Skazano mężczyznę, który groził gwałtem córce posła. "Nie znam pana Woźniaka, jego córki, żony"
Cztery miesiące więzienia w zawieszeniu i grzywna w wysokości 500 zł to kara dla Edwarda M., który groził córce posła Solidarnej Polski Tadeusza Woźniaka, że ją zgwałci. - Nie mam żadnych powodów, aby grozić jemu, jego rodzinie i innym osobom - bronił się skazany mężczyzna.
16.11.2017 | aktual.: 30.03.2022 10:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Ta kara ma wymiar prewencyjno-wychowawczy. Tu chodzi o bezpieczeństwo moich dzieci, a także o bezpieczeństwo osób, które piastują funkcje publiczne, a do których dzwonią osoby z groźbami, żeby wymusić określone działania polityczne - mówił po ogłoszeniu wyroku Tadeusz Woźniak.
Sąd uzasadnił wyrok czterech miesięcy więzienia i grzywny w wysokości 500 zł obawą, że groźba Edwarda M. mogła zostać spełniona. - Linia obrony oskarżonego nie miała pokrycia w rzeczywistości. Groźba dotyczyła dziecka, a samo przestępstwo miało znamiona użycia przemocy seksualnej i było wyrażone wulgarnie - stwierdzi sędzia Dominik Barański, cytowany przez portal dzienniklodzki.pl.
Zobacz także
Edward M. zadzwonił do biura posła Solidarnej Polski we wrześniu 2016 r. Sejm zajmował się wtedy kwestią zaostrzenia ustawy aborcyjnej. - Niech Woźniak zrezygnuje z głosowania na ustawę aborcyjną, gdyż wiemy, gdzie mieszka, wiemy, że ma córkę i my ją wy** - przekazano przez telefon dyrektor biura poselskiego.
Córka posła płakała
Gdy policja ustaliła, że telefon wykonał M. mężczyzna zaprzeczył. - Nie mam żadnych powodów, aby grozić jemu, jego rodzinie i innym osobom. Nie znam pana Woźniaka, jego córki, żony. Nie wiem, gdzie mieszkają. Nie należę do żadnej partii, a od 1995 r. jestem wręcz apolityczny - powiedział podczas rozprawy.
Tłumaczył, że jako były biegły sądowy może mieć wrogów i najwidoczniej rozmowę zawierającą groźbę przeprowadził z jego telefonu "pan Władysław spod Żychlina". M. nie potrafił jednak wyjaśnić, kim był ten człowiek. Stwierdził jedynie, że był z nim przez chwilę w jednym pokoju, ale wyszedł bez komórki, żeby zaparzyć kawę.
- Najmłodsza córka bała się po tym wszystkim wychodzić z domu, płakała. Musieliśmy otoczyć ją ochroną - mówił na rozprawie poseł.
Źródło: dzienniklodzki.pl