Stanisław Obirek: Ideolodzy przeciwko prorokowi. Dlaczego o. Wiśniewski jest ignorowany przez polskich biskupów?
Ostatni tekst o. Wiśniewskiego spotkał się ze zdecydowaną reakcją sekretarza episkopatu i szefowej portalu wPolityce. Warto te dwa głosy odnotować, bo być może wskazują, jak trafna jest diagnoza dominikanina. Rzecznik episkopatu nawet nie próbuje wsłuchać się w racje i troski zasłużonego duszpasterza, a zacietrzewiona dziennikarka potrafi tylko bezmyślnie atakować.
19.01.2018 | aktual.: 20.01.2018 09:57
Ojciec Ludwik Wiśniewski OP (ur. w 1936 roku) to postać intrygująca. Znam go od lat 80. minionego wieku, gdy zacząłem pracować w 1985 roku w duszpasterstwie akademickim jezuitów w Krakowie. Ojciec Wiśniewski był już wtedy chodzącą legendą.
Był nie tylko znanym duszpasterzem akademickim, który od 1936 roku pracował w takich miastach jak Gdańsk, Lublin, Wrocław i Krakowie, ale też znanym z bezkompromisowości działaczem opozycyjnym. Po zmianie systemu politycznego został wysłany w 1990 roku do Sankt Petersburga, gdzie pracował w parafii św. Katarzyny do 1996 roku. Po powrocie do Polski pracował w Małem Cichem i Szczecinie, a od 2005 pracuje w Lublinie, gdzie prowadzi założona przez siebie Akademię „Złota 9”. W pewnym sensie jest to powrót do korzeni, do pracy u podstaw. Ale to mu nie wystarcza.
Od czasu do czasu pisze teksty, zwykle nagłaśniane przez "Tygodnik Powszechny" i wysyła listy do najważniejszych osób w Kościele katolickim w Polsce. Zaczął w 2010 od nuncjusza apostolskiego w Polsce Celestino Migliore listem zawierającym krytykę kondycji struktur Kościoła katolickiego w Polsce oraz propozycję ich naprawy. Jak wiadomo, to nuncjusz jest łącznikiem z Watykanem i to on w dużym stopniu jest odpowiedzialny za to, kto zostaje biskupem. O ile mi wiadomo ten pierwszy list pozostał bez odpowiedzi, podobnie zresztą jak i następne, które były kierowane bezpośrednio do biskupów.
Zobacz także: Niesiołowski drwi z biskupów i ojca Rydzyka
Zacznijmy od eseju „Blask wolności” z 2015 roku, w którym pojawiają się stwierdzenia daleko przekraczające polski kontekst i wskazujące na podstawowe przeświadczenia katolicyzmu. Ich zderzenie z tematami jakie poruszają w tzw. duszpasterskich przesłaniach polscy biskupi byłoby niezwykle pouczające, jednak przekraczałoby temat tego krótkiego eseju.
Oto podstawowe przekonanie, który organizuje cały tekst Wiśniewskiego:
„Jestem przekonany, że przyszłość ludzkości w dużej mierze zależy od tego, czy ludzie różnych kultur, cywilizacji i religii znajdą wspólny język: czy będzie możliwy rzeczywisty dialog między nimi. Moim zdaniem będzie możliwy, kiedy ludzie będą się odwoływać do natury ludzkiej, nie zaś jedynie do kultury czy Objawienia”.
To brzmi jak banał, ale trzeba powiedzieć, że to przekonanie dominikanin dzieli z wieloma innymi ludźmi, wierzącymi i niewierzącymi, którzy szukają dróg przezwyciężenia podziałów politycznych, religijnych i cywilizacyjnych. Ale nie znajduje ono uznania u większości polskich katolików. Właśnie dlatego głos o. Wiśniewskiego jest tym bardziej znaczący, że niepozbawiony elementów krytycznych wobec samego Kościoła.
