PolskaSkazano mężczyznę, który groził gwałtem córce posła. "Nie znam pana Woźniaka, jego córki, żony"

Skazano mężczyznę, który groził gwałtem córce posła. "Nie znam pana Woźniaka, jego córki, żony"

Cztery miesiące więzienia w zawieszeniu i grzywna w wysokości 500 zł to kara dla Edwarda M., który groził córce posła Solidarnej Polski Tadeusza Woźniaka, że ją zgwałci. - Nie mam żadnych powodów, aby grozić jemu, jego rodzinie i innym osobom - bronił się skazany mężczyzna.

Skazano mężczyznę, który groził gwałtem córce posła. "Nie znam pana Woźniaka, jego córki, żony"
Źródło zdjęć: © Fotolia
Magdalena Nałęcz-Marczyk

- Ta kara ma wymiar prewencyjno-wychowawczy. Tu chodzi o bezpieczeństwo moich dzieci, a także o bezpieczeństwo osób, które piastują funkcje publiczne, a do których dzwonią osoby z groźbami, żeby wymusić określone działania polityczne - mówił po ogłoszeniu wyroku Tadeusz Woźniak.

Sąd uzasadnił wyrok czterech miesięcy więzienia i grzywny w wysokości 500 zł obawą, że groźba Edwarda M. mogła zostać spełniona. - Linia obrony oskarżonego nie miała pokrycia w rzeczywistości. Groźba dotyczyła dziecka, a samo przestępstwo miało znamiona użycia przemocy seksualnej i było wyrażone wulgarnie - stwierdzi sędzia Dominik Barański, cytowany przez portal dzienniklodzki.pl.

Edward M. zadzwonił do biura posła Solidarnej Polski we wrześniu 2016 r. Sejm zajmował się wtedy kwestią zaostrzenia ustawy aborcyjnej. - Niech Woźniak zrezygnuje z głosowania na ustawę aborcyjną, gdyż wiemy, gdzie mieszka, wiemy, że ma córkę i my ją wy** - przekazano przez telefon dyrektor biura poselskiego.

Córka posła płakała

Gdy policja ustaliła, że telefon wykonał M. mężczyzna zaprzeczył. - Nie mam żadnych powodów, aby grozić jemu, jego rodzinie i innym osobom. Nie znam pana Woźniaka, jego córki, żony. Nie wiem, gdzie mieszkają. Nie należę do żadnej partii, a od 1995 r. jestem wręcz apolityczny - powiedział podczas rozprawy.

Tłumaczył, że jako były biegły sądowy może mieć wrogów i najwidoczniej rozmowę zawierającą groźbę przeprowadził z jego telefonu "pan Władysław spod Żychlina". M. nie potrafił jednak wyjaśnić, kim był ten człowiek. Stwierdził jedynie, że był z nim przez chwilę w jednym pokoju, ale wyszedł bez komórki, żeby zaparzyć kawę.

- Najmłodsza córka bała się po tym wszystkim wychodzić z domu, płakała. Musieliśmy otoczyć ją ochroną - mówił na rozprawie poseł.

Źródło: dzienniklodzki.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)