PublicystykaSławomir Sierakowski: Polska traci wpływy za granicą

Sławomir Sierakowski: Polska traci wpływy za granicą

Expose Ministra Spraw Zagranicznych nabrało większego niż zwykle to bywa znaczenia z tego powodu, że Polska zdążyła w bardzo krótkim czasie spaść z pozycji prymusa Europy na pozycję problemu w Europie. Kontynuacja "orbanizacji" Polski oraz to, co rząd rozumie przez "asertywną politykę zagraniczną", odbierze nam wpływy zarówno na decyzje podejmowane w Unii Europejskiej, jak i możliwości wzmocnienia bezpieczeństwa Polski przez NATO i Stany Zjednoczone - pisze Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski.

Sławomir Sierakowski: Polska traci wpływy za granicą
Źródło zdjęć: © Eastnews | Stefan Maszewski
Sławomir Sierakowski

29.01.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:19

Expose Ministra Spraw Zagranicznych nabrało większego niż zwykle to bywa znaczenia z tego powodu, że Polska zdążyła w bardzo krótkim czasie spaść z pozycji prymusa Europy na pozycję problemu w Europie. Kontynuacja "orbanizacji" Polski oraz to, co rząd rozumie przez "asertywną politykę zagraniczną", odbierze nam wpływy zarówno na decyzje podejmowane w Unii Europejskiej, jak i możliwości wzmocnienia bezpieczeństwa Polski przez NATO i Stany Zjednoczone - pisze Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski.

O Brukseli i Berlinie Minister Waszczykowski mówił w kategoriach "gastronomicznej" współpracy, czyli wybierania z europejskiego menu tylko tego, co rząd prezentujący nacjonalistyczną i antyliberalną politykę akceptuje. Zaczął od tego, że według Polski proces polityczny w Unii należy oprzeć na "woli politycznej suwerennych państw", co zapowiada chęć odzyskiwania przynajmniej części naszej suwerenności, którą scedowaliśmy integrując się z Unią.

To nie jest właściwy krok w świecie, w którym państwa narodowe systematycznie tracą wpływ na los swoich społeczeństw, a zyskują rynki finansowe, agencje ratingowe, korporacje, międzynarodowy terroryzm i kryzysy nie znające granic, jak kryzys uchodźczy, nie licząc mocarstw niedemokratycznych jak Chiny czy Rosja. Polska w pojedynkę może być jedynie ofiarą w tym otoczeniu. Na byciu ofiarą akurat się znamy i dla części przywódców społeczeństwa to instynktownie najbardziej naturalna rola, ale nie sposób uznać takiej polityki zagranicznej za dobrze służącą interesowi państwowemu.

Oczywiście, Waszczykowski - przynajmniej częściowo - zdaje sobie z tego sprawę. Naiwnie tylko wierzy, że "gastronomiczne" podejście może odnieść sukces. A co chce zamówić z menu? Przede wszystkim wspólny rynek, wspólne granice, pieniądze unijne i wspólną politykę energetyczną. Czego nie chce? Krytykowania większości parlamentarnej i rządu, wpływania na decyzje w Polsce, uchodźców, Nord Stream 2 i wpływu Rosji.

Minister skrytykował Unię za zbyt szybką integrację. Możliwy Brexit i kryzys w Grecji uznał za konsekwencję zbyt daleko posuniętych poczynań integracyjnych. Jest oczywiście dokładnie odwrotnie, bo gdyby Unia obok wspólnej polityki monetarnej dysponowała wspólną polityką fiskalną i była silniej zintegrowana, nie dochodziłoby do takiej nierównowagi między gospodarkami jak ta, która doprowadziła Grecję do kryzysu. Zaś naśladowanie Wielkiej Brytanii, która wymyśliła "gastronomiczną" integrację nie ma sensu, bo nie jesteśmy wyspą, która potrafi bronić się sama, zarówno militarnie jak i gospodarczo. Językiem globalizacji powinien być oczywiście polski, ale jest nim jednak angielski. Wielka Brytania może więcej, choć i tak na Brexicie straci, o ile do niego dojdzie.