Inny tekst, który zwrócił moja uwagę, to esej opublikowany 10 lipca 2016 roku pod tytułem „Do jakiej Polski przyjedzie papież”, w którym Wiśniewski idzie dalej niż w „Blasku wolności” z 2015 roku i zdecydowanie piętnuje upolitycznienie Kościoła, a zwłaszcza niektórych hierarchów, jak i wykorzystywanie religii przez rządzącą dzisiejszej w Polsce partię.
Ma zresztą świadomość, że to o czym pisze jest oczywistą oczywistością dla wieku. Dlatego ma poczucie, że pisze również w imieniu innych: „nie ja jeden próbuję wskazać najważniejsze momenty, które tak drastycznie podzieliły nasz naród”. Jednak jego diagnoza jest o tyle ciekawa, że jest on naprawdę jednym z pierwszych mówiących z wewnątrz Kościoła, którzy nie boją się słów krytycznych pod jego adresem.
W tym tekście najważniejsza jest lista 8 chorób polskiego katolicyzmu przenikliwie zdiagnozowanych: 1) toniemy w manicheizmie, 2) zapomnieliśmy dialogu, 3) pleni się sekciarstwo, 4) popadliśmy w skrajny klerykalizm, 5) upolityczniliśmy Kościół, 6) unarodowiliśmy Kościół, 7) akceptujemy intelektualną jałowość, 8) upoiliśmy się triumfalizmem. Na koniec cytat:
„Nasz polski i katolicki triumfalizm objawia się tym, że zachowujemy się jak właściciele prawdy, właściciele religii, właściciele Kościoła i Boga”.
Zgadzam się w całej rozciągłości.
W maju 2017 roku "Tygodnik Powszechny" opublikował skróconą wersję listu o. Wiśniewskiego, skierowanego do polskich biskupów, a zatytułowanego „Sprawy wymagające szczególnej duszpasterskiej troski”. Chętnym redakcja udostępniła całość na swoim portalu. No i bardzo dobrze, choć ciekaw jestem, czy adresaci list przeczytali i z jakim skutkiem. Jak na razie nie ma oficjalnych reakcji, a w każdym razie ja nic o nich nie wiem, bo być może toczą się jakieś sekretne rozmowy wewnątrzkościelne do których zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu.
W ostatnim "Tygodniku Powszechnym" (nr 4/2018, s. 11-15) mamy kolejną odsłonę krytycznej diagnozy dominikanina.
Już została dość szeroko skomentowana, więc przypomnę tylko dwa najważniejsze stwierdzenia o. Wiśniewskiego. Pierwsze na temat medialnego imperium Rydzyka:
„To również trzeba powiedzieć pełnym głosem: Radio Maryja, Telewizja Trwam i ‚Nasz Dziennik’ sączą od lat truciznę, nazywając to ewangelizacją. Ta trucizna jest tym bardziej jadowita, że jej rozprzestrzenianie popiera wielu biskupów”.
A drugie na temat religii smoleńskiej:
„Oskarżam Jarosława Kaczyńskiego, organizatorów i uczestników miesięcznic (także tych, którzy w tym wydarzeniu uczestniczą w dobrej wierze) o to, że niszczą autentyczne chrześcijaństwo i Kościół w Polsce”.
Tekst kończy apel do biskupów:
„Jedyną siłą, która w Polsce dysponuje jeszcze pewnym autorytetem, jest Episkopat. Dlatego ośmielam się prosić, zresztą w imieniu wielu myślących podobnie: Księża Biskupi, wkroczcie na publiczną arenę. Wybiła godzina, kiedy jesteście bardzo, ale to bardzo potrzebni – Kościołowi, lecz również Polsce”.
