PolskaŚlązaczki, co się zowią

Ślązaczki, co się zowią

Edyta Koj z Żędowic koło Zawadzkiego i 14-letnia Justyna Nikodem z Kolanowic wyklachały w Zabrzu tytuły Ślązaczek Roku.

26.10.2004 | aktual.: 26.10.2004 15:42

- Ja żech nie miała zamiaru startować w żadnym konkursie, kaj tam beda jeździć – bije się w pierś Edyta Koj, która na co dzień pracuje jako sprzątaczka w gimnazjum w Żędowicach. – Wybałuszyłach gały, jak przyszło zaproszenie do konkursu. Dopiero jak przycisłach do muru synów i zwyzywałach ich: „wy gizdy jedne!”, to se przypomnieli, że wysłali w sierpniu moje zgłoszenie.

- Aż tak bardzo mama się nie wściekała – usprawiedliwia rodzicielkę 16-letni Michał. – Ale jak próbowała się wykręcić z udziału w konkursie, to powiedzieliśmy jej, że ma zachować twarz i wystartować. Napisała tekst i załatwiła wszystkich! Monolog o pracy, bo tak zatytułowała pani Edyta swoją mowę konkursową, to nie pierwszy jej tekst nagrodzony na konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku”. W 1997 roku wyróżnienie oraz ogromną sympatię publiczności i jurorów zdobył na tym konkursie jej starszy syn, 18-letni dziś Tomasz.

- Napisałam mu wtedy śmieszny tekst o życiu na wsi i bardzo się spodobał – wspomina z dumą pani Edyta. – Jurorzy mieli z synem duży problem. Miał wtedy 11 lat i nie zdarzyło się wcześniej, by dziecko doszło do finału, tak pięknie klachając po śląsku. Wygłoszona w niedzielę, w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca przez panią Edytę mowa o pracy sprzątaczki i jej obserwacjach świata, spodobała się publiczności i jurorom.

- To była piękna opowieść powiedziana czystą gwarą śląską, bez żadnych niemieckich naleciałości – nie kryła zachwytu senator Dorota Simonides, członek jury w konkursie. – W dodatku pani Koj miała doskonały kontakt z żywo reagującą publicznością, a jej riposty na pytania jurorów były niezwykle inteligentne.

- Dla mnie i dla mojego Tomka nie ma znaczenia, czy mówimy dla 20, czy dla 2 tysięcy osób – opowiada pani Edyta. – Tremy w ogóle nie miałam. Prócz tytułu Ślązaka Roku Edyta Koj dostała też czek na 15 tys. złotych.

- Na razie mam tylko czek – mówi Koj. – Kiedy będą pieniądze? Nie wiem. Ale jak już będą, to je rozsądnie wydamy, najpewniej na wykończenie piętra domu. Trzy lata temu podwyższaliśmy budynek, potem mąż stracił pracę i remont stanął. Może teraz uda się go skończyć.

– Witom wos. Siednijcie se, to pogołdomy – przywitała nas w szkolnej Izbie Regionalnej Gimnazjum w Biadaczu młodzieżowa Ślązaczka Roku, Justyna Nikodem z Kolanowic. – Joł jest Ślązaczka tak jak moi ojcowie i starzykowie. Ale bałach się, bo to przeca ważny konkurs i wcalech nie myśloła, że bynda w finale, że Ślązaczką Roku zostanę. Tak jak biegle i czysto włada gwarą śląską, tak samo posługuje się językiem polskim. – Nie wstydzę się tego, bo to jest przecież mowa moich dziadków – mówi Justyna. – Jak by ja tak rychtyk zaczęła po polsku gołdać, to by nikt nie poznał, żech Ślązaczka. Justyna, uczennica II klasy Publicznego Gimnazjum w Biadaczu, swoje zainteresowania śląskimi tradycjami realizuje między innymi jako przewodniczka po Izbie Regionalnej. – Jestech też członkiem zespołu „Biadaczanie”, ktery prowadzi mojoł rechtorka Danuta Zalewska – mówi gwarą Justyna. - Łaza też do klubu tanycznego, gdzie się uca roztomajtych tanców.

Ciepło mówi o swoich babciach: Eugenii i Małgorzacie oraz dziadkach: Stefanie i Janie. – Babcia Eugenia opowiadała mi często różne przypowieści związane ze śląskimi wierzeniami – mówi Justyna. – Między innymi o utopcu i swiecnikach (świetlikach dop. red.), które wykorzystałam w moim konkursowym monologu. Opowiadał on o życiu śląskiej rodziny, problemach i troskach codzienności i o wierzeniach.

– Pierdoły, nie pierdoły te rozprołwki, wierzyć nie musimy, ale znać to my je powinniśmy, bo one są piękne, śląskie i nasze – uśmiecha się Justyna. To są jej wspomnienia z dzieciństwa. Nigdy nie przepadała za bajkami o Kopciuszku czy Królewnie Śnieżce. Wolała siadać babciom na kolanach i słuchać ich śląskiego bajania. Jest świadoma śląskich korzeni. – Bo to jest tak jak z drzewem, jeśli ich nie ma lub zostaną usunięte, to drzewo umiera – mówi Justyna. W trakcie konkursowego przesłuchania, gdy musiała odpowiadać na pytania członków komisji, zdarzyło się, że zaskoczyła samego profesora Jana Miodka stwierdzeniem, że jak aktorzy mają problemy z czystą gwarą śląską, to powinni ich przysyłać do niej po nauki. Rozbawiła tym wszystkich.

Katarzyna Kownacka, Andrzej Jagiełła

Po naszymu w Zabrzu gołdoły tak (zapis fonetyczny) Justyna Nikodem: „A wiecie co to byli swiecniki, mołcie o tym pojencie! To były take duchy, ktery łaziły po lesie! Łone nie ino swieciły, ale i uchoły. Dloł przykładu to mógł być tyn duch ciotki Hildy, abo tego pragliwego ujka Paula. Abo zajś tego Alojza, ożartucha, ktery u nołs w Kolanowicach gospoda utrzymywał. A joł się dowiedziała od mojej starki, że to nie były zołdne duchy umrzików, ale to był Alojz od Klary Pierdzikowej z Masowa. Jechoł z ostatniej szichty z fabryki z Łosowca. A widomo, kołżdoł ostatnia szichta była zawsze przedłużona. I tak jak jechoł na tym kole, to mioł za karkiem promila. I w tym lesie uchoł, a to swicienie, to było jago światło od koła...”

Edyta Koj: „Choć się tam bardzo narobia i idzie pedzieć w ucionżliwych warunkach, bo łot tego larma łeb mom łogromny, to cięgiem się w tyj szkole coś dzieja (...). Idzie tyż podciongnąć i uzupełnić swoje wiadomości. Wela joł się na tych ścianach i zoklach tych gazetków naczytam. Wszytko się idzia dowiedzieć: ło świecie, ło łunii, polityce, chorobach, narkotykach, antykoncepcji, jak mokijoż zrobić, włosy łofarbować, kaj jakoł rocznica i kiedy w szkole dyskoteka. A tych poważnych spraw to się durś przypominom coch się 30 lot temu uczuła i nawet trocha jenzyka łobcego lizna, bo na kożdej tablicy niż ją zetra, to je co poczytać.”

Co to za konkurs

„Po naszymu, czyli po śląsku” - konkurs na Ślązaka Roku, to impreza promująca śląską tradycję, kulturę i gwarę, organizowana przez Polskie Radio Katowice. W tym roku odbyła się po raz trzynasty. W jury zasiedli: Dorota Simonides, Kazimierz Kutz i Jan Miodek.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)