Śmiertelnie skatował niewidomego - grozi mu dożywocie
Bandyta, podejrzany o śmiertelne skatowanie niewidomego 65-latka, trafił wreszcie za kraty. Policjanci złapali go w czwartek po godz. 15.00 w mieszkaniu przy ul. Tatrzańskiej w Łodzi.
Był zaskoczony, nie stawiał oporu. Trafił do policyjnej izby zatrzymań, w której spędzi noc. W piątek zostanie przesłuchany i usłyszy nowe zarzuty. Być może będzie oskarżony o zabójstwo, za co grozi dożywocie.
Tym razem sąd raczej nie będzie już zbyt pobłażliwy dla 37-letniego Arkadiusza J. i zamknie go w areszcie. Przypomnijmy, że według policji to on tak skatował niewidomego, że ten w ciężkim stanie trafił do szpitala WAM, w którym mimo operacji i usilnych zabiegów lekarzy zmarł po kilku dniach, nie odzyskawszy przytomności.
Prokuratura wystąpiła do Sądu Rejonowego w Łodzi o areszt tymczasowy dla bandyty, któremu groziło do 12 lat więzienia. Jednak sąd podjął kuriozalną decyzję i 37-latek znalazł się na wolności. Prokuratura złożyła zażalenie do Sądu Okręgowego w Łodzi, a ten nie zdążył jej rozpatrzyć. Pobity 65-latek zmarł i okazało się, że sprawca jego śmierci spokojnie chodzi sobie po ulicach.
Prokuratura dowiedziała się o śmierci niewidomego od dziennikarzy. Natychmiast kazała policji zatrzymać Arkadiusza J.
Jakie były okoliczności pobicia? Ze wstępnych ustaleń wynika, że do niewidomego łodzianina przyszła 26-letnia Agnieszka K., która przez pewien czas opiekowała się nim. Chciała odebrać sprzęt elektroniczny. Twierdziła, że należał do niej, ale 65-latek był innego zdania. Wtedy kobieta zawołała czekającego na klatce schodowej Arkadiusza J., który wpadł do mieszkania i rzucił się z pięściami na gospodarza.
Polecamy w wydaniu internetowym:
Mężczyzna wpadł do studzienki kanalizacyjnej