Nie podoba się ministrowi wpływ Brukseli na rząd w Warszawie, ale sam z kolei chciałby zapobiec powstaniu "Unii dwóch prędkości", co jest komplementarną polityką wobec państw traktujących Unię "gastronomicznie". Nie chcecie uchodźców, węgla, demokracji liberalnej (na którą Polska zgodziła się podpisując się pod kryteriami kopenhaskimi ustanowionymi w 1993 roku), Euro i integracji politycznej? Ale inne państwa chcą się bezpiecznie rozwijać i nie widzą powodów, żeby czekać na Polskę, która dostawać chce wyłącznie pomoc i odmawia uczestnictwa w rozwiązywaniu problemów.

Można się było spodziewać, że Minister zaakcentuje silnie wolę jak najlepszych stosunków z Berlinem, które są kluczowe dla rozwoju i bezpieczeństwa Polski. Tym bardziej, że wcześniej te stosunki zdążył popsuć. Merkel ma prawo być zawiedziona, że w najtrudniejszej dla niej chwili, z Warszawy nie idzie wsparcie, tylko żenujące listy ministrów, popisujących się przed własnym elektoratem. Zabrakło w expose czegokolwiek równoważącego to zachowanie.

Bardzo ostrymi słowami minister potraktował Rosję, co jest zrozumiałe w kontekście polityki, jaką Rosja prowadzi dziś u siebie i na świecie. Niezrozumiałe jest to, że Polska pozwala sobie na tyle z Rosją, psując sobie jednocześnie stosunki z Zachodem, przez który dziś jest ostro krytykowana. Minister mówi o "dyplomacji wartości" jakby nie wiedział, jak wielką wartością dla Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych jest demokracja liberalna, w tym poszanowanie konstytucji, rządy prawa, trójpodział władz i wolności obywatelskie. Wszczęcie procedury kontroli praworządności wobec Polski jest właśnie "dyplomacją wartości" Unii Europejskiej. Żenujących pomysłów na "dyplomację historyczną" i "dyplomację medialną" (minister siebie podał za "najlepszy przykład") wolę nie komentować. Kolejne kompromitacje mamy zagwarantowane. Jedynym pozytywem tego jest to, że już raz PiS stracił władzę między innymi przez to, że Polacy nie wytrzymywali już wstydu za kraj rządzony przez takich dyplomatów historycznych i medialnych.

Jak gdyby nigdy nic, Waszczykowski przedstawił swoje ambitne plany związane ze szczytem NATO w Warszawie. Czyli jakby najważniejsze tytuły prasy amerykańskiej nie domagały się od Obamy ingerencji, odebrania Polsce szczytu ("Foreign Policy"), przypomnienia nam, że NATO nie jest tylko wspólnotą broni, ale wartości. Waszczykowski oczekuje, że Sojusz w Warszawie "potwierdzi praktycznie wiarygodność partnerstwa" i "zrównoważy różnice między starymi i nowymi członkami". Polska chce mieć jednakowy status jak kraje, gdzie są bazy NATO. Nie może być próżni bezpieczeństwa. "Oczekujemy tego od USA. Solidarność w Sojuszu obowiązuje wszystkich jednakowo na wszystkich kierunkach". Wszystko to prawda, też chcę baz NATO w Polsce, też uważam, że jesteśmy członkiem NATO drugiej kategorii, o czym pisałem nie raz w tej samej gazecie, której redakcja ("New York Times") w edytorialu napisała, że Polska odchodzi od demokracji. Tyle, że nikt nas tak nie oddala od realizacji tych nadziei, jak rząd Prawa i Sprawiedliwości.

Nikt nie da Polsce broni, wiedząc że Polską rządzą awanturnicy, kłócący się z niemieckimi politykami i dystansujący się od Brukseli. Nikt nie zaufa państwu, którego wojskiem dowodzi ktoś taki, jak wierzący w zamach smoleński Antoni Macierewicz. Zachód nie zaryzykuje uzbrajania nieodpowiedzialnych ludzi, albo bronienia ich, gdy wdadzą się w jakiś konflikt, hybrydowy czy nie.

Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1953)