog Jadwiga Staniszkis opowiada o swoim życiu - pracy naukowej, działalności opozycyjnej, ale też odsłania się jako człowiek i kobieta - opowiada o swoim dzieciństwie, surowej niani, która w czasie okupacji była kapo w obozie w Stuthoffie, swoich romansach, trudnym związku z Iredyńskim. Książka właśnie trafia do księgarń.

Staniszkis zwierzenia o niani, która była kapo, i mężu pijaku
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

13.03.2010 | aktual.: 13.03.2010 13:08

Ze wspomnień jednej z najbardziej cenionych polskich socjologów wyłania się obraz silnej kobiety, którą wszelkie przeciwności życiowe raczej wzmacniały, niż załamywały. Staniszkis przedstawia też siebie jako całkowite przeciwieństwo stereotypu wrażliwej i emocjonalnej kobiety. Sama siebie określa jako "osobowość autystyczną".

- Przeczytałam mnóstwo książek na temat autyzmu - oczywiście na temat autyzmu ludzi inteligentnych - i widzę, że mój sposób poznawania świata jest taki, jak opisywany w tych książkach. Szukam struktur, które ograniczają różnorodność jednostek, bo nie potrafię zrozumieć emocjonalnych jednostkowych doświadczeń. Interesują mnie bardziej instytucje niż ludzie - powiedziała Cezaremu Michalskiemu, który przeprowadził składające się na książkę rozmowy.

Jadwiga Staniszkis pochodzi z rodziny o korzeniach endeckich. Dziadek był posłem Stronnictwa Narodowego na sejm, ojciec przed wojną był młodzieżowym endeckim działaczem, po wojnie spędził sześć lat w PRL-owskich więzieniach. Tradycje rodzinne wpłynęły na samookreślenie się Staniszkis, która "zgodnie ze swoją przekorną naturą" odcinała się jak mogła od endeckich sympatii.

Okres wczesnego dzieciństwa w latach 40. i 50., gdy rodzina mieszkała w Gdańsku, a ojciec ukrywał się przed UB, Staniszkis wspomina jako okres ciągłego lęku. Po latach okazało się, że surowa niania, która zamykała ją w komórce i dręczyła zimnymi kąpielami była w czasie okupacji kapo w obozie w Stuthoffie.

Staniszkis wybrała do studiowania socjologię, ponieważ takiego wydziału nie było w Gdańsku, a ona za wszelką cenę chciała się usamodzielnić i wyjechać do Warszawy. Szybko okazała się jedną z najzdolniejszych studentek.

W latach 60. zaangażowała się w działalność tzw. "komandosów" i wraz m.in. z Sewerynem Blumsztajnem, Teresą Bogucką, Janem Lityńskim, Adamem Michnikiem i Henrykiem Szlajferem współorganizowała intelektualne życie polityczne na Uniwersytecie Warszawskim w postaci odbywających się często w warunkach konspiracyjnych spotkań dyskusyjnych i seminariów.

Po wydarzeniach marcowych Staniszkis trafiła na siedem miesięcy do więzienia, gdzie napisała pierwszy rozdział pracy doktorskiej. Stosując się do rad ojca, który przekazał jej swoje doświadczenia z więzienia, Staniszkis codziennie gimnastykowała się, nauczyła się grypsować, a także przeklinać. Do dziś szczyci się tym, że w razie potrzeby, na przykład gdy ktoś ją zaczepia, potrafi odpowiedzieć wiązanką.

Staniszkis wspomina też pierwsze porywy serca, gdy tuż przed maturą została wysłana przez rodziców do Londynu i w drodze, na statku, zakochała się w dużo starszym od siebie marynarzu. Po tej znajomości została jej blizna na twarzy, pamiątka po wypadku na rowerze, gdy śpiesząc się na spotkanie z ukochanym została potrącona przez ciężarówkę. Z marynarzem spotkała się dopiero po powrocie do kraju: "Wpadłam na pomysł, że umaluję się jaskrawoczerwoną szminką, to on będzie patrzył na moje usta i nie zwróci uwagi na tę szpetną bliznę" - wspomina Staniszkis pierwszy raz, gdy użyła jaskrawoczerwonej szminki, która stała się potem jej znakiem firmowym.

Związek Staniszkis z Ireneuszem Iredyńskim obrósł legendami o brutalności pisarza, który miał problem z alkoholem. Staniszkis potwierdza w swoich wspomnieniach, że był to bardzo trudny związek. To w czasie, gdy mieszkali razem przywykła do pisania w kuchni, bo pokój zajęty był przez Irka i jego kompanów od kielicha. Iredyński był zazdrosny i gwałtowny, dochodziło do rękoczynów. Między kochankami toczyły się ciągłe gry psychologiczne. - Irek do mnie dzwonił co wieczór, podawał mi jakieś panie do telefonu, które do siebie zapraszał, po prostu dziwki, bo on się z nimi często nie mógł dogadać, nie znał żadnego języka, więc ja miałam z nimi negocjować... Strasznie się wtedy nawzajem dręczyliśmy - wspomina okres, w którym Iredyński był na stypendium w Berlinie Zachodnim.

W książce Staniszkis pisze o swoim ostatnim małżeństwie z Michałem Korcem, Polakiem żydowskiego pochodzenia, który wychowywał się w Holandii. Opisuje ten związek jako pierwszy tak długi (15 lat) i bezpieczny. W związku z depresjami męża Staniszkis odkryła w sobie opiekuńczość, stała się mniej ostra, bardziej ugodowa. Jednak w ostatnim rozdziale książki, dopisanym tuż przed publikacją, Staniszkis potwierdza krążące od kilku miesięcy plotki o ich rozwodzie. - Podjęłam taką decyzję, aby pozostać wierna dziewczynie, którą kiedyś byłam - deklaruje 67-letnia socjolog, która właśnie rozpoczyna nowy etap życia.

Książka "Życie umysłowe i uczuciowe" ukazała się nakładem nowego wydawnictwa Czerwone i Czarne.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)