Śmierć Tomasza Kality jednoczy polityków, publicystów, zwykłych ludzi
Wszyscy wiedzieli, że Tomasz Kalita jest poważnie chory, mimo to wiadomość o jego śmierć zaskoczyła. Były rzecznik SLD był powszechnie lubiany. Nawet ci, którzy różnili się z nim poglądami przyznają dziś, że Tomka po prostu nie dało się nie lubić. I nie jest to laurka przygotowana dla osoby, która właśnie zmarła.
Dla wierzących, tak jak i niewierzących choroba i śmierć są doświadczeniem bardzo trudnym. Tomasz Kalita w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" przyznał: "(Jestem) Chrześcijaninem w stu procentach i jestem z tego dumny. Z Kościołem mam pewne niepoukładane sprawy, nie mogę więc powiedzieć, że jestem w pełni katolikiem. (...) Modlę się o zdrowie, bo wierzę, że jeśli ktoś może mnie uzdrowić, to tylko Pan Bóg. Nie mam wątpliwości co do tego".
Aleksandra Siedlecka-Małecka: Duchowni w momencie śmierci, często nad trumną zmarłego mówią, że śmierć nie jest końcem. Dziś chcąc nie chcąc musimy zaakceptować fakt, że Tomasz Kalita umarł.
Ojciec Grzegorz Kramer, jezuita: Z jednej strony trzeba powiedzieć, że śmierć jest końcem, bo pewien wymiar życia się rzeczywiście kończy. Nikt z panem Tomaszem przecież już nie porozmawia. Zostają nam wszystkim wspomnienia z nim związane. My, wierzący rzeczywiście ufamy, wierzymy, że śmierć nie jest definitywnym końcem życia człowieka. Ale jest to kwestia naszej wiary i światopoglądu. Dobrze, że pani używa słowa umarł. Bo od jakiegoś czasu, w dyskursie publicznym funkcjonuje określenie "odszedł". Unikamy słowa śmierć, bo jest radykalne.
Jak ojciec będzie wspominał Tomka Kalitę?
To był człowiek, który pokazywał, że chorując można działać, walczyć nie tylko o siebie, ale o innych. Tomasz Kalita zabiegał o legalizację medycznej marihuany. Nie był skupiony tylko na swoim cierpieniu, ale patrzył zdecydowanie szerzej. Wiemy też, że chciał żyć, dlatego walczył z chorobą, nie poddawał się, nie był bierny. Po drodze wziął ślub.
Chorzy często zwracają się do Boga. Odczuwają potrzebę kontaktu z absolutem. Mówi się "jak trwoga, to do Boga".
To nasze polskie przysłowie nie jest banalne. Ono pokazuje bardzo ważną rzecz. Otóż, są momenty w naszym życiu, kiedy tak po ludzku nie dajemy rady. Wielu ludzi pyta, po co to wszystko, dlaczego to nas spotyka. Nie chcę powiedzieć, że Bóg staje się w momencie ciężkiej choroby koniecznością, ale w jakimś sensie jest po to, żeby dać człowiekowi nadzieję. Także w doczesnym wymiarze. Tomasz Kalita mówił wprost o chrześcijaństwie, więc zakładam, że u niego proces spotkania z Bogiem miał głęboki wymiar. Zwrócił się nie do idei, ale Boga. Zresztą sam pan Jezus mówi, że przychodzi do ludzi, którzy go potrzebują, a nie do jakichś mocarzy, którzy mają wszystko w życiu poukładane.
Chorzy, zwłaszcza ci z nazwiskami z pierwszych stron gazet, czegoś nas uczą? Zwracają uwagę na coś istotnego?
Ja mam cały czas w pamięci śp. ks. Jana Kaczkowskiego. Osoby chore, takie jak on i jak Tomek Kalita pokazują nam, że słabość, choroba są elementem naszego życia. Warto na to zwrócić uwagę, bo żyjemy dziś w świecie, w którym próbuje się zmarginalizować te rzeczy. Pokazujemy siebie jako zdrowych, wysportowanych ludzi sukcesu. A tu nagle ktoś burzy ten obrazek publicznym opowiadaniem o swoim cierpieniu. Często też chorzy nie wyglądają jak kanony piękna. Na głowie Tomka było widać ślady operacji. To jednak łamie pewne tabu. I dobrze.
Jak pomagać osobom, które cierpią z powodu straty? Tomek Kalita zostawił rodzinę, żonę, przyjaciół. Czy po prostu być przy nich i milczeć?
Nie ma jednego sposobu działania. Ale to co jest uniwersalne, to zapytanie samego siebie czy ja naprawdę chcę pomoc tej osobie, czy raczej sobie. Wtedy jeśli widzimy, że stać nas na to, by być dla osoby, która cierpi z powodu śmierci kogoś bliskiego to nie usiłujmy za wszelką ceną pocieszać, opowiadać bzdur, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. To bycie z kimś musi być mądre. Nie chodzi tutaj o siedzenie przy osobie w żałobie cały dzień i gapienie się na nią czy próbę rozweselenia. Warto zwrócić uwagą na potrzeby także materialne danej osoby. Pomoc w zakupach, opłaceniu rachunków. Oczywiście o ile możemy.
Piotr Semka zauważył, że śmierć Tomka skłoniła wszystkich do zadumy, a to bardzo dużo w dzisiejszych czasach pełnych wrzasku.
W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Na co dzień możemy się bardzo różnić poglądami, postrzeganiem interesu Polski i świata, ale śmierć jednoczy mimo tych różnic.