Jest pewna różnica. Ostatni tekst o. Wiśniewskiego spotkał się ze zdecydowaną reakcją sekretarza episkopatu i szefowej portalu wPolityce. Warto te dwa głosy odnotować, bo być może wskazują jak trafną jest ta ostatnia (zresztą poprzednie również) diagnoza dominikanina. Rzecznik episkopatu nawet nie próbuje wsłuchać się w racje i troski zasłużonego duszpasterza, a zacietrzewiona dziennikarka potrafi tylko bezmyślnie atakować.
Oto fragmenty oświadczenia tego pierwszego, ks. dra Pawła Rytela-Andrianika. Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski z dnia 17 stycznia 2018: „Ojciec Ludwik Wiśniewski w tekście pt. „Oskarżam” zarzucił polskim biskupom, że „milczą” w bieżących sprawach dotyczących życia Kościoła i społeczeństwa. (…).Zarzut o. Ludwika Wiśniewskiego, że „biskupi milczą” jest bezpodstawnym oskarżeniem i krzywdzącym nadużyciem”.
Ta druga jest znacznie śmielsza, swoje omówienie tekstu „Oskarżam” kończy takim oto stwierdzeniem:
„Osobliwe to przesłanie dominikanina, który od lat z lubością atakuje tych biskupów, kapłanów i wiernych, którzy bezkompromisowo kroczą drogą Chrystusa. Kapłan „Tygodnika Powszechnego” życzy sobie w Polsce katolicyzmu bezobjawowego, bezrefleksyjnie otwartego i tolerancyjnego. Widać wyraźnie, że dawno wyparł się podstawowego zadania, jakie swoim następcom przekazał Chrystus. Chrześcijan ma być znakiem sprzeciwu. Polscy katolicy są wyrzutem sumienia dla Zachodniej Europy, są znakiem sprzeciwu dla świata. I tacy pozostaną – bez względu na maniakalne apele o. Wiśniewskiego oraz inne autorytety „Tygodnika Powszechnego”, wciąż z uporem posługującym się przymiotnikiem „katolicki”.
Nie są mi znane dokonania ks. dra Pawła Rytela-Andrianika ani redaktor Marzeny Nykiel. Oboje są za młodzi, by mogli się wypowiadać na temat obecności religii w przestrzeni publicznej, gdy takie wypowiedzi były aktem odwagi.
Dzisiaj ich wypowiedzi są służalczymi aktami propagandy. Źle trafili. Słowa o. Wiśniewskiego bronią się same, a ich autentyczność potwierdza jego biografia. Nykiel i Rytel-Andrianik zostaną zapamiętani jako ideologiczni działacze wspierający system opresji – czy to religijnej, czy politycznej.
Jednak chciałbym zakończyć pozytywnym akcentem. Oprócz ideologów w stylu rzecznika episkopatu, który próbuje umniejszyć wagę diagnozy dominikanina, czy prawicowej dziennikarki, która – korzystając z chwilowej koniunktury politycznej – zohydza przedstawicieli krytycznej myśli w katolicyzmie, są też myślący księża, którzy w pełni solidaryzują się z o. Ludwikiem Wiśniewskim. Jednym z nich jest ksiądz Alfred Wierzbicki, etyk, teolog, kierownik Katedry Etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Jego zdaniem: "To jest bardzo poruszający tekst ojca Ludwika. Znam go chyba od 40 lat. Nie sądzę, żeby tam była jakaś przesada. Ojciec Ludwik obserwuje to samo co ja – mianowicie odchodzenie ludzi od Kościoła".
Ksiądz Wierzbicki w programie „Fakty po Faktach” w TVN24, dodał: "Ja jestem zasypywany mailami od znajomych, ale także nieznajomych, którzy mi piszą, że nie chcą już chodzić do Kościoła. Nawet niektórzy piszą wprost, że nigdy się nie pojawią w Kościele".
I to jest bardzo dobra wiadomość. Polscy katolicy zaczynają myśleć i nie oddają swego sumienia w jasyr ideologów czy to kościelnych czy medialnych. O politycznych nie wspominając!
Stanisław Obirek